Samiec, samica oraz dwójka piskląt to bociania rodzina, która zamieszkuje powiat gliwicki. 
Dorosłe osobniki to stali mieszkańcy, którzy co roku wracają do swojego gniazda, by wiosnę oraz lato spędzić w naszym kraju. Jednak ostatnie tygodnie to trudny czas dla rodziny bocianów z Sierakowic, które w dalszym ciągu walczą o swoje życie. Wszystko zaczęło się pod koniec czerwca, kiedy po upalnych dniach pogoda diametralnie się zmieniła, czego skutkiem był silny wiatr, deszcz, a gdyby tego było mało – z nieba zaczął lecieć grad, który porównać można było do piłeczek ping - pongowych. Anomalie pogodowe spowodowały, że bociania rodzina z Sierakowic z gminy Sośnicowice, która w centrum wsi miała swoje gniazdo - została bardzo mocno poturbowana. Z pierwszych nieoficjalnych źródeł można było dowiedzieć się o śmierci dorosłych osobników, na szczęście prawda okazała się być zupełnie inna.

- Podczas gradobicia samiec bociana chciał ochronić swoje pisklęta, tym samym zakrywał je swoim ciałem, a sam dostał w głowę, szyję, czy skrzydło. Po nawałnicy ptak spadł na ziemię, był bardzo mocno poturbowany z opuchniętą głową. Na początku wyglądało to bardzo źle, jednak samiec nie wywraca się już na boki, także idzie ku lepszemu, ale nie chcę zapeszać – mówi Jacek Wąsiński z Leśnego Pogotowia - Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt przy Nadleśnictwie Katowice.

Ponieważ samica przez długi czas nie przylatywała do gniazda, zapadła decyzja o umieszczeniu samca wraz z małymi w Leśnym Pogotowiu w Mikołowie - w ośrodku, którego celem jest niesienie pomocy dzikim zwierzętom zranionym w wypadkach drogowych lub wskutek innych zdarzeń losowych. Każdy dzień to walka o bocianią rodzinę - Młode jedzą oraz rosną. Postanowiliśmy połączyć tatę wraz z małymi i to nieprawdopodobne, jak bociany potrafią się rozpoznać – dodaje Wąsiński.

Samica tęskni za rodziną, bowiem można ją zaobserwować, jak wraca do gniazda. Choć czas leczenia w dalszym ciągu trwa, to w planach opiekuna dzikich zwierząt jest umieszczenie zarówno samca, jak i młodych z powrotem w gnieździe. - W mojej pracy zawodowej taka sytuacja miałaby miejsce po raz pierwszy i wtedy można byłoby mówić o prawdziwym happy endzie, na który trzeba będzie jeszcze poczekać.

Pozostaje jedynie trzymać kciuki o szybki powrót do całkowitego zdrowia boćka, a następnie wypatrywać sierakowickiego gniazda, które może za jakiś czas z powrotem zapełni się ptasimi  mieszkańcami - bocianią rodziną. 

Patrycja Cieślok

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj