Mój zmarły mąż omal nie trafił do cudzego grobu, kondukt biegał za trumną po cmentarzu, a ja do dziś nie usłyszałam słowa przepraszam – skarży się gliwiczanka.     

Ignacy Bronisław Kluska, chrześniak samego Ignacego Mościckiego, przedwojennego prezydenta Rzeczpospolitej, zmarł w Gliwicach 4 grudnia 2014 roku. Miał 77 lat. - Mąż spokoju nie miał za życia, nie miał i po śmierci. Nie pochowano go z należytą zmarłemu godnością – skarży się żona. 

Siedem lat temu pani Kluskowa wykupiła miejsce na cmentarzu Lipowym. Obok drzewa, bo tak chciał małżonek. Grób był piętrowy, dwuosobowy, obmurowany. Kwatera numer 187. Tymczasem, według żony zmarłego, w dzień pogrzebu kondukt stanął pod kwaterą z numerem 16 – tam czekała przygotowana piwniczka. 

W ostatnim momencie pogrążoną w smutku żonę coś tknęło. To nie ten grób! Przecież wykupiona przez nią kwatera znajduje się dwadzieścia metrów dalej! 

Kobieta wskazała pracownikom zakładu pogrzebowego właściwą piwniczkę i zażądała, by tam spoczęło ciało jej męża. W miejscu, za które przez siedem lat płaciła.  

Zrobiło się zamieszanie. W środku ceremonii, przy księdzu i żałobnikach. Ktoś popełnił najwyraźniej fatalną pomyłkę. A nie można przecież pochować pana Ignacego w cudzej kwaterze. Trzeba było sprowadzić ekipę, by szybko odsłoniła grób rodziny Klusków. Skonfundowany kondukt krążył po cmentarzu, a ludzie z firmy pogrzebowej, z trumną na ramionach, od grobu do grobu, wnosili zmarłego do samochodu i wynosili na powrót. 

Żałobnicy byli oburzeni, żona zmarłego zszokowana. Najgorsze, że jeszcze podczas ceremonii otrzymała pierwsze razy. Niektórzy krewni i znajomi byli na nią oburzeni. Twierdzili, że pogrzebu męża dobrze załatwić nie potrafiła. Kobiecie ręce się trzęsły jeszcze w redakcji, gdy o tym opowiadała.

Zadzwoniliśmy do firmy, której przygotowanie pogrzebu zlecono. Tam wytłumaczono, jak sprawa wygląda. Otóż pracownicy sami szukają lokalizacji grobu – jest taka możliwość dzięki internetowi – z wyjątkiem sytuacji, gdy mają do czynienia z rezerwacją. Firma nie prowadzi bowiem monitoringu rezerwacji. Wtedy bierze się od rodziny dokument, na którym lokalizacja jest podana i przekazuje pracownikom cmentarza. Ci z kolei przekazują grabarzowi. Tak było i w sytuacji pani Kluskowej. 

Sama zainteresowana o błąd oskarża pracowników cmentarza. Kobieta twierdzi, że mają bałagan i dlatego pomylili piwniczki. 

- Po pogrzebie poszłam do kierownictwa, które urzęduje przy cmentarzu Centralnym. Nikt nie przyznał się do winy, nikt mnie nie przeprosił, a tylko tego chciałam – dodaje.  

Zadzwoniliśmy do MZUK, który gliwickimi cmentarzami zarządza. Marzena Sosnowska, rzeczniczka prasowa oraz kierownik cmentarza spotkali się z nami na Lipowym. To, co pokazali, trochę zaskoczyło. Lustrzane odbicie. Spróbujmy wytłumaczyć, choć sprawa skomplikowana. 

Jest alejka, w alejce dwa rzędy. Siedem lat temu, gdy pani Kluskowa wykupiła miejsce, koniec jednego rzędu wyglądał identycznie jak początek drugiego. Przy kwaterach rosły nawet te same drzewa. Mało tego, piwniczki znajdujące się na drugim miejscu każdej ze stron murował ten sam kamieniarz. Zgodnie z dokumentami, jakie przyniosła ze sobą Sosnowska, w czasie pogrzebu pomyłki nie było – piwniczka odkryta przez grabarza to ta z numerem 187, wykupiona przez naszą gliwiczankę. Żona zmarłego stwierdziła jednak, że to numer 16 i kazała przejść konduktowi na przeciwną stronę alejki. Pod numer 187, który, zgodnie z dokumentacją, okazał się jednak 16... 

O tym, by sprawdzić, jak sprawa wygląda w dokumentacji, nikt wtedy nie pomyślał. Sytuacja była nerwowa. Czekał ksiądz, czekali ludzie towarzyszący zmarłemu w ostatniej drodze.  

W efekcie, według zapisów w dokumentach, pan Ignacy spoczywa w cudzej kwaterze, wykupionej przez rodzinę z Knurowa. MZUK ma więc teraz zagwozdkę. Musi knurowian o pomyłce poinformować. Dobrze, że nie odbył się dotąd kolejny pogrzeb, bo problem byłby większy...     

Marysia Sławańska 



Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj