Sprawa Mateusza K, czyli: jak nie działa państwo. Tylko w Nowinach kulisy głośnej sprawy z Gorzowa Wielkopolskiego. 
Między fałszywym alarmem bomowym a próbą gwałtu i pobiciem Mateusz K. otrzymał dyplom oraz statuetkę za osiągnięcia w dziedzinie artystycznej. Dzieckiem był ponoć spokojnym, choć raz, w szkole, wpadł w szał, gdy kolega oblał go wodą. To pewnie z powodu traumy z dzieciństwa – wrzątkiem, niby niechcący, oblał go ojciec. 

 ***
- Ludzie nam przez Mateusza grożą – mówią matka i siostra 24-latka, który siedem lat temu, w Gliwicach, pobił i usiłował zgwałcić chłopca, a niedawno, w Gorzowie Wielkopolskim, zgwałcił i uwięził dziewczynkę. - Po co sąd go wypuszczał? Mateusz musi się leczyć, musi być zamknięty. Wie pani, że on jest upośledzony? Mam na to papiery. Przecież chodził do szkoły specjalnej – dodaje matka sprawcy. 

Sieć nie ma litości. Joanna, siostra 24-letniego Mateusza K., pokazuje wpis na jednym z portali społecznościowych. Ktoś zamieścił jej zdjęcie i podpisał: siostra pedofila. „Być może byli w dzieciństwie molestowani przez ojca”, ciągnie internauta. Joanna pokazuje też inne wpisy – wulgarne, groźby. 

- Ja od dawna z bratem nie mam kontaktu, nie odpowiadam za to, co zrobił – mówi młoda gliwiczanka, która sama ma dwoje małych dzieci. 

- Moje nazwisko też pojawiło się w internecie – dodaje Bożena A., matka Mateusza i Joanny. - Już nawet nie czytam, co tam ludzie piszą, ale koleżanka mi donosi – kobieta płacze. Chce, by wszyscy wiedzieli: syn jest dorosły, nie jest ubezwłasnowolniony, już za niego nie odpowiada. - Ja muszę sama iść teraz do psychologa. I chyba wyprowadzę się z Gliwic, no bo co zrobić? Wszyscy tu, w Szobiszowicach, wiedzą, kim jestem.

A jest matką przestępcy. W maju tego roku o jej synu zrobiło się głośno w całej Polsce. Po wyjściu z zakładu psychiatrycznego w Gorzowie Wielkopolskim zaprzyjaźnił się ze starszą od siebie kobietą i jej konkubentem. Znajoma zostawiła pod jego opieką 9-letnią córką. „Opiekun” najpierw dziewczynkę zgwałcił, potem związał, zakneblował i zamknął w wersalce. Dziecko cudem przeżyło. 

Cudem przeżył też siedem lat temu w Gliwicach 11-letni Robert, którego Mateusz, jako 17-latek, usiłował zgwałcić i ciężko pobił. Właśnie to zdarzenie spowodowało, że gliwiczanin znalazł się w Gorzowie.

„Byłem dla was ojcem i chodziłem na złom”

Mateusz uczył się w szkole specjalnej. W gliwickiej poradni psychologiczno-pedagogicznej orzeczono, że jest upośledzony umysłowo w stopniu lekkim, a jego trudności, choćby w mowie (od dziecka bełkocze), mogą być wynikiem urazu doznanego we wczesnym dzieciństwie.

Urodził się jako jedno z pięciorga dzieci Bożeny A. Nie wszystkie miała z tym samym mężczyzną, ale to ojciec Mateusza dał jej się we znaki szczególnie. Był autorem sinych oczu i złamanej szczęki. Bił też dzieci. Gdy Mateusz był mały, oblał go wrzątkiem. Konkubinie powiedział, że kawą i niechcący, ale w szpitalu powiedzieli, że to była woda, a konkubina nie uwierzyła, że „niechcący”. Joanna, przybrana siostra, twierdzi, że brat ma przez tamto zdarzenie traumę.

Trauma dała o sobie znać w szkole. Pewnego dnia wodą, tym razem zimną, oblał Mateusza, dla żartu, kolega. Chłopak wpadł w szał, omal kumpla nie zabił. 

Mimo to pani Bożena zapewnia, że syn problemów nie sprawiał. Był spokojny, żył we własnym świecie. 

- Potrafił usiąść w fotelu i tak siedzieć, i się nie odzywać. Raz go spytałam, co tak siedzi, to się nawet popłakał. Ale naprawdę to było dobre dziecko, nigdy nie podniósł na mnie ręki, przynosił nawet pieniądze, jak zarobił za zbieraniu złomu. 

Notorycznie uciekał jednak ze szkoły. Zamiast na lekcje, szedł na przykład do centrum handlowego, by godzinami jeździć po schodach – w górę i w dół. Raz, bez pieniędzy, wybrał się pociągiem do Kędzierzyna. Ktoś zawiadomił matkę, bo w zeszycie Mateusz miał wpisany adres i numer telefonu do opiekuna. 

Kobieta pokazuje pamiątki. Dyplomy, wyróżnienia. A to za udział w międzyszkolnym konkursie plastycznym „Moje ulubione zwierzątko”, a to za trzecie miejsce w konkursie piosenki kolonijnej, a to za godne naśladowania zachowanie na kolonii. 

Jest dyplom ukończenia zajęć z zasad pielęgnacji zębów, certyfikat ukończenia kursu pierwszej pomocy, nawet dyplom z Gliwickiej Gali Młodych Talentów Zwiastuny 2012. Osiągnięć gratuluje tu Mateuszowi sam prezydent Gliwic. 

„Powiedz mi, dlaczego na widzenia nie przychodzisz”

Rok 2012 był w życiu Mateusza dość „szumny”. Najpierw, w lutym, pozwolił sobie na głupi żart. Z budki telefonicznej zadzwonił do Centrum Ratownictwa Gliwice i poinformował o bombie podłożonej w Forum. Ewakuowano wtedy klientów i personel, a centrum miało kilkugodzinną przerwę w handlu. 17-letniego K., jeszcze ucznia gimnazjum, śledczy zatrzymali już po trzech dniach.

- To koledzy go wtedy namówili – tłumaczy syna pani Bożena. 

- On był taki spokojny, robił, co mu kazali. - Wpadł w takie niezbyt towarzystwo – dodaje siostra Asia.

Jako dowód na to, że Mateusza łatwo zmanipulować, matka podaje przykład inny. Starsza znajoma i jej konkubent nakłonili chłopaka, by pomógł im w napadzie na staruszkę. Para weszła do mieszkania przy Toszeckiej, pobiła i okradła seniorkę, a Mateusz stał na czatach. Kary uniknął, bo poszkodowana go nie rozpoznała. 

Wracając do fałszywego alarmu: mimo że straty związane z akcją były spore, sąd odstąpił od obciążenia rodziców kosztami – wziął pod uwagę upośledzenie ich syna. Mateusz miał za to trafić do młodzieżowego ośrodka wychowawczego. 

Nigdy nie trafił, bowiem postanowienie takie sąd wydał dopiero za rok, w styczniu 2013, gdy sprawca przebywał już w areszcie śledczym po tym, jak w październiku 2012 próbował zgwałcić i pobił dziecko.  

W lutym Mateusz wywołał więc fałszywy alarm bombowy. W czerwcu, na Gliwickiej Gali Młodych Talentów, otrzymał dyplom i statuetkę za osiągnięcia w dziedzinie artystycznej. Sam prezydent pogratulował mu osiągnięć, złożył wyrazy szczerego uznania i życzył dalszych sukcesów w pracy twórczej. 

- Mateusz grał wtedy na flecie, a do nagrody zgłosiła go szkoła – przypomina sobie siostra. Dyplom otrzymała też pani Bożena – z życzeniami wytrwałości we wspieraniu talentów dziecka. 

A w październiku ten spokojny i artystycznie uzdolniony chłopak skrzywdził Roberta, sześć lat młodszego kolegę. 

Chłopcy znali się z ulicy Składowej, gdzie stali w kolejce po darmową żywność dla rodzin ubogich. Pewnego dnia 17-letni wówczas Mateusz poszedł za Robertem w krzaki, gdy ten musiał za potrzebą. W krzakach molestował chłopca, a kiedy 11-latek zagroził, że wszystko powie dorosłym, złapał leżącą obok cegłówkę i walił ofiarę w głowę. 

- Jak Mateusz wrócił ze Składowej, miał ciuchy całe zakrwawione. Tylko je zdjął i wrzucił do kosza – wspomina pani Bożena. 

Matce nastolatek skłamał, że to Robert złożył mu niemoralną propozycję. Jeszcze tego samego dnia policjanci wyprowadzili Mateusza w kajdankach.

Gdy siedział na Wieczorka, matka nie miała sił, by się z nim widzieć, choć tymczasowo aresztowany syn prosił o kontakt listowny lub (szczególnie) osobisty. Pismo sporządzone zostało na prośbę osadzonego, po rozmowie z psychologiem. Podpisany pod nim dyrektor aresztu śledczego dodał, jakby od siebie, że kontakt osoby pozbawionej wolności z bliskimi jest ważny, i to niezmiernie.

„Kochana Mamo, piszę ten list do Ciebie ostatni raz”

W 2013 roku Sąd Okręgowy w Gliwicach orzekł wobec Mateusza K. środek zabezpieczający i postanowił umieścić go w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym w Branicach. 

„Jeb.ć sąd Sąd Okręgowy w Gliwicach, tylko jeden Bóg jest”, napisał Mateusz na odwrocie sądowego zawiadomienia...

Biegli lekarze psychiatrii orzekli, że leczenie jest konieczne, bowiem istnieje niebezpieczeństwo, że sprawca ponownie dopuści się czynu zabronionego. Po roku pobytu w Branicach stwierdzili, że K. nie wykazuje dostatecznej poprawy stanu zdrowia i funkcjonowania. Przeniesiono go do szpitala dla nerwowo i psychicznie chorych w Rybniku, potem do zakładu psychiatrycznego w wielospecjalistycznym szpitalu wojewódzkim w Gorzowie Wielkopolskim. 

- Nie widziałam Mateusza kilka lat – mówi pani Bożena. - Nie było mnie stać, żeby jeździć do tego Gorzowa. Mieliśmy kontakt tylko przez telefon. Ale jak był w Rybniku, to jeździłam do niego z obiadem, czekoladą… Ciężko mi się z nim rozmawiało, bo on był na psychotropach, jakiś taki otumaniony…

Mateusz pisał też do matki i siostry listy. Pytał, co słychać w domu, bo „nic nie wie i się martwi”, co u siostrzeńców, prosił o kontakt – widzenie lub choćby list, czasem zrobił listę potrzebnych rzeczy (kawa, 10 czekolad, kilo kiełbasy, zeszyt, cukierki, krem), czasem, w liście do siostry, coś narysował. Raz, matce, napisał piosenkę, w której przeprasza, mówi, że kocha i ma nadzieję na wybaczenie. 

Jeden był pożegnaniem, wspomnieniem obecnego w domu alkoholu, jego pracy jako zbieracza złomu, przeprosinami. 

- Mateusz chciał się wtedy zabić – potwierdza pani Bożena.

„Chcę ci powiedzieć, że cię kocham, tylko już nie umiem powiedzieć tego słowa”

W roku 2018 Mateusz K. wyszedł na wolność. Biegli w Gorzowie (dwóch psychiatrów i jeden psycholog) stwierdzili bowiem, że nie zachodzi już wysokie prawdopodobieństwo, by ponownie mógł popełnić czyn o znacznej społecznej szkodliwości. 

Gliwicki sąd rejonowy uchylił więc środek zabezpieczający, orzekając inny – terapię w Centrum Zdrowia Psychicznego w Gliwicach, gdzie Mateusz K. nigdy się nie zgłosił. W zamian pozostał w Gorzowie i poznał dziewczynę (podobno nawet się zaręczył), z którą wynajmował mieszkanie. 

Pani Bożena zarzeka się, że o wyjściu syna z zakładu nie wiedziała. 

- Dzwonił do mnie jakieś dwa miesiące temu, ale nie mówił, że go wypuścili. A co mówił? No że się będzie żenić i zaprosił mnie na ślub. Chciał też, żebym mu wysłała akt urodzenia, bo do urzędu stanu cywilnego potrzebuje. Podał adres swojej dziewczyny. 

Mateusz K. ożenić się nie zdążył i w najbliższym czasie z pewnością tego nie zrobi. Siedzi właśnie w areszcie w Gorzowie Wielkopolskim, zatrzymany przez tamtejszą policję za gwałt na 9-latce, którą „opiekował się” na prośbę jej matki. Nie tylko zgwałcił dziewczynkę, także pozbawił ją wolności ze szczególnym udręczeniem. 

Trudno oprzeć się wrażeniu, że w przypadku Mateusza K. zawiniło państwo. Wprawdzie to tylko gdybanie, ale gdyby upośledzony chłopak otrzymał odpowiednią kuratelę od razu po fałszywym alarmie bombowym, może dziś byłby w zupełnie innym miejscu, a jego ofiary nie byłyby ofiarami. 

Właśnie: gdyby. 

A matka nadal pyta: po co sąd go wypuścił?   


Marysia Sławańska

PS Śródtytuły i rysunki pochodzą z listów pisanych przez Mateusza do matki i siostry. 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj