Z Jackiem Głombem, dyrektorem Teatru Modrzejewskiej w Legnicy, reżyserem spektaklu „Miasto we krwi” - najnowszej produkcji Teatru Miejskiego w Gliwicach, która będzie miała premierę 17 maja, rozmawia Małgorzata Lichecka.    
Ruiny są wymarzoną przestrzenią na nieoczywiste produkcje. Za takie należy uznać dramaty szekspirowskie, w tym „Hamleta" w pana reżyserii, pokazywanego na tej scenie kilkanaście lat temu. Magia Ruin wciąż działa?  

Legnica kocha zdegradowane przestrzenie i zazdrości wam Ruin. Nie znam miejsca silniej działającego na twórców, na ich wyobraźnię. Kiedy jeszcze istniały Gliwickie Spotkania Teatralne, grywaliśmy tutaj większość legnickich inscenizacji: „Hamleta, Księcia Danii”, „Otella”, „Portową opowieść” czy „Łemkę”. Zatem propozycja dyrektora artystycznego TM Łukasza Czuja była dla mnie w pewnym stopniu oczywista. Dodatkowym bodźcem jest fakt, że będzie to - po dłuższej przerwie - pierwsza produkcja gliwickiego teatru w tym miejscu.  

Co wyłuskuje pan z tej przestrzeni? 

Po pierwsze, wielopłaszczyznowość: balkony, przestrzenie pod nimi, zaułki. Po drugie, istotniejsze - ducha, historię wpisaną w te mury, do której metaforycznie się odwołujemy, nie uprawiając publicystyki. Dla dobra widzów niczego więcej pani nie zdradzę. Mogę jedynie powiedzieć, że „Miasto we krwi” będzie miało związek z tym miejscem. Chcemy maksymalnie związać opowieści z publicznością. Spokojnie, w żaden sposób jej nie zagrozimy. Nie lubię teatru, w którym widz boi się usiąść w pierwszym rzędzie. U nas będzie z niego najlepiej widać to, co pokażemy na scenie. 

Bardzo często sięga pan po dramaty Szekspira, jest pan w tej dziedzinie ekspertem, chociażby pod względem zupełnie nowego spojrzenia na teksty. 

Po Szekspirze nie ma już nic... Upraszczam oczywiście, ale niezaprzeczalnie ma on wszystkich innych dramaturgów „pod sobą”. Jego twórczość doskonale nadaje się dla ukazania pewnego sposobu myślenia o świecie, w dużej mierze politycznego i społecznego. Nie lubię teatru doraźnego, interesuje mnie obserwacja rzeczywistości, a potem metaforyzacja świata. Szekspir mieści się w tym fantastycznie, "Kroniki królewskie" zaś szczególnie. 

Scenarzysta Robert Urbański (z którym współpracuję od lat), wykorzystując motywy z różnych kronik, stworzył nową opowieść. Sam tłumaczył teksty, parafraza szekspirowska pochodzi więc z oryginału. To wielka wartość. Gliwickiemu teatrowi zależało na uruchomieniu Ruin poprzez różne środki wyrazu. Wykorzystamy więc te używane przy tego typu projektach: ogień, wodę, krew.  Równie ważnym elementem przedstawienia będzie, grana na żywo, muzyka „Kormoranów”. Zbudujemy opowieść wielowątkową, z ducha legnicką, ale nową i świeżą. 

„Kroniki królewskie” to olbrzymi materiał do wykorzystania. Historyczny i artystyczny. Plejada królów: Jan, Henryk VI, IV, V i VIII, Ryszard II i III, wojna Dwóch Róż. 

Wykorzystujemy jedynie wątki. U nas Ryszard i Henryk zaistnieją bez przypisanej cyfry, a Robert Urbański stworzył postaci, wykorzystując kilku bohaterów z oryginalnych kronik.

Trudne to.

Walczyliśmy o odpowiedni wyraz tekstu, zaczynając od pomysłu na kolaż z poszczególnych scen - nie wyszedł, zatem skupiliśmy się na zbudowaniu opowieści jedynie inspirowanej Szekspirem.

Czy to będzie współczesny tekst?

Raczej zawieszony poza czasem. Będziemy poruszać się między światami, które połączy miejsce, czyli Ruiny. W żadnym wypadku nie opowiadamy w „Mieście we krwi” o polskiej scenie politycznej, raczej zajmuje nas odwieczny spór „my” – „oni”. Stąd rezygnacja z angielsko-francuskich realiów oryginału. Owszem, bohaterowie „Miasta we krwi” noszą angielskie lub francuskie imiona, ale już problemy, z którymi się zmagają, nie mają nic wspólnego z interesem konkretnego rodu albo dynastii. Obiektem pożądania jest jedyne Miasto i władza nad jego mieszkańcami. 

„Miasto we krwi” dotyczy władzy. Jej różnych oblicz, emocji, walki, ponurej szarpaniny, mściwości, nienawiści. 

To bardzo mocny, przejmujący, miejscami brutalny tekst. Kiedy spada jedna głowa władcy, następna sięga po koronę… Chciałbym, żeby  spektakl pozwolił nam, widzom, a może i politykom - jeśli przyjdą - na refleksję. Warto uświadomić sobie, w jakim świecie żyjemy.  

W spektaklu gra cały gliwicki zespół. 

To duża realizacja, w której występuje dziewięcioro aktorów gliwickich i dziewięcioro gościnnych oraz czwórka muzyków z zespołu „Kormorany”, która  ma również zadania aktorskie. Kiedy zaczynaliśmy próby, miałem obawę, czy uda się połączyć tak różne osobowości. Jestem raczej wymagający, nie pracuję z „duchami” (w kontekście zwalniania się z prób) , całkowicie oddaję się spektaklowi i tego wymagam też od wszystkich. Jesteśmy w połowie drogi i muszę powiedzieć, że zespół jest zaangażowany, ciekawy pracy, otwarty na swego rodzaju szybki proces twórczy: lubię  od razu zarysować całość spektaklu, by mieć czas na grzebanie, refleksję. 

W „Mieście we krwi” jest siedemnaście scen, nakreśliliśmy je w sali prób, teraz wchodzimy już do Ruin. Co bardzo ważne, spektakl współtworzą artyści mający duże doświadczenie w tego typu projektach, współpracuję z nimi od lat. Scenografia i kostiumy są autorstwa Małgorzaty Bulandy, ruch sceniczny Leszka Bzdyla, muzyka, jak już wspomniałem, „Kormoranów”.  

Czy wykorzysta pan multimedia? 

Tak. Odpowiada za nie Karol Budrewicz, którego dobrze znam ze współpracy w teatrze w Legnicy. Zależy mi, by opowieść zamknęła się mikroświecie Ruin, dlatego część projekcji nakręcimy w miejscach, do których widzowie nie mają dostępu. Na przykład w podziemiach teatru, przy niecce basenu.    

Jak władza, to i krew?

Tytuł ma przyciągać. Gramy w teatrze noszącym imię cesarzowej Victorii, adresem sceny jest aleja Przyjaźni, choć nie wiem, o jaką przyjaźń chodzi, a po sąsiedzku - ulica Zwycięstwa. I znowu nie do końca wiadomo, czy to było prawdziwe zwycięstwo. Mamy więc Victorię, Przyjaźń i Zwycięstwo. Symbolika władzy i ważne znaki na mapie miasta. 

Którego króla będzie najwięcej?

Jednym z bohaterów tej opowieści jest Ryszard, grany przez Mariusza Galilejczyka, tu tropy prowadzą oczywiście do Ryszarda III. Ważną postacią jest Henryk - wciela się w niego Maciej Piasny. Świadomie pozbawiliśmy władców numerów, uwypuklając jedynie pewne istotne cechy. Najwięcej wątków zaczerpnęliśmy z mniej znanych kronik: opowieści o królu Henryku IV i królu Janie.  

„Kormorany” będą wykorzystane nie tylko muzycznie.  

Usłyszymy ich akustycznie: przestrzeń, w której działamy, wykorzystamy jako element muzyki, artefakty staną się instrumentami, by maksymalnie umuzykalnić świat spektaklu.     

Szekspirowska niespodzianka ociekająca krwią, o władcach mających swoją koncepcję na rządzenie, podana w muzycznym anturażu z wykorzystaniem elementów przestrzeni Ruin. 

Zapraszamy wszystkich kochających w teatrze widowiskowość, inscenizację. Nie chcemy przenieść teatru do Ruin, chcemy je po długim letargu uruchomić. Kocham takie miejsca i jestem szczęśliwy, że mogę w Gliwicach pracować. Użyjemy całej wiedzy o tego typu projektach i wierzę, że „Miasto we krwi” zostawi tutaj swój ślad.     

Jacek Głomb 
(ur. 1964), reżyser teatralny. Od roku 1994 dyrektor Teatru Modrzejewskiej w Legnicy. Jego teatr jest zaangażowany politycznie i społecznie, często realizowany w obiektach zdegradowanych fizycznie i kulturowo. Pracuje w Polsce i za granicą (Litwa, Gruzja, Macedonia).

Jego najważniejsze spektakle to m.in.: Zły (wg Tyrmanda), Ballada o Zakaczawiu, Koriolan, Hamlet, Książę Danii, Szaweł, Zabijanie Gomułki (wg Pilcha), Otello, Łemko, Orkiestra, Kokolobolo, Car Samozwaniec, Biesy. Poza Legnicą m.in.  Kokolobolo w Teatrze Nowym w Łodzi i Wiele Demonów (wg Pilcha)  w Teatrze Śląskim w Katowicach. W Teatrze Telewizji wyreżyserował m.in. Wschody i Zachody Miasta (2005) oraz Orkiestrę (2013). Nakręcił film fabularny Operacja Dunaj (2009).

Laureat wielu nagród, m.in. Nagrody im. Konrada Swinarskiego (2001) i Nagrody im. Zygmunta Hubnera Człowiek Teatru 2018. Pod jego kierownictwem Teatr Modrzewskiej wystąpił m.in. w Wielkiej Brytanii (Fringe w Edynburgu), USA, Turcji, Argentynie, Rosji (wraz z Syberią). Za działalność społeczną, m.in. na rzecz mniejszości narodowych, otrzymał od Parlamentu Europejskiego Europejską Nagrodę Obywatelską (2013). W 2009 otrzymał jedną z trzech nagród prezydenta Gliwic za „najciekawsze teatralne wykorzystanie Ruin” przy okazji jubileuszowej 20. edycji GST.

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj