Najważniejsze są buty. Nie trzeba kupować nie wiadomo jak wypaśnych, ważne tylko, żeby miały amortyzację. Mi na samym początku najbardziej dokuczał ból stawów, ponieważ biegałam w butach z cienką gumową podeszwą. Gdy wreszcie dopasowałam obuwie do swojej stopy, to bieganie osiągnęło zupełnie nową jakość – mówi Beata Blaszke, która w lipcu wywalczyła pierwsze miejsce w kategorii wiekowej 50 plus w Biegu 7 szczytów. Była też drugą kobietą na mecie.


240 km biegiem po górach

Bieg 7 Szczytów odbył się 13 lipca w Lądku Zdroju. Był częścią Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich. Długość trasy wynosiła 240 km. Najwyższy punkt biegu położony był na wysokości 1425 m n.p.m., najniższy – na ok. 261 m n.p.m. Różnica wysokości wynosiła zatem 1164 m.
W tym biegu udział wzięło 400 osób. W całym festiwalu – 5000 zawodników, którzy zmierzyli się na 9 dystansach, prowadzących po najpiękniejszych górskich szklakach Ziemi Kłodzkiej. Dla gliwiczanki był to pierwszy bieg tej długości. Poprzedni najdłuższy wynosił 150 km.

Zdrowe hobby

Beata Blaszke biega hobbystycznie od 9 lat, a od 5 bierze udział w biegach ultra w górach. Wcześniej biegała na asfaltowych trasach i w koronie maratonów, jednak szczególnie upodobała sobie bieganie w górach.
- Po asfalcie jest trochę łatwiej, to fakt – przyznaje. Dodaje jednak, że takie bieganie jest nieco monotonne. - Od dziecka chodziłam po górach. Te zmieniające się widoki bardziej mi odpowiadają. Poza tym to też w jakiś sposób odciąża nogi, ponieważ gdy biegniemy pod górę, pracują inne partie mięśni, a inne, gdy biegniemy po terenie płaskim. Nogi są zatem mniej obciążone. Natomiast po asfalcie biegnąc pracują cały czas te same partie mięśni i nawet krótszy dystans bardziej je obciąża – ocenia.

O wszystkim woli decydować sama

Od listopada ubiegłego roku gliwicka biegaczka należy do teamu Góral z Mazur Running Team, ale jest to tylko przynależność klubowa.
- Byłam też na obozie biegowym u Rafała Kota, czyli jednego z czołowych polskich Ultrasów. Rozmawiałam z nim o tym, w jaki sposób przygotować się do tego biegu, ale sama sobie rozpisałam treningi, sama decydowałam o tym, w jaki sposób to się będzie odbywać. Półtora miesiąca temu podczas Jura Fest rozmawiałam z Patrycją Bereznowską, najlepszą polską Ultraską w sprawie odżywiania. Jak się później okazało, jej rady się w moim przypadku nie sprawdziły. Stosowanie żeli dla mnie nie jest zbyt dobrym wyborem. Ostatecznie zatem o wszystkim sama decydowałam. Wydaje mi się, że przez te 9 lat biegania dość dobrze poznałam swój organizm – mówi gliwiczanka.
Przygotowując się do Biegu 7 szczytów trenowała 6 dni w tygodniu, jeden dzień odpoczywała. Ale i to nie do końca.
- Czasami było tak, że ten jeden dzień odpoczynku przeznaczałam na rozciąganie, jogę czy rolowanie – przyznaje z uśmiechem. – Natomiast w dni treningowe starałam się robić dłuższe trasy, czyli ok. 20 km, a w weekend nawet więcej. Czasami wpadały jakieś biegi po 50 km, ale w ostatnim półroczu było ich zaledwie kilka. Średnio wychodziło jakieś 100 km na tydzień.

Nie ma życia bez biegania

- Gdy biegnę, mam bardzo dużo czasu na przemyślenia, poukładanie sobie wielu rzeczy w głowie. To też jest sposób na odreagowanie negatywnych emocji, stresów związanych z życiem codziennym. Czuję się lepiej fizyczne, bardziej zdrowa, bardziej fit – wylicza Beata Blaszke. - To już tak długo trwa, że chyba nie potrafiłabym sobie tego mojego życia wyobrazić bez biegania. Faktem jest, że ten mój dzienny plan dnia jest bardzo napięty, nie ma za wiele czasu na relaks, ale tak też się zdarza – dodaje ze śmiechem.
Na co dzień Beata pracuje w laboratorium produkującym materiały ogniotrwałe. Częściowo pracuje przy komputerze, ale ma też możliwość wykonywania zadań wymagających większej aktywności. Wcześniej przez 1,5 roku pracowała w biurze.
- To była stricte siedząca praca. Nie potrafiłam się w tym odnaleźć. Nosiło mnie. Teraz jest o tyle fajnie, że jak mam dość siedzenia, zawsze mogę iść zrobić sobie jakieś badania, a później ponownie zasiąść do komputera. Taka praca mi bardziej odpowiada – wyjaśnia.

Zdobyć kolejne szczyty

We wrześniu odbywa się Baran Ultra Race, bieg na dystansie 180 km. Gliwiczanka zastanawia się, czy wziąć w nim udział. Nie ze względu na długość trasy, ale dużą ilość przewyższeń i krótkie limity czasowe. Rozważa także udział w kolejnej edycji Biegu 7 szczytów.
- Myślałam, że już więcej go nie pobiegnę, teraz się waham, czy za rok nie będę chciała też w tym biegu startować. Pierwsze 130 km to był dla mnie bardzo przyjemny, lekki bieg. Czułam jedynie niewielkie zmęczenie. Później było nieco trudniej – kolejne 18 km było na odkrytym terenie, w pełnym upale, a do tego zabrakło mi wody. Ten odcinek był najgorszy, ale ostatecznie mile wspominam ten bieg. Nie był dla mnie zabójczy. Wydaje mi się, że mój organizm lubi takie dłuższe dystanse. A ja jestem wytrzymała i dobrze przygotowana – podsumowuje nasza rozmówczyni.

Rozmawiała:
Adriana Urgacz-Kuźniak

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj