Obiektem „opiekuje się” miasto, chroni go konserwator. Ale tak naprawdę nie ma już czego chronić. Zameczek, a raczej to, co z niego zostało, jest na sprzedaż. I tu trzeba odważnego inwestora, który ruinę zmieni w dobrze prosperujący lokal. Taki jak przed wojną.

Fatum towarzyszyło przez minione lata Zameczkowi Leśnemu. Obiekt położony wśród parkowej zieleni ma ponadstuletnią historię. Wybudowano go   w drugiej połowie XIX wieku i przez lata był ulubionym miejscem  spotkań gliwiczan. Przed pierwszą wojną światową istniała w tej okolicy strzelnica sportowa, później dobudowano muszlę koncertową. Organizowano tutaj ciekawe imprezy. Niestety, zawierucha wojenna nie oszczędziła Waldschlösschen i dopiero w 1950 r. wyznaczono nowego gospodarza nieruchomości.

Przedsiębiorstwo Budowy Zakładów Przemysłu Ciężkiego w Gliwicach wyremontowało obiekt i uczyniło z niego ośrodek szkoleniowy. Potem został on przekazany Komitetowi Budowy Parku Kultury i Wypoczynku dla miast Gliwice i Zabrze. Miał być istotnym elementem rozrywkowo-rekreacyjnym budowanego kompleksu parkowego. Kolejnym użytkownikiem, w latach 1960-1976, były Gliwickie Zakłady Gastronomiczne. Zameczek Leśny stał się wówczas prawdziwą gastronomiczną perłą Gliwic. Trzy osobne sale restauracyjne, dancingi, smaczna kuchnia sprawiały, że lokal sławny był w całej okolicy.

W 1976 roku zlikwidowano Zjednoczenie Przemysłu Gastronomicznego, a majątek przekazano Zarządowi Centralnego Związku Spółdzielni Spożywców Społem. To przekazanie nie odbyło się jednak zgodnie z przepisami, bo Społem nigdy nie uzyskało tytułu prawnego do nieruchomości. Sprawa wyszła na jaw dopiero w 1992 roku, przy okazji decyzji o komunalizacji mienia państwowego, a zakończyła się sporem sądowym na linii urząd miejski – spółdzielnia. Wygrały władze samorządowe i kilka lat temu odzyskały obiekt. Dziś z lat świetności pozostały jednak tylko wspomnienia.

Po odzyskaniu zameczku urzędnicy ogłosili przetarg  na zakup tej nieruchomości.  Kwota wywoławcza: 2 mln zł, wraz z oddaniem w wieczyste użytkowanie 2,8 ha gruntu o wartości 3,8 mln. Niestety, nie znalazł się chętny. Podobnie jak podczas drugiego przetargu, który ogłoszono rok temu. Cena wywoławcza była wtedy nieco niższa od zaproponowanej poprzednio. Wartość prawa własności gruntu wynosiła niecałe 3,2 mln zł, a budynków około 1,6 mln. Z uwagi na miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego terenu  może tu powstać jedynie obiekt usługowy, spełniający funkcję  hotelarsko-restauracyjną lub szeroko rozumianą rozrywkową, na przykład kasyno.

Zapewne jednym z elementów, który spowodował brak zainteresowania ze strony ewentualnych inwestorów w pierwszych dwóch przetargach, były obostrzenia, jakie wprowadzono w kwestii terminu realizacji inwestycji. Narzucono pięcioletni okres. Urzędnicy chcieli zastosować taki sam mechanizm, jak w przypadku zawartej ugody z inwestorem, który w tej chwili buduje biurowiec na rogu ulic Dolnych Wałów i Dworcowej. Taka konstrukcja prawna zabezpieczać miała interesy miasta.

Gliwice planują w najbliższym czasie podjąć kolejne próby zbycia obiektu. - Naszym zamysłem jest sprzedaż prawa własności budynku wraz z oddaniem w użytkowanie wieczyste gruntu, co wiąże się z korzyściami dla ewentualnego inwestora w postaci ceny, jaką miałby ponieść, aby dysponować nieruchomością – mówi rzecznik prezydenta Marek Jarzębowski. - Oddanie w użytkowanie wieczyste gruntu wiąże się z opłatą pierwszą w wysokości 25 proc. wylicytowanej jego wartości. Inwestor po wygraniu przetargu zapłaciłby kwotę równą wylicytowanej cenie sprzedaży prawa własności budynku i 25 proc. wylicytowanej ceny własności gruntu. Chcemy też zrezygnować z ograniczeń dotyczących terminu realizacji inwestycji.

Czy podjęte działania będą zachętą dla ewentualnego kupca? Wątpliwe, jeśli weźmie się pod uwagę stan techniczny obiektu, który jest już ruiną nadającą się tak naprawdę do wyburzenia. Z tym może być jednak kłopot. Chodzi bowiem o kwestie nadzoru konserwatorskiego.

- Stan techniczny budynku jest bardzo zły – twierdzi Jarzębowski. - Zleciliśmy ekspertyzę techniczną w tej sprawie. Oceni ona stopień zużycia, a także sprecyzuje zalecenia co do dalszego użytkowania obiektu. Dopiero po zapoznaniu się z tym dokumentem podejmiemy dalsze decyzje.
 
Jarzębowski mówi, że miasto prowadzi korespondencję z wojewódzkim konserwatorem zabytków w sprawie warunków ewentualnego wyburzenia. - Nie jest tajemnicą, że koszty rewitalizacji zameczku, uwzględniając zalecenia konserwatorskie, byłyby znacznie wyższe od ewentualnego postawienia w tym miejscu nowego budynku - zauważa.  

Przypomnijmy, że miasto już raz zwróciło się o zdjęcie kurateli nad zrujnowanymi zabudowaniami, ale spotkało się to z odmową. Jak będzie teraz?

Zdziwiony wypowiedzią Jarzębowskiego jest Mirosław Rymer, doradca prawny i rzecznik prasowy Śląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Katowicach, który przekonuje, że obecnie nie są prowadzone żadne rozmowy na linii ŚWKZ - prezydent Gliwic w sprawie wyburzenia Zameczku Leśnego.
- Owszem między oboma organami prowadzona była korespondencja w tej sprawie, jednak miało to miejsce po raz ostatni pół roku temu. Jak mówi Rymer, zameczek nie jest wpisany do rejestru, a jedynie został wskazany przez ŚWKZ do ujęcia w gminnej ewidencji zabytków miasta Gliwice.

W związku z tym jego ewentualna rozbiórka nie wymaga pozwolenia, ale uzgodnienia z wojewódzkim konserwatorem. - Konieczność rozbiórki musi jednak wynikać jednoznacznie z ekspertyzy technicznej – twierdzi Rymer. Jak się dowiadujemy, wcześniej ŚWKZ negatywnie ocenił zamiar rozbiórki. Miejmy nadzieję, że teraz ekspertyza jednoznacznie zburzy konserwatorski opór, bo chronić nie ma już czego. Widać to gołym okiem.

Andrzej Sługocki 


Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj