Janusz Makuch, dyrektor krakowskiego Festiwalu Żydowskiego, kiedy wszedł do recepcji, powiedział z uśmiechem: „O, wreszcie mogę odpocząć, tak tu czysto i porządnie, nie to, co mój galicyjski chaos". O pięciu miesiącach pracy a także planach na nowy rok rozmawiamy z Karoliną Jakoweńko, szefową Domu Pamięci Żydów Górnośląskich, oddziału gliwickiego muzeum. 

Cicho tu u pani.

To dobrze, bo można zebrać myśli i spokojnie popracować. Ludzie lubią ciszę. Doskonale sprawdza się terapeutycznie i, tak uważam, uczy pokory. Jeśli z rozedrganego świata „wskoczymy” w niczym niezmącony spokój, wyostrzają się zmysły, wraca pamięć, a to ostatnie bardzo się nam w Domu przydaje. Ale ta cisza już się skończyła. Od września będzie twórcza wrzawa.

Pięć miesięcy intensywnej pracy nowej instytucji kultury pozwoliło Domowi dobrze zafunkcjonować, nie tylko w Gliwicach.

Na mapie Górnego Śląska zdecydowanie brakowało takiego miejsca. Odkrywanie przeszłości stało się dziś kluczem do zrozumienia teraźniejszości i w błyskawicznym tempie w wielu miastach powstają inicjatywy, od społecznych po instytucjonalne. Powody bywają różne: dlatego, bo zachował się cmentarz, synagoga albo też ludzie zwyczajnie potrzebują atrakcji. W tak dużym regionie jak Śląsk, o tak mocnej historii, także żydowskiej, siłą rzeczy ta ostatnia domaga się upamiętnienia. Pół roku naszej Domowej działalności wskazuje, że wypełniamy tę lukę.

Dialog wpisuje się w misję tej przestrzeni. Kto z kim i o czym rozmawia ?

Dialog pojawia się w każdym przedsięwzięciu i spotkaniu: od niego zawsze zaczynamy i na nim zawsze kończymy. Mamy więc dialog między kulturami, między religiami, między nami, pracownikami, między gośćmi, publicznością, między dziećmi i dorosłymi. Zapraszamy osoby, którym dialog o historii Żydów wypełnił całe życie, są jego ambasadorami. Uczymy o nim dzieci i młodzież, chcąc, by były otwarte nie tylko na historię. Na pewno dużym atutem Domu będzie wystawa stała, w założeniu dogodne i wspaniałe pole do eksploatacji. Od wiosny w naszym programie pojawi się specjalny blok antydyskryminacyjny, ściśle związany z dialogiem.

Z jednej strony ludzie pracujący dla domu, z drugiej odwiedzający go regularnie bądź incydentalnie goście, wycieczki, które się tu krzyżują.

Dom tworzy tak naprawdę kilka osób: pracownicy muzeum, stażysta, który najpierw był wolontariuszem, ale u nas został, wolontariusze, współpracownicy zapraszani do tworzenia programu, historycy, prowadzący wykłady i spotkania. Każdy kolejny gość, współpracownik, partner otwiera nowe drzwi do następnej współpracy. W ten sposób powstaje sieć przyjaciół Domu. W dużym stopniu wykorzystuję własne kontakty i bardzo się cieszę, że mogę to robić. W przeszłości, kiedy razem z mężem Piotrem Jakoweńko zaczynaliśmy przygodę z będzińską Bramą Cukermana, nie miałam ani takiej instytucji ani funduszy, więc wielu osób nie mogłam zaprosić. Teraz moje marzenia się spełniają: grono znakomitych przyjaciół Domu Pamięci Żydów Górnośląskich stale rośnie, bo dla mnie spotkanie z człowiekiem jest najlepszą formą edukacji.

Co mówią o tym miejscu, jak je postrzegają?

Są oszołomieni. Nikt, kto do nas przyjeżdża, nie ma o tym miejscu dużego pojęcia, owszem, coś tam przed wyjazdem poczytają. I tyle. Tak naprawdę nie mieliśmy jeszcze oficjalnego otwarcia, w styczniu zaprosiliśmy mieszkańców, naszych ważnych gości, ale kiedy powstanie wystawa, przygotujemy wydarzenie z przytupem.

Ale to było dobre. Ciekawość sięgnęła zenitu, wiele osób mówiło o remoncie. Nawet ci, którzy nie mieli bladego pojęcia, że to zabytek bezcenny.

Janusz Makuch, dyrektor krakowskiego Festiwalu Żydowskiego, kiedy wszedł do recepcji, powiedział z uśmiechem : „O, wreszcie mogę odpocząć, tak tu czysto i porządnie, nie to, co mój galicyjski chaos". To może było trochę ironiczne, ale też pozytywne.

Dom przedpogrzebowy to solidna niemiecka robota, przez to uporządkowana i funkcjonalna, bez zbędnych dekoracji. Myślę że to właśnie atut tego zabytku.

Nie zagracimy tej przestrzeni. Nie tak dawno dyrektor Centrum Żydowskiego w Oświęcimiu stwierdził, że wystawa zapowiadająca ekspozycję stałą jest już wystarczająca. Wracając do wrażeń: często porównują nas z łódzkim domem przedpogrzebowym, ale przecież nie chodzi o metry kwadratowe. Chwalą remont i udział miasta, bo to rzadkość. W lipcu gościliśmy nauczyciela z Nowego Jorku, pracującego także dla Muzeum Polin. Od razu zapytał, czy mógłby zostać wolontariuszem. Cały czas podczas jego wizyty zastanawiałam się nad tym, jak opowiedzieć Amerykaninowi o tym miejscu, o przejściach, migracjach, granicach. To jest bardzo trudne. Oczywiście bardzo dużo rozmawialiśmy, a on dzielił się ważnymi spostrzeżeniami. Pożegnaliśmy się, odprowadziłam go do drzwi, ale po chwili wrócił i mówi do mnie: „Karolina, ja wiem. Ty musisz zacząć zwiedzanie tego miejsca i opowiadanie o historii Żydów, niemieckich i górnośląskich, od cmentarza". Nauczyciel z Nowego Jorku uzmysłowił mi, że można inaczej i pewnie już wkrótce skorzystamy z jego pomysłu".

Na wykładach tłumy, pewnie Dom drobił się stałej publiczności.

Faktycznie, posiadamy stałą grupę gości, która po każdym wykładzie dr. Jacka Surzyna oblega go i nie chce wypuścić, wciąż dyskutując i wymieniając poglądy. Na spotkaniach tematycznych zawsze mamy co najmniej 80 osób. To raczej starsi ludzie, nie nastolatki. Ale – powiedzmy sobie szczerze – czy my sami, mając 17 – 18 lat, chodziliśmy na wykłady o Zagładzie?

Kiedy przyjeżdżam do Domu, często widzę kilku panów siedzących na ławce. Obserwują was z zaciekawieniem.

Nie tylko oni, a do panów z ławki zaraz wrócimy. Jeśli rozmawiamy o bywalcach, o wszelkiego rodzaju odwiedzinach, są osoby przyjeżdżające do nas z Katowic, Opola, Wrocławia. Przypadkowi ludzie przychodzą z targu, chcąc skorzystać z toalety, ale kiedy wejdą do środka, dziwią się, że już po remoncie i można zwiedzać, więc zostają na takie ekspresowe oprowadzanie. Nie odmawiamy tego sikania, traktując jako formę pozyskania nowych gości. Obserwuję też ławkę naprzeciwko Domu. Tak, to prawda, przesiadują na niej panowie, często pod gazem, ale nie agresywni. W końcu się zmobilizowali i przyszli, na początku zastrzegając, że są trochę „ten". „Jak tu miło”, podkreślali, a kiedy się trochę rozejrzeli, obiecali, że „wpadną się zaznajomić”. Odwiedzili nas też kibole. Czterech chłopaków wparowało z „Żydzi, Żydzi” na ustach. Przywitałam ich spokojnie, proponując oczywiście zwiedzanie, opowiedziałam, co to za miejsce. Nagle zamilkli i, słowo daję, słuchali z zainteresowaniem! Zapytałam, czy chcą pójść na cmentarz. Chcieli. Poinstruowałam, że muszą wtedy założyć takie specjalne czapki. „Jakie czapki?" zaczęli się nadymać, „nie będziemy niczego ubierać”. Bardzo poprosiłam, tłumacząc, że w tradycji judaistycznej tak musi być. Założyli je, przeszliśmy przez cmentarz, a na końcu zrobili wspólne zdjęcia. Spędzili tu ponad godzinę. Na dowidzenia usłyszałam: „Dziękujemy pani bardzo, na pewno wrócimy. Nie wiedzieliśmy, że to takie ciekawe”. Ja się takich sytuacji nie boję. Ludzie podziwiają piękno architektury, widzą, jak tu jest czysto i się reflektują.

Podobnie jak w warszawskim Muzeum Polin, w gliwickim Domu Pamięci robi się coraz bardziej światowo.

Chwalimy się przed obcokrajowcami, jesteśmy ważnym miejscem na szlaku europejskich i światowych zabytków kultury, ale żeby chcieli do Domu przyjeżdżać Izraelczycy, potrzeba czasu. Pozostajemy w stałym kontakcie z Instytutem Yad Vashem i ministerstwem edukacji Izraela. Dowiedzieliśmy się, że podczas swoich podróży dostali na Śląsk dzień ekstra, więc na pewno ściągniemy ich do Gliwic i Będzina.

Ciągle nie wiadomo, co z planowaną wystawą stałą. Brakuje ponad pół miliona złotych na jej dokończenie i wciąż tych pieniędzy szukacie. Paradoksalnie, może to opóźnienie jest potrzebne: Dom staje się coraz bardziej znany, pracuje tu kreatywna i oddana sprawie ekipa, coraz więcej osób niesie w świat informację o nim. Im więcej się dzieje, tym lepiej, bo wówczas decyzja o dofinansowaniu nie będzie taka trudna.

Mam taką nadzieję.

Od września wracają ulubione wykłady, ale też szykują się zmiany. Na pewno już wiadomo, czego publiczności brakowało.

Zdecydowanie nurtu o Żydach z Górnego Śląska. Uważaliśmy, że najpierw warto przygotować grunt pod tę tematykę, ale dotarły do mnie głosy o potrzebie eksponowania historii Żydów górnośląskich, co też uczynimy. Spotkania poprowadzi Małgorzata Płoszaj, rybniczanka i nasza wolontariuszka, ale również pasjonatka historii lokalnej, taka pani detektyw amator rozpracowująca dzieje rodzin żydowskich, głównie rybnickich. Okazuje się, że członków tych rodzin znajdziemy nie tylko na Śląsku, ale też w Europie i na świecie. Pojawiają się długie listy miejsc, nazwisk, historii, zawodów, przygód, tragedii, smutków i radości, jak to w rodzinach. Pięć zaplanowanych spotkań, z których pierwsze już 27 października o godz. 18.00, to dopiero początek, bo widzę po sobie, że jak się w takich historiach zagrzebiesz, przepadłeś. Czytam właśnie opowieść o rodzie Troplowitzów i aż się popłakałam. Jaki to był człowiek, ten Troplowitz! Dlatego chciałabym polecić styczniową wystawę o Oskarze Troplowitzu i jego wynalazkach. Trochę z myślą o niej buszowałam po Allegro i udało mi się kupić fantastyczną rzecz: wydany przez ziomkostwo, w latach powojennych, album ze 144 zdjęciami Górnego Śląska. Jest w nim przepiękne zdjęcie pomnika ufundowanego przez Oskara Troplowitza dla swoich rodziców. To alegoria przemysłu, a pomnik stał na dzisiejszym placu Piłsudskiego. Nowością będą wykłady o Kresach Wschodnich, wszak w naszym regionie wielu ludzi po wojnie przybyło właśnie stamtąd. Chcemy odpowiadać na potrzeby mieszkańców, a wiemy, że i takie były. Nad spotkaniami czuwać będzie Bożena Kubit.

Przewodnik „O miłości, życiu i śmierci. Historia Żydów gliwickich” czyta się jednym tchem i jeśli mieliśmy szczątkową wiedzę o jakimś nazwisku czy kamienicy, to teraz wszystko wskakuje na swoje miejsce. Spacerując przez miasto, przewodnik mam często przy sobie. Lubię sobie wyobrażać te osoby, ich życie w tamtych czasach.

Chciałabym wydawać takie przewodniki w innych miastach, ale wówczas inne gminy musiałby się włączyć w finansowanie. Być może rozpoczniemy negocjacje, na przykład z Zabrzem. Już wkrótce zaczynamy prace nad słownikiem Żydów górnośląskich, którymi pokieruje dr Aleksandra Namysło, od niedawna pracownik Domu. Powstanie też książeczka dla dzieci o świętach żydowskich, pojawią się foldery dotyczące cmentarza, mapy z zaznaczeniem ważnych grobów, myślimy także o wydaniu publikacji zbierającej wykłady i dyskusje gości Dariusza Walerjańskiego.

Przy wejściu do sali głównej zauważyłam bardzo piękną mezuzę...

Przywiózł ją z Jerozolimy mój przyjaciel Shimshon Jashvitz. Kiedy ją wieszaliśmy, a capella zaśpiewał modlitwę. Aż mnie ciarki przeszły, tak wspaniale wybrzmiała w tym miejscu. W środku mezuzy znajduje się koszerny zwój.

Rozmawiała:

Małgorzata Lichecka



Dom Pamięci Żydów Górnośląskich zaprasza do współtworzenia kolekcji pamiątek z przeszłości. Można podzielić się własną historią, starym zdjęciem czy archiwalnym dokumentem, które pomogą lepiej poznać i zrozumieć historię regionu.

Więcej informacji: dompamieci@muzeum.gliwice.pl tel. 32 441 96 39, 605 362 594.


Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj