Złodziej, który wczoraj z marketu na Zatorzu ukradł alkohol, nie wrócił do domu, unika też znajomych. Wie już, że jest poszukiwany. Jego zatrzymanie to jednak, jak mówią policjanci, kwestia czasu. 
Nieznany na razie mężczyzna wszedł do supermarketu i od razu udał się na dział z alkoholami. Zdjął z półki trzy butelki nietaniej wódki i pewnym krokiem ruszył w stronę wyjścia. 

Czyn mężczyzny nie umknął jednak uwadze pracownika ochrony sklepu, który zastąpił mu drogę, kazał się zatrzymać i albo za towar zapłacić, albo go oddać. Złodziej ani myślał to robić. Rzucił się na ochroniarza, zaczął go popychać i szarpać. Pracownik przewrócił się, ale zdążył jeszcze wyrwać napastnikowi z rąk dwie butelki. Z jedną złodziej uciekł.

Na miejsce wezwano policję. Śledczy przesłuchali świadków, ustalili rysopis sprawcy, a potem samego sprawcę. Okazało się że to pewien 35-letni gliwiczanin. Kryminalni odwiedzili go w jego mieszkaniu, niestety, nie znaleźli. Mężczyzna unika teraz swojego miejsca zamieszkania, unika też domów przyjaciół. Najwyraźniej zdaje sobie sprawę z tego, że jest już poszukiwany. 

- Prędzej czy później podejrzany zostanie ujęty i odpowie za swój czyn, a uniki jego sytuacji nie polepszają - mówi nadkom. Marek Słomski, rzecznik policji. - Zgodnie z kodeksem karnym, dopuścił się przestępstwa rozbójniczego i grozi mu do pięciu lat pozbawienia wolności - dodaje nadkomisarz.  




wstecz

Komentarze (0) Skomentuj