Z powietrza, ziemi, na banerach, fotografiach, w prezentacjach, dokumentach, dyskusjach publicznych i prywatnych. Wilcze Doły i budowa gigantycznego suchego zbiornika retencyjnego nie schodzą z ust mieszkańców. Coraz więcej osób wspiera grupę społeczników zaangażowanych w walkę o zmianę projektu i uratowanie tego cennego przyrodniczo obszaru. Dlatego ci ostatni nie opuszczają gardy. 
– Przekonywanie ludzi do naszych argumentów, uświadamianie im problemów i kwestii technicznych jest złożone, zaś wnikliwe, nie pobieżne, zapoznanie się z ogromem materiałów wymaga czasu – mówi Emilia Wnękowicz-Augustyn z grupy Ratujmy Wilcze Doły. A czasu brakuje. 

Demagogia czy demokracja? Czyli (nie)świadomość radnych 

„Suchy zbiornik retencyjny na potoku Wójtowianka – projekt do remanentu”. Tak zatytułowano prezentację przygotowaną przez liderów strony społecznej: Emilię Wnękowicz-Augustyn, Wojciecha Kostowskiego, Jolantę Zygmunt-Więzik, Adama Śmietańskiego, Dawida Pasiekę, Magdalenę Malarę, Jakuba Słupskiego, Izabelę Gierold-Śmietańską, Magdalenę Munk, i przedstawiono radnym dwóch komisji rady miasta: bezpieczeństwa i dialogu społecznego. 
– Dodaliśmy do tego ponad 6 tysięcy osób, które podpisały się pod petycją. To duża siła, prawda? – dodaje Wnękowicz-Augustyn. 

W materiale wykazano niekonsekwencje i niezgodności między dokumentami prezentowanymi przez urzędników w różnych okresach i różnym instytucjom. 

Kluczowe okazały się słowa radnej z klubu Koalicji Obywatelskiej, Katarzyny Kuczyńskiej-Budki, wiceprzewodniczącej komisji dialogu społecznego. 

– W moim odczuciu była to odważna wypowiedź, bo radna przyznała, że tak naprawdę nie zapoznała się wnikliwie z treścią uchwały o przyjęciu planu adaptacji miasta do zmian klimatu do roku 2030, zawierającej m.in. informacje o budowie zbiornika (przyjęte przez radę w 2019 roku!). Podobnie nie zapoznali się z uchwałą inni radni. Po prostu podczas posiedzenia otrzymali górę papierów z wieloma informacjami i nawet gdyby chcieli nad nimi przysiąść, nie byliby w stanie. Dopiero teraz, od społeczników, dowiadują się, co i jak – tłumaczy Wnękowicz-Augustyn. 

O ile komisja dialogu przebiegała faktycznie w atmosferze dialogu, o tyle spotkanie w ramach komisji bezpieczeństwa miało zgoła innych charakter. I to głównie dla strony społecznej. 

– Daliśmy z siebie wszystko, byliśmy naprawdę przygotowani merytorycznie, a dla części radnych, szczególnie z ugrupowania pana prezydenta, była to demagogia. No i te uśmiechy, komentarze... Zupełnie nie na miejscu – mówią liderzy z Wilczych Dołów. 

Momenty krytyczne, czyli co jest nie tak z projektem 

Im dłużej mieszkańcy zgłębiają dokumentację, tym więcej odnajdują w niej nieścisłości, a nawet przekłamań. Jak chociażby w przypadku wartości przyrodniczej Wilczych Dołów. Przy budowie obwodnicy władze uznały  korytarz ekologiczny Wójtowianki jako teren cenny przyrodniczo, szczególnie ze względu na gatunki zwierząt tam występujące (wyszczególniono je nawet w dokumentach). Natomiast przygotowując projekt zbiornika retencyjnego, przyjęto postępowanie odwrotne. 

W karcie informacyjnej przedsięwzięcia, bardzo istotnym dla każdej inwestycji dokumencie, zapisano wręcz, że to miejsce prezentuje stosunkowo niską wartość przyrodniczą, roślinność ma charakter synantropijny, czyli znacznie przekształcony. W dziale fauna odnotowano jeża i zwierzęta domowe. Dokumentację fotograficzną stanowiły zdjęcia odpadów leżących w potoku. 

– A ja tam wielokrotnie widywałem sarny i zające, pomijając oczywiście ptaki – w Wilczych Dołach mamy 20 stwierdzonych gatunków chronionych, a jest ich przypuszczalnie 40. Trudno oprzeć się wrażeniu, że autor karty robi to celowo, by Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, patrząc na dokumenty, uznała, że wykonanie oceny oddziaływania inwestycji na środowisko jest niepotrzebne – wyjaśnia dr hab Wojciech Kostowski, mieszkaniec Wójtowej Wsi, profesor Politechniki Śląskiej, zaangażowany w batalię o Wilcze Doły. Twierdzi też, że to najsłabszy punkt prawny całego przedsięwzięcia. 

Drugim jest zapis w ekspertyzie Głównego Instytutu Górnictwa z 2012 roku. Wskazano w nim na potrzebę retencji zlewni Kłodnicy oraz budowę kilku zbiorników pozwalających osiągnąć ten efekt. 

– Mamy tam wartość 79 tysięcy metrów sześciennych na potoku Wójtowianka (w obecnym projekcie forsowanym przez miasto – dwa razy więcej). Jednak nawet ta pierwotna wartość budzi wątpliwości: potok nie wylewa, jest mały, w lecie przeważnie suchy i niegroźny. Nie przypominam sobie, a mieszkam w Gliwicach już 44 lata, żeby spowodował podtopienia – dodaje Kostowski. 

Mieszkańcy zadają więc sobie pytanie, dlaczego GIG rekomendował aż tak duży zbiornik na Wójtowiance. Społecznicy odpowiadają: bo było miejsce. Ot, kawałek pustego pola, nie trzeba się z nikim dogadywać. 

 – Mówimy projektowi „nie”, bo wiele się w nim nie zgadza: ani kwestia powodziowa, ani przyrodnicza. Fakty są po naszej stronie i każdy zdrowo myślący człowiek widzi, że coś tu nie gra. Natomiast miasto twierdzi, że wszystko jest zgodne z prawem. Tylko że przy podejmowaniu decyzji instytucje wojewódzkie wprowadzono w błąd – stwierdza Kostowski.

O czym jeszcze chcą rozmawiać społecznicy z prezydentem, skoro ten wydaje się nieprzejednany? Choćby o tym, że ze spotkania na spotkanie zyskują więcej argumentów oraz przychylność wielu specjalistycznych gremiów. Na przykład architektów krajobrazu, którzy śledząc sytuację w Wilczych Dołach, sami zadeklarowali pomoc, twierdząc, że projekt zaproponowany przez miasto jest anachroniczny i nieprzystający do współczesnych standardów. Dokumentów i fachowych opinii, ekspertyz jest coraz więcej. 

– Zbieramy je, analizujemy, wyciągamy wnioski, a przede wszystkim chcemy wciąż i wciąż przekonywać urzędników do naszych racji – mówi Wnękowicz-Augustyn.
 
Wanda Nowicka się oburza i pisze do prezydenta Adama Neumanna 

Posłanka Lewicy jest zaniepokojona przede wszystkim tak dużą ingerencją inwestycji w środowisko i drastycznym naruszeniem ekosystemu. Wysłała więc do Adama Neumanna obszerne pismo. 

„Prezydent nowoczesnego, europejskiego miasta, jako jego gospodarz, powinien wziąć pod uwagę głos mieszkańców, wyrażony między innymi w petycji i jeszcze raz przeanalizować skutki społeczne i ekologiczne tej inwestycji. Apeluję więc do Pana Prezydenta o przeprowadzenie zarówno konsultacji społecznych, jak i eksperckich, które mogą pomóc w zażegnaniu konfliktu i zminimalizowaniu negatywnych skutków inwestycji dla środowiska. Warto też wziąć pod uwagę, że do jej realizacji potrzebne są niewątpliwie środki z budżetu państwa i dotacje unijne, a te mogą nie zostać przyznane lub mogą być cofnięte, jeśli budowa zagraża środowisku i zaburza stosunki wodne”, czytamy w piśmie Nowickiej. 

Jeśli jednak urzędnicy zamierzają kontynuować budowę w niezmienionym kształcie, uważa za niezbędne poinformowanie zarówno właściwego ministerstwa, jak i dysponentów funduszy UE o szkodach, jakie inwestycja może przynieść (jej negatywne skutki odczują mieszkańcy całego miasta). 

„Potrzebne jest wspólne wypracowanie takich rozwiązań, które będą zgodne z ideą zrównoważonego rozwoju, uwzględnią potrzeby mieszkańców i maksymalnie ochronią przyrodę. W przypadku tak dużych inwestycji słuchanie ludzi i rozmowa z nimi powinna być podstawą do wypracowania kompromisu, który zadowoli wszystkie strony sporu”, kończy swoje pismo posłanka Lewicy. 

Wybrano już firmę i inżyniera kontraktu. PRUiM wybuduje zbiornik 

Mimo protestu trwały procedury związane z wyłonieniem wykonawcy zbiornika: będzie nim gliwicka spółka Przedsiębiorstwo Remontów Ulic i Mostów, a koszt całości to około 16,7 mln zł. 

– O ostatecznym kształcie zagospodarowania tego terenu zadecydują mieszkańcy. Zanim pierwsza łopata zostanie wbita w ziemię, przedstawimy wstępne propozycje. Zbiornik nie jest przeskalowany. Osoby, które tak twierdzą, nie przedstawiają żadnych dowodów na poparcie swojej opinii. Mamy aktualną dokumentację, opracowaną przez specjalistów w swoich dziedzinach, opierających się na wiedzy naukowej i inżynierskiej oraz ponoszących osobistą odpowiedzialność za projekt. Jeśli chodzi o argument dotyczący zmian od 2009 roku, to tak, sytuacja od tego czasu zmieniła się, ale na gorsze. Zmiany klimatu i negatywne zjawiska z nimi związane postępują. Dodatkowo projektanci brali pod uwagę zapisy planu miejscowego i perspektywę dalszej zabudowy zlewni potoku, co będzie miało negatywne konsekwencje dla retencji. Sytuacja była wielokrotnie analizowana po roku 2009: i tak w 2012 wykonano ekspertyzę, a projekt był opracowywany od 2014 do 2017 – w ten sposób do argumentów społeczników odnosi się Łukasz Oryszczak, rzecznik prezydenta Gliwic. 

Wskazuje również, że rozpoczęcie na nowo procedur oznaczałoby bardzo duże ryzyko nieukończenia inwestycji w terminie i utracenia dofinansowania unijnego (16 mln zł). 

– Inwestycja spełnia wszelkie wymogi polskiego i unijnego prawa ochrony środowiska. Uzyskała wszystkie zgody środowiskowe, jej wpływ na środowisko został oceniony przez naukowca ze sporym dorobkiem (dra hab. Mirosława Grzybowskiego) w szczegółowym, ponad stustronicowym opracowaniu, w ramach którego przeprowadzono drobiazgowe badania terenowe na przestrzeni wielu miesięcy. Rozumiemy emocje mieszkańców, które zawsze towarzyszą wycinkom drzew, ale, jak zapewnialiśmy, będzie ona ograniczona do niezbędnego minimum – podsumowuje rzecznik prezydenta. 

Politycy lokalni z apelem 

Gliwickie koło Aktywni Platformy Obywatelskiej najpierw zainicjowało debatę z urzędnikami, teraz, jednogłośnie, podjęło uchwałę o poparciu działań na rzecz dialogu prezydenta z mieszkańcami w sprawie budowy zbiornika. Przygotowano nawet projekt apelu, który do porządku obrad czerwcowej sesji chciała wnieść grupa radnych KO oraz PiS: Katarzyna Kuczyńska-Budka, Agnieszka Filipkowska, Zbigniew Wygoda, Adam Michczyński, Łukasz Chmielewski i Tomasz Tylutko. 

Nie udało się i apel żył na sesji niezwykle krótko. 11 głosami „za”, 13 „przeciw” i jednym wstrzymującym się radni nie wyrazili zgody na zmianę porządku obrad. 

Za przyjęciem apelu głosowali: Katarzyna Kuczyńska-Budka, Zbigniew Wygoda (klub Koalicji Obywatelskiej), Agnieszka Filipkowska (Nowoczesna), Gabriel Bodzioch, Ryszard Buczek, Łukasz Chmielewski, Zdzisław Goliszewski, Adam Majgier, Adam Michczyński, Krzysztof Procel i Tomasz Tylutko (wszyscy z klubu PiS). 

Przeciwko byli: Leszek Curyło, Ewa Potocka (klub Koalicji Obywatelskiej), Piotr Gogoliński, Michał Jaśniok, Marcin Kiełpiński, Krzysztof Kleczka, Stanisław Kubit, Tadeusz Olejnik, Marek Pszonak, Krystyna Sowa, Jacek Trochimowicz, Grażyna Walter-Łukowicz i Paweł Wróblewski (klub Koalicji dla Gliwic Zygmunta Frankiewicza). Wstrzymał się radny klubu KO Janusz Szymanowski. 

Jednocześnie prezydent zaprosił na spotkanie w tej sprawie wszystkich radnych oraz stronę społeczną. Odbędzie się ono 1 lipca o godz. 17.30, online.

Warto walczyć o Wilcze Doły 

Festiwal Ptaków w Wilczych Dołach był ważnym elementem kampanii społeczników. 27 czerwca po południu zrobiło się kolorowo: przygotowano mnóstwo atrakcji, a do uroczyska zjechali posłowie i radni – nawet ci, którzy kręcili nosem na argumenty mieszkańców. Pomysłodawczynią festiwalu była Wnękowicz-Augustyn, zainspirowana działaniami krakowskiej artystki i ekolożki Cecylii Malik. 

Animatorki prowadziły artystyczny kącik malarski dla dzieci, stanowisko z ogromnymi bańkami mydlanymi i zabawy z chustą animacyjną, Galeria Melina – stanowisko, na którym można było lepić z masy solnej figurki ptaków, a ornitolog Tomasz Grochowski wykładał na temat ptaków. Pedagog Wojciech Winiarski opowiadał o historii Wilczych Dołów. Można było także zobaczyć wystawę fotograficzną, a na niej zdjęcia: Jolanty Zygmunt-Więzik, kuratorki wystawy i jednej z liderek grupy społecznej, Wojciecha Kostowskiego, Julianny Matei, Dariusza Trześniowskiego, Macieja Mikuły oraz Blanki Czekalskiej. 

 – Dziękujemy wszystkim, którzy podpisali papierową petycję oraz tym, którzy uczestniczyli w organizacji tego niesamowitego przedsięwzięcia. Dzięki niezwykłym ludziom, ich energii, zapałowi, kilku nieprzespanym nocom w tydzień zorganizowaliśmy naprawdę imponującą, licznie odwiedzaną imprezę – mówi Zygmunt-Więzik.
Ola Żabicka i Wnękowicz-Augustyn, podobnie jak wielu mieszkańców, uważają, że wciąż warto walczyć o Wilcze Doły. 

– Drzewa pozwalają miastu oddychać. W naturalny sposób zatrzymują wodę. Generują cień, niezbędny do bezpiecznego uprawiania aktywności fizycznej latem. Mają pozytywny wpływ na psychikę ludzi, stanowią siedlisko dla ptaków. Trawa, ławeczki, ścieżki rowerowe nie spełniają tych funkcji. Istnieją inne metody walki z powodzią, niż niszczycielskie, gigantyczne suche zbiorniki, porośnięte trawą – wylicza Wnękowicz-Augustyn. 

A Żabicka dodaje, że w obecnych czasach nie ma nic cenniejszego, niż środowisko naturalne: – Nowoczesne państwa już zrozumiały, że każde drzewo jest na wagę złota. I nasze władze kiedyś do tego dojrzeją, ale wtedy będzie za późno dla Wilczych Dołów i zasiedlających je gatunków. Dlatego powstrzymajmy to szaleństwo i porozmawiajmy, jak zapewnić bezpieczeństwo przeciwpowodziowe bez dewastacji tego terenu – apeluje. 

Małgorzata Lichecka

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj