- Mieliśmy pięć interwencji związanych z wyborami. Zgłoszenia wpływały od osób zaniepokojonych wywieszonymi w rejonach lokali wyborczych plakatami z wizerunkami kandydatów. Wszystko wskazuje jednak, że były one pozostałością po kampanii i nie powieszono ich w trakcie obowiązywania ciszy wyborczej. To oczywiście ustalenia wstępne, które zostaną jeszcze sprawdzone - mówi podinsp. Marek Słomski, oficer prasowy gliwickiej policji.  
W jednym z lokali wyborca ruszył do drzwi wyjściowych z kartą do głosowania w ręku. Od razu został powstrzymany przez przewodniczącego komisji.

Okazało się, że 64-letni mężczyzna miał problemy ze wzrokiem i nie potrafił odczytać na karcie nazwisk kandydatów. Postanowił więc spojrzeć na dużą listę, wywieszoną przed lokalem. 

Jak tłumaczył gliwiczanin, nie miał pojęcia, że kart nie wolno wynosić na zewnątrz, gdyż zabrania tego prawo.  

Odnotowano jeszcze jeden przypadek - poirytowany wyborca nie znalazł swojego nazwiska na liście i zaczął się awanturować. 

- To dość powszechna sytuacja, związana z brakiem wyborcy na liście - komentuje członek jednej z komisji w dzielnicy Politechnika. - Z reguły spowodowana faktem, że dana osoba wymeldowała się ze swojego miejsca pobytu i jest błędnie przekonana, iż dokonała zameldowania gdzieś indziej lub zrobił to ktoś w jej imieniu. Szczerze mówiąc, ta niewiedza jest szokująca. 

Ciekawostką wyborów była dość spora grupa osób, które zamiast tradycyjnego, plastikowego dowodu osobistego pokazywały komisji ekran smartfona - co jest teraz, oczywiście, dopuszczalne.  
 
Frekwencja w Gliwicach wyniosła 49,73 proc., a w powiecie 41,30. To sporo jak na wybory do Parlamentu Europejskiego.   

W naszym mieście wygrała Koalicja Europejska (51,39 proc.). PiS było drugie (32,24 proc.), dalej Wiosna (5,64 proc.), Konfederacja (5 proc.) oraz Kukiz'15 (3,40). 
 
Z kandydujących gliwiczan do PE wszedł Jerzy Buzek, który zrobił drugi wynik w kraju. Nie dostali się za to Paweł Kobyliński oraz Renata Caban. 

 
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj