To pierwsza taka ekspozycja w historii muzealnictwa na Śląsku. Obraz minionego świata śląskich regimentów i zarazem barwna opowieść o jednostkach wojskowych kwaterujących na trenie prowincji śląskiej w okresie od lat sześćdziesiątych XIX w. do wybuchu Wielkiej Wojny w 1914 roku.
28 stycznia o godz. 16.00  w Willi Caro  otwarcie wystawy „Z Bogiem za króla i ojczyznę. Kultura militarna prowincji śląskiej od wojen zjednoczeniowych do Wielkiej Wojny (1864 – 1914)”.

Ze Zbigniewem Gołaszem, kuratorem wystawy i Norbertem Koziołem, właścicielem kolekcji, którą zobaczmy w gliwickim muzeum, rozmawia Małgorzata Lichecka.  

Czym jest kultura militarna?

Zbigniew Gołasz: Zjawiskiem związanym z wojskowością, jednak znacznie wykraczającym poza tę sferę. Mówiąc o kulturze militarnej, mamy na myśli na przykład budynki wojskowe, różnego typu artefakty, zjawisko rezerwistyki, modę wojskową, dokumenty i fotografie. Ceremoniał i symbolikę: szamerowane mundury, broń i ordery, przemarsze, defilady i parady, uroczystości pułkowe, manewry i ćwiczenia. Kultura militarna w dekadach poprzedzających wybuch pierwszej wojny światowej stanowiła jeden z najistotniejszych segmentów funkcjonowania społeczeństw europejskich. Mundur stawał się ważnym, często dominującym elementem pejzażu miejskiego, oddziaływał na ówczesną modę i obyczaje. Również na Śląsku, który w połowie XVIII w., w wyniku wojen prowadzonych z Austrią, wszedł w skład państwa pruskiego. Od schyłku tego stulecia na terenie prowincji śląskiej rozpoczęto formowanie jednostek wojskowych, co nabrało dynamiki w okresie wojen.

Czy wówczas kultura militarna była wyjątkowo bogata i atrakcyjna?

Zbigniew Gołasz: Wystawa obejmuje lata 1870 – 1914 i jest to, z historycznego punktu widzenia, czas szczególny. Początkową datą przyjętej przez nas ramy chronologicznej są  wojny zjednoczeniowe, w wyniku których powstają nowe państwa:  w 1864 roku wojna prusko-duńska, w 1866 roku – prusko-austriacka i w 1871 roku – prusko-francuska.  W efekcie tej ostatniej dochodzi do zjednoczenia Niemiec i utworzenia cesarstwa. Data końcowa to rozpoczęcie pierwszej wojny światowej, czyli koniec barwnego świata mundurów. Właśnie w 1914 roku pojawia się mundur feldgrau (polowa szarość), a żołnierze przestają być elementem pejzażu miejskiego, bo wyjeżdżają na front.
Wystawa w gliwickim muzeum obejmuje pięć dekad pokoju – wojsko nie służy celom militarnym, ale jest istotnym elementem państwa niemieckiego, jego fundamentem, wykorzystywanym w polityce. Również straszakiem. Niemcy chwalą się garnizonami. – Mamy dużo wojska – mówią  rządzący i generałowie – musimy budować specjalne obiekty. Widzimy to w Gliwicach, mieście z tradycją garnizonową.  Koszary zajmowały spory obszar miasta, niestety, wiele z nich zniknęło, jak te ułanów von Katzlera przy ul. Daszyńskiego, a szkoda, bo była to materialna pamiątka tamtej epoki. Pozostały budynki regimentu feldmarszałka Keitha przy ul. Kościuszki (dziś: sąd okręgowy i szpital wojskowy). 

Wojsko stanowiło ważny element miejskiego życia, a żołnierze wyróżniali się szykownymi mundurami.  

