W spektaklu na plan pierwszy wysuwa się teatralność zdarzeń i ich eklektyczność. Mamy w nim zarówno kabaret, jak i teatr absurdu. Są opowiastki, monologi, piosenki, wariacje aktorskie, a wszystko przykryte wodewilową formą, po to, by pokazać, jak bardzo kolorowy, różnorodny i wielowątkowy to twórca. 
Z Jerzym Janem Połońskim, reżyserem spektakli „Tuwim dla dzieci” i „Tuwim dla dorosłych”, zastępcą dyrektora ds. artystycznych Teatru Miejskiego w Gliwicach, rozmawia Małgorzata Lichecka. 

Myślę Tuwim, mówię „Lokomotywa”. Takie moje pierwsze skojarzenie. A pana?

Zajmuję się  Julianem Tuwimem już kilka lat. W międzyczasie zrealizowałem pięć spektakli w oparciu o jego twórczość,  zatem moje skojarzenia są dużo bardziej „szerokie”. Ale dobrze, odpowiem. Może nie będzie górnolotnie, jednak szczerze: moje pierwsze skojarzenie z nim związane to … słowo. Doskonale wyczuwał jego melodię, rytm i wagę. Dla mnie był prawdziwym kompozytorem. Chociażby wspomniana przez panią "Lokomotywa": kiedy skupiamy się na poszczególnych wyrazach czy frazach na przykład "tłusta oliwa" czy "armata, O! jaka wielka", widzimy, a co ważniejsze, słyszymy i czujemy to słowo. Tuwim znał ich moc i korzystał z tego pełnymi garściami. Był w tej dziedzinie mistrzem.

To prawda, był mistrzem języka. Bawił się nim wspaniale. Sądzę, że dziś niewiele osób wie, jak wielki potencjał twórczy miał Tuwim, bo my go troszkę szufladkujemy.

No tak, kojarząc go przede wszystkim z wierszami dla dzieci. 

A to zaledwie cząstka, i to wcale nie najważniejsza, jego dzieła. Poeta, tłumacz, pisał dla kabaretów, tworzył teksty piosenek, opery, pracował dla operetki. Czy teatr korzysta z tej spuścizny? 

Niestety nie. Może z wyjątkiem Roku Tuwima, który przypadał w 2013 roku.  Wówczas, faktycznie, pojawiła się moda na poetę, związana również z dodatkowymi grantami na projekty artystyczne związane z jego twórczością. Widziało się pospolite Tuwimowe ruszenie, ale kiedy jego rok się skończył, nastała cisza. Dlatego w styczniu 2020 r. w Teatrze Miejskim w Gliwicach postanowiliśmy wrócić do niego i przygotowaliśmy "Tuwima dla dorosłych". Jest to duża produkcja. Występuje w niej cały zespół Teatru, tancerki oraz muzycy, a całość poprowadzona została w formie teatralnego show.  

Dlaczego teatr nie korzysta z Tuwima? Chyba aż tak bardzo to jego słowo się nie zestarzało. 

Muszę pani powiedzieć, że kilka lat temu sam „wywróciłem się” na Gałczyńskim, bo byłem przekonany, że to ponadczasowy poeta, i mimo udanego eksperymentu artystycznego, spektakl szybko zszedł z afisza. Może to samo dzieje się z Tuwimem? Owszem jest profetyczny, ale okazuje się, że ta poezja trochę nas, Polaków, przestaje interesować.

Trąci myszką? 

Nawet nie o to chodzi. Po prostu dzisiaj niewiele osób czyta poezje. Ja wychowywałem się z wierszami i poezją śpiewaną (choć oczywiście nie tylko). Fascynowały mnie lingwistyczne zabawy, więc szukałem poetów, którzy do mnie przemawiali: Gałczyński,  Białoszewski, Baudelaire, Norwid i inni. Tuwima, przyznaję, odkryłem dość późno. Może właśnie z powodu tej „dziecięcej łatki”.  Minęło 30 lat, mamy inne czasy, choć znowu  jesteśmy w latach 20. Tak, poezja Tuwima ma już sto lat. Doceniam ją, ale czy to jest język, którym się jeszcze kiedykolwiek będzie mówiło. Raczej nie. Jedyne co możemy robić jako teatr  czy twórcy to, od czasu do czasu, Tuwima przywoływać.

Wrzucać w nową rzeczywistość?

Tak, i pokazywać, że były czasy kiedy słowo w teatrze było naprawdę ważne. Nie jestem w stanie zawyrokować dobrze to czy źle, że nie gra się dziś Tuwima. Uważam, że jeśli komuś w duszy gra i ma, tak jak ja, na niego pomysł, niech to robi, nawet wbrew trendom. 

Na gliwickiej scenie prowadzi pan dwie tuwimowskie narracje: dla dzieci i dla dorosłych.  

W  "Tuwimie dla dzieci" urzekła mnie, i poszedłem za tym, wartość słowa i jego  plastyczność. Istotna jest zabawa formą - widzimy teatr przedmiotu, pełen skojarzeń, jak choćby dwie deski, z których można zrobić … kaczkę. Mamy więc wiersze dla dzieci w podobnej poetyce. Zaś w "Tuwimie dla dorosłych" na plan pierwszy wysuwa się teatralność zdarzeń i ich eklektyczność. Mamy w nim zarówno kabaret, jak i teatr absurdu. Są opowiastki, monologi, piosenki, wariacje aktorskie, a wszystko przykryte wodewilową formą, po to, by pokazać, jak bardzo kolorowy, różnorodny i wielowątkowy to twórca.  Sądzę, że w "Tuwimie dla dorosłych" każdy znajdzie coś dla siebie. I jest to nasz hołd dla  poety - zresztą mówiłem o tym na końcu spektaklu: wystąpili aktorzy Teatru Miejskiego i Julian Tuwim. Przygotowując widowisko miałem też inny cel – chciałem otworzyć gliwicką scenę dla widzów dojrzalszych, starszych, dla których często brakuje oferty repertuarowej. 

Duże wrażenie zrobiły na mnie kostiumy i charakteryzacja -  ostra, plastyczna. Aktorzy schowani za tym przebraniem stali się zupełnie nierozpoznawalni. Oglądając "Tuwima dla dorosłych", chłonąc jego klimat, niemal od razu przypomniał mi się  film „Kabaret” i jego duch. Bardzo, bardzo podobny. Poza tym kocham przebój Ordonki – Miłość ci wszystko wybaczy... Uważam, że to ponadczasowa piosenka, która odnajduje się świetnie w XXI wieku. 

W tym spektaklu każdy zobaczy coś innego. Pani dostrzegła film „Kabaret”, inni zobaczą burleskę, a jeszcze inni - cyrk. I wszyscy będą mieli rację. Faktycznie jesteśmy schowani za maską, makijażem, może nawet trochę za bardzo.

Ale to tak musi być.

Też tak sądzę. Dajemy materiał bez klucza do jego odczytania. I każdy musi zrobić to po swojemu. Dla kogoś scena „Mistyka finansów”, kiedy cały czas chodzimy po kwadracie, wykonując dziwny taniec, jest ciekawa, dla innej osoby będzie przerostem formy nad treścią. Mamy tego pełną świadomość.

Czy wprowadził pan coś nowego, odszukał nowe tropy?

„Tuwim dla dorosłych”, którego przygotowałem w 2013 roku w Teatrze Muzycznym w  Gdyni był mniej burleskowy i bardziej wpadał w parodię rewii niż był rewią. Na scenie było tylko czterech aktorów, założyłem więc większą teatralność i umowność działań.  W Gliwicach gra cały zespół, mamy mnogość postaci, nie gramy tak blisko widza jak w Gdyni, a nasza forma jest bardziej ostra. Na scenie króluje układ kabaretowy ze stolikami, przy których siedzą widzowie. To element scenografii grającej w spektaklu. Może Gliwice to nie Paryż,  ale mamy  na Nowym Świecie swój Czerwony Młyn ( Moulin Rouge – fr. Czerwony Młyn – najbardziej znany paryski kabaret).

A ja tęsknię za kabaretem z lat 20. Za jego soczystością. 

Dzisiaj znaczenie słowa kabaret jest troszkę inne. Grupy kabaretowe, a zwłaszcza produkcje telewizyjne, wypaczyły znaczenie tego słowa.  Interesowałem się tym gatunkiem i sporo na ten temat czytałem. Ponadto przez klika lat byłem związany z krakowską kabaretową Formacją Chatelet i jednym z powodów, dla których zrezygnowałem z tej drogi zawodowej był fakt, że w ten „nowej” formule kabaretu nie do końca się odnajdywałem. W kabaretach funkcjonujących na początku  XX wieku... obrażano ludzi, wyśmiewano, prowokowało, choć oczywiście nie tylko. Później, szczególnie w Polsce, nastał czas kabaretów literackich, elitarnych, zabawa słowem, absurdem, skojarzeniami. I tak też było po wojnie. W latach 60. i 70 weszła cenzura, kabaret stał się polityczny, ale nie wprost, i to moim zdaniem były najbardziej płodne lata dla kabaretu. 

Teraz jest płaski i … głupi? 

Mnie w każdym razie nie śmieszy. 

Tuwim się wprawdzie troszeczkę zestarzał, ale nie aż tak bardzo...

Uwielbiam  mało znany tekst, który gramy w naszym spektaklu - Abecadło: „Raz hrabia C z baronem Z / Spokojnie po ulicy szedł / I opowiadał plotkę: / Czy Baron wie, że pani H / Z margrabią L stosunek ma? / Podziwiam tę idiotkę…” Przepiękna wyobraźnia, niedomówienia, zabawa formą. A temat  tzw. hejtu jest aż nadto na czasie. Z kolei wiersz „Ojczyzna", w którym Tuwim napisał, że za wiersz obrazili się ci, za melodię tamci, „W radio była audycja:  obraziła się policja. (…)związek akuszerek ma ciężkich zarzutów szereg…” z puentą: „A poza tym - jest w Polsce wolność”. Co z tego, że ma sto lat! Wciąż jest aktualny… Aktualny jak cholera! Może „Wiersz, w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali” stał się trudny w odczytaniu , choćby ze względu na użyte skróty odnoszące się do instytucji, osób czy też tematów debaty publicznej tamtych czasów .

Ale zmusza nas do tego by poszukać, poszperać, dowiedzieć się. 

I z całą stanowczością namawiamy do tego. Poza tym sam wydźwięk tego wiersza się nie zmienił. Bądźmy sobą i róbmy swoje. 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj