Posiedzenie komisji bezpieczeństwa i ochrony środowiska gliwickiej rady miasta  przyniosło nieoczekiwane rozstrzygnięcie. Korzystne dla drzew.  
Z klonami  było tak: urzędnicy, z pomocą Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, chcieli pozbawić statusu pomnika 15 drzew rosnących wzdłuż Kłodnicy. W styczniu 2018 wydano stosowne decyzje, w których stwierdzono, że są one chore i niebezpieczne, więc już dawno straciły walory przyrodnicze. Prezydent przygotował projekt uchwały a radni mieli nad nią głosować na marcowej sesji rady miasta. W praktyce takie działanie oznaczało wycinkę. 

Natychmiast zareagowali społecznicy z rad osiedla Śródmieście i Wójtowa Wieś, aktywiści miejscy z Ośrodka Studiów o Mieście i mieszkańcy. Nie zgadzali się na zniszczenie pomnika przyrody. Postulowali, żeby przed podjęciem decyzji radni zwrócili się o uzyskanie rzetelnej informacji o zagrożeniu stwarzanym przez drzewa i możliwościach  ich zabezpieczenia.

Aleja klonów srebrzystych stała się pomnikiem przyrody w 1981 roku - wtedy było to 25 drzew. W 2005 roku wojewoda uznał, że taki status przysługuje już tylko 15 klonom, reszta chorowała i była spróchniała. Część drzew więc wycięto, ale o pozostałe dbano incydentalnie. A tak naprawdę, jak przyznał Tadeusz Mazur, dyrektor Miejskiego Zarządu Usług Komunalnych, dopiero przez ostatni rok, kiedy wykonano najprostsze prace  - cięcia pielęgnacyjne i ostrzykiwania.  

Podczas marcowej sesji rady miasta Dominik Dragon, radny PO, wnioskował o odesłanie projektu uchwały o pozbawieniu alei statusu pomnika przyrody, do właściwej komisji. Wskazał, że należy wsłuchać się w głos społeczników. Wyjaśniał, że potrzeba nieco więcej informacji, niż ta zawarta w uzasadnieniu uchwały, bo nie należy przesadnie ufać zapewnieniom służb zajmujących się miejską zielenią. Już raz okazało się, że ich poczynania stoją w opozycji do społecznych działań, a chodziło o aleję lip z Mickiewicza - dzięki determinacji mieszkańców udało się ją uchronić od wycinki. Dwunastu radnych z PO i PiS głosowało za wnioskiem Dragona, ośmiu, z Koalicji dla Gliwic Zygmunta Frankiewicza, było przeciw. Projekt miał trafić ponownie w ręce radnych z komisji bezpieczeństwa i ochrony środowiska, którzy już raz uchwałę zaopiniowali pozytywnie.

Komisja zebrała się 16 kwietnia, ale okazało się, że tematem klonów zajmować się nie będzie, bo, jak tłumaczył Zdzisław Goliszewski, jej przewodniczący, uchwałę zdjęto z porządku obrad kwietniowej sesji. Jednak na posiedzeniu o drzewach rozmawiano. - Przychyliliśmy się do prośby społeczników i wysłuchamy co mają do powiedzenia - stwierdził Goliszewski. Dodał, że radni otrzymali maile z propozycjami dotyczącymi działań chroniących klony. Małgorzata Konior, przewodnicząca rady osiedla Śródmieście nie kryła, że urzędnicy postąpili pochopnie.  - Niestety, za pierwszym razem komisja zaakceptowała projekt uchwały bez żadnych zastrzeżeń. Dlatego i tym razem my, mieszkańcy, powinniśmy wziąć sprawy w swoje ręce i przypilnować radnych, żeby sprawa statusu klonów została dokładnie zbadana - mówiła.

Co zatem powinna zrobić komisja ? Przede wszystkim zlecić przeprowadzenie ekspertyz dendrologicznych z prawdziwego zdarzenia, wykonanych przez niezależnych specjalistów z zakresu leczenia i pielęgnacji drzew, obejmujących metody takie jak: sonda arborystyczna, osłuch, badanie statyki metodą tensometryczną. Komisja powinna też zbadać rzeczywisty stan zagrożenia, jaki mogą powodować drzewa oraz zlecić specjalistom dendrologom ocenę, czy istniejące zabezpieczenia drzew są wykonane prawidłowo i czy można je poprawić aby zwiększyć bezpieczeństwo mieszkańców.

Po krótkiej dyskusji radny Krzysztof Kleczka złożył wniosek, by komisja wystąpiła do prezydenta o takie ekspertyzy i je przeanalizowała, zanim ponownie zajmie się klonami z Kłodnickiej. Wszyscy radni byli za.

Małgorzata Lichecka








Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj