Choć niektórzy powątpiewali, udało się. Ośmioro śmiałków w wieku od 7 do 14 lat, uczniów szkoły podstawowej w Sośnicy, dojechało, wyłącznie na rowerach, nad morze. Cel był charytatywny. Dzieci wróciły już do domów, a my spotkaliśmy się z nimi i ich opiekunką.   
                                 
To była pierwsza i, jak na razie, jedyna taka wyprawa w Polsce, a o jej młodych uczestnikach mówiono nawet w ogólnopolskiej stacji telewizyjnej. Ośmioro dzieci (sześciu chłopców i dwie dziewczynki) ze Szkolnego Klubu 80 Rowerów SP 21 w Gliwicach wybrało się na jednośladach z Sośnicy do Międzyzdrojów, w osiem dni pokonując około 700 km. Z uczniami jechała nauczycielka oraz kilkoro rodziców. Celem było zwrócenie uwagi na problem autyzmu, zaś bohaterem akcji został ośmioletni Filip z Czerwionki-Leszczyn, chłopiec cierpiący właśnie na autyzm. 

Kiedy zapowiadaliśmy wyprawę na naszym portalu oraz Facebooku, nie zabrakło głosów zwątpienia. Ba, pomysł wywołał poruszenie nawet w redakcji. Do tego stopnia, że jeden z dziennikarzy zadzwonił do trenera kolarstwa z pytaniem, czy to możliwe, by „takie dzieci” mogły dojechać nad morze rowerami. Trener odparł, że możliwe, jeśli ćwiczą. A skoro są członkami rowerowego klubu, znaczy – ćwiczą.

Wyprawa się udała. Dzieci dojechały szczęśliwie – nie licząc sześciu pękniętych dętek i jednego zepsutego bagażnika (który od razu naprawił jeden z ojców), nic, zupełnie nic złego się nie wydarzyło. No i osiągnięto cel główny – nagłośniono sprawę autyzmu, a wiele osób w Polsce dowiedziało się o chorym Filipie i wpłaciło już na jego konto pieniądze. Część redakcji, która w sukces nie wierzyła, bije się więc w piersi.         

Ośmioro wspaniałych
Młodzi rowerzyści ze Szkoły Podstawowej nr 21 w Gliwicach to dwóch Mateuszów, Olivier, Adrian, Szymon, Paweł, a rowerzystki – Hania i Lenka. 

Najstarszymi uczestnikami byli czternastolatkowie – Mateusz Kusz i Szymon Tatarzyński. Pierwszy, w dzień naszego spotkania, przyjechał do szkoły na nowej, czerwonej, kolarzówce. 

- Kupiłem ją wczoraj przez internet za zaoszczędzone pieniądze – chwali się Mateusz. Rower to jego główna i w zasadzie jedyna pasja. Chłopak potrafi sam go naprawić, zwraca uwagę, jak ważny jest odpowiedni strój, przede wszystkim kask. - A miłość do roweru zaszczepiła we mnie pani Ania – wskazuje nauczycielkę – kiedy byłem w czwartej klasie. Rodzice kupili mi właśnie nowy sprzęt, a pani Ania powiedziała, że jest wyjazd. Spróbowałem i tak się zaczęło – opowiada chłopak. 

Rower jest także jedyną pasją Szymona. Wprawdzie do szkoły na nim nie jeździ, bo mieszka w bloku nieopodal, ale wiele wolnych chwil spędza właśnie w siodełku. Przyznaje, lubi jeszcze informatykę i język niemiecki, ale to już nie ta sama miłość. Jako 14-letni rowerzysta dobrze wie, jak ważne jest odpowiednie wyposażenie jednośladu, jego sprawność. - Inaczej w drodze do Międzyzdrojów rower może się rozpaść – żartuje.    

12 lat miało trzech uczestników wyprawy. Pierwszy z nich, Olivier Knieć, lubi jeszcze matematykę, ale chciałby zostać zawodowym kolarzem, prawie co weekend robi rowerowe wycieczki z rodzicami. Mateusz Matysiak prócz roweru kocha narty i zimą pokonuje górskie stoki. Paweł Cieślak twierdzi, że jego pasją jest nie tyle rower, co jazda na nim, szybka lub wolna, w zależności od nastroju. 

Adrian Pysik ma lat 10 i jako jedyny z klubu trenuje w Grupie Kolarskiej Gliwice, prowadzonej przez Andrzeja Nowaka. Brał już udział w zawodach. I choć jest jeszcze dzieckiem, poważnie myśli o kolarskiej karierze w przyszłości.  

Wreszcie rowerzystki. 11-letnia Hania Zujewska kocha rower i taniec, hip-hop, trenuje go nawet pod okiem fachowców w młodzieżowym zespole. No i najmłodsza, 7-letnia Lenka Knieć, siostra Oliviera. - Do roweru zachęcali mnie rodzice, ale sama też chciałam jeździć – mówi. - Fajne jest to, że jak się jeździ, można zobaczyć wiele ciekawych rzeczy. 

Wszystkie dzieci są członkami Szkolnego Klubu 80 Rowerów (który z kolei jest oddziałem klubu ogólnopolskiego), a jeżdżą pod opieką nauczycielki Anny Guzek. To ona właśnie zorganizowała wyprawę.  

Kręcimy, kręcimy, kręcimy – dla Filipa!
Anna Guzek jest nauczycielką. Ale nie wychowania fizycznego, jak wielu się spodziewa, a religii i informatyki. Rower zaś (i góry) jest jej wielką pasją, dlatego w SP 21 postanowiła założyć klub. Na początku zgłosiły się cztery osoby, a pierwszą wyprawę zorganizowano z Sośnicy do innej gliwickiej dzielnicy, Żernik. I choć odległość wynosiła zaledwie pięć kilometrów, jazda zajęła grupie… dwie godziny. W Żernikach, dla nabrania sił, dzieciaki zjadły pączki z tamtejszej cukierni i wróciły do domów. - Pomyślałam wtedy: „oj, nie będzie łatwo” - wspomina nauczycielka. Ale potem coś ruszyło. Do klubu przystępowało coraz więcej uczniów, zaczęto robić coraz większe dystanse. Teraz dzieci są w stanie pokonać aż 127 km jednego dnia!

O Filipie, ośmiolatku z autyzmem, pani Anna przeczytała na Facebooku – tata chłopca, wykorzystując aplikację Endomondo, stworzył akcję „Filipowe kilometry - walczymy z autyzmem”, aby zbierać pieniądze na rehabilitację syna. Guzek wybierała się akurat na rowerową wyprawę do Rzymu i postanowiła, że zadedykuje ją właśnie Filipowi. Podobnie wyprawę do Międzyzdrojów, którą  nazwano „Kręcąc kilometry dla Filipa – prostujemy autyzm”.

Ośmiolatek i jego tata przyjechali nawet do Sośnicy w dzień wyjazdu grupy, by ją pożegnać. Wcześniej uczniowie odwiedzili chłopca w Czerwionce-Leszczynach i choć nie można z nim normalnie rozmawiać, bez problemu, za pomocą gestów, porozumieli się.  - Myśleliśmy, że Filip będzie się nas wstydził, ale on wyszedł, przywitał się, był szczęśliwy – opowiada Olivier. 

- Poprzez tę wyprawę chcieliśmy pokazać ludziom, że dzieci takich, jak nasz bohater, nie można odrzucać. Osoby z autyzmem inaczej odbierają pewne rzeczy, ale mogą być naszymi kolegami – mówi pani Ania. - Po drodze zatrzymywaliśmy się w szkołach i rozmawialiśmy z uczniami na temat autyzmu. Moi rowerzyści sprawdzili się, w końcu chodzą do szkoły z oddziałami integracyjnymi. 

Guzek zaznacza, że pomoc Filipowi to nie tylko pieniądze, ale mówienie o problemie. - I tak jak nasz bohater codziennie zmaga się z chorobą, tak młodzi sportowcy, podczas jazdy, walczyli z upałem, zmęczeniem, irytacją, własnymi słabościami – tłumaczy nauczycielka, która cieszy się, że dzięki wyprawie cała Polska poznała Filipa. 

- Kiedy rozdawaliśmy ulotki, jeden pan, który też żyje z pewną niepełnosprawnością, więc wie, jak to jest, spytał, gdzie można wpłacić dla Filipa pieniądze – dodaje Mateusz Kusz.  A wszystkie dzieci, wraz z opiekunką, wykrzykują zawołanie, jakie towarzyszyło im w drodze nad morze: „Kręcimy, kręcimy, kręcimy – dla Filipa!”. 

Turbolenka wspiera w kryzysie 
Szkolny Klub 80 Rowerów zrzesza nie tylko dzieci, także rodziców. Kilkoro z nich (rodzice Adriana, Lenki i Oliviera oraz tata Hani) wzięło udział w wyprawie do Międzyzdrojów. Dorośli przydali się bardzo w momencie krytycznym, kiedy kilkorgu z dzieci trzeba było wziąć ciężkie sakwy.

A kryzys nadszedł w trzecim dniu, po ponad 300 przejechanych kilometrach, tuż przed Poznaniem. Rowerowy licznik pani Ani wskazywał momentami nawet 38 stopni, a rowery brnęły przez piaski. 

- W takich momentach ogromne wsparcie jest w grupie – twierdzi nauczycielka. 
- Lenka na przykład groziła, że nas wyprzedzi – śmieją się starsi chłopcy. - To dodawało nam sił w nogach.

Właśnie, Lenka. Ta zaskoczyła wszystkich. Ponieważ była najmłodsza i najmniejsza, grupa postanowiła dostosować tempo do niej, jako najsłabszej. Szybko okazało się jednak, że to zły pomysł, bo dziewczynka jechała tak, iż niektórzy nie nadążali. - A był to jeden z dorosłych – śmieją się tajemniczo uczestnicy. I tak od wyprawy do Międzyzdrojów siedmiolatka ma ksywkę „Turbolenka”.

Dzieci poznały wielu wspaniałych ludzi. - O tym można by rozmawiać godzinami. Tyle było osób ciekawych i tych, które nam pomogły – mówi Mateusz Kusz. - Były też zabawne sytuacje. Na przykład w Kołobrzegu, kiedy robiliśmy sobie zdjęcie przy tablicy wjazdowej do miasta, jeden pan spytał, skąd jesteśmy. Kiedy dowiedział się, że ze Śląska, z Gliwic, powiedział, ale tak sympatycznie, „czy wyście poszaleli?”.  

Młodzi rowerzyści opowiadają też, jak przygotowywali się do tej długiej drogi. Co tydzień jeździli większą grupą, a sami, indywidualnie – codziennie. Sezon zaczęli już w marcu. 

- Do sakwy wpakowaliśmy tylko najważniejsze rzeczy. Trochę ubrań, zapasowe buty, jedzenie, picie. Nocowaliśmy w ośrodku sportu, remizie strażackiej, różnych hostelach, szkołach i domu kultury. Jechaliśmy bezpiecznie, bocznymi drogami. Ale lekko nie było, bo często przez przez lasy, piaski, górki... – opowiada Szymon. 

Teraz młodzi cykliści są w Sośnicy prawdziwymi bohaterami. Po powrocie (a wrócili pociągiem), w szkole, przygotowano z ich powodu specjalny apel, były gratulacje i tort, wszystkim wręczono statuetki.  

A nasi rowerzyści już myślą o rajdach kolejnych: marzy im się, rozłożona na cztery lata, wyprawa dookoła całej Polski.    

Marysia Sławańska 


Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj