Kolejne ograniczenia związane z koronawirusem rząd zniósł 25 lipca. Dotyczą przede wszystkim imprez masowych. 
Zamknięte w marcu granice otwarto 13 czerwca, z tym że ograniczono się wyłącznie do państw Unii Europejskiej. Można więc już swobodnie podróżować, bez konieczności kwarantanny po powrocie. 

Zamknięte pozostają na razie granice zewnętrzne Unii. Polska działa tu zgodnie z zaleceniami Komisji Europejskiej, rekomendującej, by znieść kontrole wewnętrz Wspólnoty. Z decyzji tej korzystają nie tylko osoby pracujące poza Polską, ale, w okresie letnim, przede wszystkim podróżni wyjeżdżający na urlopy.

Kolejne rygory poluzowano pod koniec ubiegłego tygodnia. Od 25 lipca na trybuny stadionów, boisk czy hal sportowych wchodzi już więcej kibiców: publiczność może zająć połowę miejsc obiektu. 

Zniesienie obostrzeń objęło i branżę eventową, czyli wszelkie targi, wystawy, kongresy, konferencje. Chodzi o zwiększenie liczby uczestników. Do tej pory na takich imprezach na osobę musiały przypadać cztery metry kwadratowe, teraz może to być 2,5 m. Nie ma też limitu osób (było 150). 

Tę decyzję rząd tłumaczy następująco: targi czy kongresy odbywają się zazwyczaj w dużych obiektach, często ze strefami w przestrzeni otwartej, zaś uczestnicy eventów są w pełni identyfikowalni na wypadek pojawienia się zakażeń.

Zmiany w limitach osób dotyczą także basenów, parków wodnych oraz imprez artystycznych i rozrywkowych. Jeśli chodzi o te pierwsze (baseny kryte i otwarte), nie ma ograniczeń. Inaczej w aquaparkach: tu obowiązuje limit do 75 proc. obłożenia obiektu. Z kolei jeżeli chodzi o widzów na basenach, mogą zajmować co drugie miejsce, w rzędach naprzemiennie. 

Nie ma zaś obowiązku naprzemiennego zajmowania miejsc w kinach, na imprezach artystycznych i rozrywkowych „pod dachem” (kluby muzyczne, sale widowiskowo-sportowe, amfiteatry, muszle koncertowe).

I następna istotna zmiana: zdecydowano o skróceniu, z dwóch metrów do 1,5 m, dystansu między ludźmi w miejscach publicznych. Choć, patrząc na same Gliwice, tego dystansu nie ma już dawno – i na ulicy, i w sklepach. 

Wciąż obowiązuje zakrywanie ust i nosa w sklepach czy środkach komunikacji. W autobusach w naszym mieście część pasażerów do nakazu się nie stosuje, a mało który kierowca zwraca na maseczki uwagę. Inaczej w sklepach – jak donoszą nasi czytelnicy, w wielu punktach handlowych sprzedawcy wypraszają klientów niezakrywających twarzy, bojąc się wysokich kar finansowych.

Póki co w Gliwicach i powiecie nie mamy poważnego problemu ze wzrostem zakażeń, z epidemią uporała się już kopalnia Sośnica, ale w kraju czy województwie śląskim sytuacja nie wygląda optymistycznie. Wciąż pojawiają się głosy o nowych przypadkach koronawirusa wśród gości weselnych, uczestników mszy, letników. 

– Byliśmy ostatnio z rodziną w Zakopanem. Na Krupówkach tłumy, oczywiście bez masek. O dystansie społecznym też nie było mowy – informuje pan Mariusz z Gliwic. A to tylko jeden z wielu głosów, jakie otrzymujemy.

Zobaczymy więc, jak statystki będą się przedstawiać pod koniec lata, gdy wszyscy wrócą z urlopów. Na razie rząd chwali się ustabilizowaną sytuacją i zaleca dystans, zakrywanie twarzy oraz częste mycie i dezynfekcję rąk. Czy to wystarczy? Czas pokaże. Lekarze alarmują jednak: epidemia może wrócić jesienią. 

(ms)
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj