W meczu kończącym rundę zasadniczą Piast pewnie pokonał Koronę Kielce 4:0. Bramki strzelili Joonas Tamm (gol samobójczy), Jorge Felix, Marcin Pietrowski, Paweł Tomczyk. 
  
Waldemar Fornalik, wbrew zapowiedziom, nie zdecydował się na eksperymenty w składzie i do gry przeciwko Koronie posłał sprawdzoną w ostatnich bojach jedenastkę. Nietrudno było się domyślić, że cel był jeden – zwycięstwo. Kielczanie, którzy grali już tylko o jak najwyższe miejsce w tabeli, na ten mecz wyszli w mocno okrojonym składzie, m.in. bez dwóch podstawowych obrońców.

Goście rozpoczęli bez respektu dla wyżej notowanego Piasta i już w 5. minucie stworzyli pierwsze zagrożenie. A zanim upłynęło 10 minut, jeszcze kilkakrotnie zagościli w polu karnym gospodarzy. Najbliżej szczęścia byli w 13. minucie, kiedy to Aleksandar Sedlar, przy próbie wybicia piłki, mało nie umieścił jej we własnej bramce. Potem gliwiczanie przerzucili ciężar na połowę rywali, co zaowocowało dwoma rogami z rzędu, a w 17. minucie golem samobójczym. Po centrze Jorge Felixa  Joonas Tamm pokonał własnego bramkarza. Po kolejnych stu sekundach gliwiczanie prowadzili już 2:0, a po odebraniu piłki i kontrze Piotr Parzyszek dograł do Felixa, który podwyższył na 2:0. Zanosiło się na pogrom, bo za chwilę Joel Valencia obił poprzeczkę. W 25. minucie Korona powinna była zdobyć kontaktowego gola. Po ładnej akcji i zagraniu Łukasza Kosakiewicza z prawej strony Elia Soriano nie trafił w bramkę z trzech metrów!  Trener Gino Lettieri postanowił nie czekać do przerwy i już w 30. minucie zdjął z boiska  pechowca Tamma, a puścił za niego napastnika Felicia Browna Forbesa. Kibice mogli więc zacierać ręce, bo to zapowiadało jeszcze więcej gry „do przodu” Korony, a dla Piasta okazję wyprowadzenia kontr. Mimo otwartej gry kolejne bramki nie padły.

Mógł za to paść gol dla Korony już na początku drugiej odsłony. Wato Arveladze uderzył z dystansu, piłka po rykoszecie zmierzała w kierunku bramki, na szczęście przeszła obok słupka.  Kielczanie poczuli, że jeszcze mogą powalczyć o lepszy wynik. Atakowali i nawet  zdobyli gola, którego jednak sędzia nie uznał, dopatrując się spalonego. Piast z tej przewagi otrząsnął się po 10 minutach. Najpierw gliwiczanie mieli rzut wolny, a potem róg, po którym Marcin Pietrowski, strzałem głową, zmieścił piłkę pod poprzeczką. Trzeci gol w zasadzie przesądził o zwycięstwie gospodarzy, którzy nie zamierzali na tym poprzestać. Chwilę później Valencia sam wywalczył sobie pozycję do strzału, ale minimalnie chybił. Z upływem kolejnych minut widać było, że z gościom przechodzi ochota do gry. Z drugiej strony gospodarze nie  musieli już za wszelką cenę atakować, tylko czekać na  okazje, by dobić rywala. Miał ją w końcówce Parzyszek, który stanął oko w oko z bramkarzem Korony, lecz zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału i piłkę zdążył mu wybić obrońca. W 85. min zadebiutował w Piaście wypożyczony zimą z Lecha Poznań Paweł Tomczyk. To było prawdziwe "wejście smoka"! Po czterech minutach, będąc w sytuacji sam na sam, zmienił wynik meczu na 4:0! To nie koniec emocji. Już w doliczonym czasie, po faulu na Tomczyku, sędzia podyktował rzut karny. Strzał Sedlara obronił bramkarz Korony. Zaraz potem zakończono mecz.

Dzięki zwycięstwu Piast zachował pięciopunktową przewagę nad Cracovią, a odrobił trzy do Lechii, która przegrała z krakowianami. Runda finałowa zapowiada się więc bardzo ciekawie. W sobotę, 20 kwietnia Piast gra na wyjeździe z Lechią, a we wtorek, 23 kwietnia podejmuje przy Okrzei Zagłębie Lubin. Początek meczu o godz. 18.00. 

Piast: František Plach – Mikkel Kirkeskov, Jakub Czerwiński, Aleksandar Sedlar,  Marcin Pietrowski, Martin Konczkowski (76' Tomasz Jodłowiec), Patryk Dziczek, Tom Hateley, Jorge Félix, Joel Valencia (66' Gerard Badía), Piotr Parzyszek (85' Paweł Tomczyk)
 (gm)

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj