Kiedy 60-letnia gliwiczanka wypłaciła w banku ponad 4 tys. zł, na alei Przyjaźni podszedł do niej najpierw jeden oszust, potem drugi i tak sprawnie odegrali swoje role, że kobieta pokazała im zawartość torebki, a w efekcie dała się okraść. Kolejny przykład ku przestrodze.  
Jeden z mężczyzn grał rolę człowieka, który właśnie, na chodniku, znalazł zwitek amerykańskich dolarów, drugi - eleganckiego i lamentującego właściciela tychże pieniędzy (właśnie je zgubił i oskarżył pierwszego z "aktorów" oraz 60-latkę o przywłaszczenie sobie znalezionej gotówki). 

Panowie tak zmanipulowali pokrzywdzoną, że dobrowolnie, w atmosferze pełnej kultury i uprzejmości, zgodziła się ona, by nieznajomi sprawdzili zawartość jej torebki i przeliczyli pieniądze, które właśnie wypłaciła. 

Po przeliczeniu banknotów, gdy gliwiczanka okazała się "czysta", rzekomy znalazca dolarów zaczął uciekać. Wtedy właściciel zguby powiedział, że musi gonić złodzieja i rzucił się w pościg. Kobieta ruszyła w swoją drogę, czyli do innego banku, by tam wpłacić gotówkę na konto. "Przedstawienie" się skończyło.

Minęło kilkadziesiąt minut i dopiero w drugim banku gliwiczanka zauważyła, że w torebce nie ma swoich ponad 4 tys. zł. 

Niestety, pokrzywdzona nie zadzwoniła od razu na policję, by zgłosić przestępstwo.

Co ciekawe, gdy wracała do domu taksówką, na jednej z ulic zauważyła złodziei, o czym powiedziała nawet taksówkarzowi. Nie wiedzieć, czemu oboje nie doszli do wniosku, że natychmiast należy zawiadomić stróżów prawa...

60-latka dopiero następnego dnia udała się na III komisariat. Czas, jaki minął od oszustwa i kradzieży, działa oczywiście na niekorzyść ofiary. 



wstecz

Komentarze (0) Skomentuj