Zbigniew Gołasz: Dobrze to pani określiła – szykownymi. Zresztą dotyczyło to nie tylko mundurów.  W tamtych latach wytwarzano po prostu ładne rzeczy, nawet tabliczki znamionowe na urządzeniach. Umundurowanie, składające się z wielu elementów, stawiało wojsko bardzo wysoko w hierarchii społecznej. Oglądając jego poszczególne elementy, można na ich podstawie prześledzić nie tylko konstytuowanie się pruskiej armii, ale też sposób, w jaki przejmowano tradycje, umundurowanie, a nawet broń z formacji innych narodów. Na wystawie zobaczymy mundur huzara, historycznie związany z Węgrami, przejęty przez armię pruską łącznie z bogato szamerowanymi bluzami zwanymi „Attyla”. Będzie także mundur ułański. Tak, tak, Prusacy wzięli go, łącznie z nazewnictwem, od polskiej kawalerii.

Ktoś te mundury projektował, szył, produkował.  No i takie  zlecenie dla armii było pewnie doskonałym interesem.

Zbigniew Gołasz: Obowiązywały regulaminy mundurowe wskazujące, jak żołnierz danego regimentu miał się nosić. Staraliśmy się pokazać poszczególne elementy nie tylko galowego stroju. Zaglądamy do oficerskiej garderoby z pięknymi  pudłami,  futerałami na epolety czy pasy. Odwołanie do trzech głównych typów formacji lądowych było podstawowym założeniem konstrukcyjnym wystawy. Całość otwiera prezentacja piechoty, najliczniejszej formacji w regionie, następnie  kawalerii, a ostatnia sala poświęcona jest  jednostkom artyleryjskim, wraz z saperami i taborami. Przybliżamy różne wątki tematyczne związane z funkcjonowaniem formacji zbrojnych. W pierwszym rzędzie „barwę i znak” – umundurowanie wraz ze wszystkimi atrybutami: nie tylko właściwy uniform (bluza, kurtka, płaszcz, spodnie, buty), ale też: pagony, epolety, oznaki i odznaki, medale, nakrycia głowy – czapki i hełmy, ponadto pasy, sznury, akselbanty, elementy oporządzenia i uzbrojenie – broń białą, jak i palną.

Wystawę przygotowano w oparciu o pana  unikalną kolekcję. Zbiera pan mundury od 40 lat.   

Norbert Kozioł:  Kiedy byłem młody, dostałem w prezencie urodzinowym od kolegi zielony mundur huzara raciborskiego. Jego dziadek służył właśnie w tej formacji przed I wojną światową. Bardzo mi się spodobał i tak zaczęła się moja pasja.

Zbigniew Gołasz: Dodam, że ten mundur można oglądać  na wystawie  a należał do konkretnej osoby – huzara Kokota z Pyskowic.

Jak wygląda kolekcjonowanie mundurów? Korzysta pan z aukcji, internetu, znajomych?

Norbert Kozioł: Także z targów staroci. Postawiłem sobie zadanie, by z każdego śląskiego regimentu, a było ich na Śląsku 35,  mieć przynajmniej po jednym. I prawie się to udało. Przechowuję je w domu i staram się domowymi środkami konserwować. Przede wszystkim dbam o to, żeby mole się do nich nie dobrały, mam więc woreczki z lawendą i tradycyjne kule na mole.

Który mundur lubi pan najbardziej?

Norbert Kozioł: Ten z gliwickich regimentów: ułanów Katzlera i 22. pułku piechoty Keitha, w którym służyli moi dziadkowie.

Zbigniew Gołasz: Mamy 36 mundurów, pamiątki związane ze wszystkimi stacjonującymi na Śląsku pułkami. Nie pominęliśmy ani jednego regimentu. Oczywiście nie mogliśmy pokazać wszystkiego – na wystawie znajduje się  jedna dziesiąta część kolekcji pana Kozioła. Przywołamy także elementy specyficznej kultury rekrucko-koszarowej. Wiążą się one ze służbą wojskową jako przeżyciem formacyjnym, są rodzajami jej upamiętnienia, a zarazem nośnikami treści symbolicznych, o wymiarze zarówno ograniczonym do samego regimentu, jego historii i emblematów, jak i dotyczącym ogólnopaństwowej przestrzeni symbolicznej. W tej części ekspozycji dominować będą przedmioty codziennego użytku, częstokroć związane z życiem towarzysko-koleżeńskim:  kufle, kieliszki, szklanki, talerze, manierki, fajki, galanteria, drobna rzeźba.

              
                           

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj