Patrząc, jak jeździ Katarzyna Białowąs-Woś, żaden mężczyzna z lekceważeniem nie powie: „baba za kółkiem”. Nie wyśle jej też „do garów”. Może tylko oglądać z nutką zazdrości, jak robi trawersy, zawijki i hopy. 
39-letnia gliwiczanka ściga się, z dużymi sukcesami, w off-roadowych rajdach. W błocie, deszczu, gradzie, z przeszkodami, ostrymi zjazdami i wjazdami, nawet spuszczaniem samochodu na linie z pionowej góry. Sukcesy, jak sama mówi, zawdzięcza mężowi, który jest jej pilotem, wsparciem, mechanikiem oraz… konstruktorem rajdówki. 

Mała Kasia lalkę miała tylko jedną.
Resztę zabawek stanowiły samochodziki – resoraki i klocki. No i chodziła po drzewach. To pewnie z powodu starszego brata, mówię, ale ona zaprzecza. Bo miała przecież i sporo koleżanek, a one pchały przed sobą wózki z lalkami, co ją jakoś specjalnie nie przekonywało. Co z kolei nie oznacza, że dorosłej Katarzynie brak macierzyńskiego instynktu. Jest kochającą mamą czteroletniej Hani (czasu spędzanego z córką nie zamieniłaby na nic w świecie), dobrą żoną, świetną kucharką. - Choć takiego rosołu, jaki gotuje mój tata, nie zrobię nigdy – śmieje się. 

Jako mała dziewczynka bawiła się więc samochodzikami. Prawdziwa pasja motoryzacyjna przyszła też w dzieciństwie. Od zawsze uwielbiała oglądać wyścigi aut, z zapałem śledziła Formułę 1, chłonęła dźwięk silników. Kiedy brat przewiózł ją na motorynce, a później tata dał poprowadzić dużego mercedesa, czuła się jak w niebie i tylko utwierdziła, że życie, choć w części, związać musi z motoryzacją. 

Kobiety, które same reperują swoje wozy
podziwia. Ona, kiedy patrzy pod maskę samochodu i widzi silnik, wie, jak wszystko funkcjonuje, ale, w razie draki, naprawić nie potrafi. To przyznaje szczerze i żartuje, że raczej auta rozbierała na części, niż je składała. Od napraw ma speca, męża Michała.

Poznali się na sekcji tenisa stołowego (Katarzyna gra w ping-ponga prawie 30 lat). Od słowa do słowa okazało się, że mają podobne upodobania. Oboje interesowali się samochodami, motocyklami. Oboje też uczyli na Politechnice Śląskiej i wykształcili na inżynierów (ona studiowała ochronę środowiska, on – transport). Ale z zamiłowania Michał Woś jest mechanikiem samochodowym. To on stworzył ich rajdówkę, on ją naprawia i wciąż udoskonala. Myśl o wyścigach pojawiła się, kiedy byli już małżeństwem. A było tak.  

Kolega kupił sobie terenówkę.
Przebudował auto na samochód do off-roadu, a wcześniej zaprosił Katarzynę i Michała do warsztatu. Żeby sobie zobaczyli, jak wóz został pocięty i rozłożony na części pierwsze. Potem małżeństwo widziało efekt końcowy, czyli pojazd, który wszędzie wjeżdża, pokonuje każdą przeszkodę. 

- Ten kolega zaprosił mnie wtedy na prawy fotel i pojechaliśmy na jakąś hałdę. Kiedy zobaczyłam przed sobą niemal pionową górę, chciałam wysiąść – wspomina Kasia. - Potem, gdy ujrzałam stromy zjazd, powiedziałam głośno: zginę w tym samochodzie. Ale przeżyłam. Wysiadłam, podeszłam do męża i zaproponowałam: kupmy sobie takie auto. I tak to się wszystko zaczęło, dziesięć lat temu. Założyliśmy drużynę rajdową Białowąs Rally Team. 

Mąż zbudował rajdówkę na bazie suzuki.
Ale zanim to się stało, rozmyślali, zbierali pieniądze, przygotowywali się. W końcu kupili suzuki vitarę, z napędem na cztery koła, samochód cywilny, jaki można spotkać na ulicy, a Michał zaczął go udoskonalać. Wóz ma wymienione amortyzatory, zawieszenie, zderzaki, wzmocnioną ramę, posiada klatkę bezpieczeństwa, czyli specjalną „siatkę” z rur przyspawanych do konstrukcji, zabezpieczającą auto i jego pasażerów w momencie zderzenia czy dachowania.

Na pierwszy rajd pojechali w 2009 roku. To były mistrzostwa Śląska. Ale wtedy jeszcze ich rajdówka nie wyglądała tak jak teraz - miała  tylko wymienione amortyzatory i sprężyny, była nieuzbrojona. Podczas zawodów coś się urwało. Kasia zatrzymała auto, Michał wysiadł, zepsutą część po prostu oderwał, wyrzucił i powiedział: jedziemy. Dopiero potem kobieta dowiedziała się, że poszło mocowanie amortyzatora… 

Ale i tak byli wtedy drudzy na mecie. Szczęście debiutantów? Być może. Za rok jednak, na tych samych mistrzostwach, sukces powtórzyli z nawiązką, bo zajęli miejsce pierwsze. A Katarzyna przeszła do historii jako pierwsza kobieta – zwyciężczyni tych mistrzostw.

Rajd wygrywa pilot
-  tak mówi Katarzyna i tak twierdzą prawie wszyscy kierowcy off-roadowi. Bo siedzący w prawym fotelu pilot to postać w rajdówce kluczowa. Od niego zależy niemal wszystko, szczególnie na trasach bardzo szybkich. Zawodnicy nie znają przecież terenu, jadą w nieznane. Pilot dostaje tylko „książkę drogową”, zgodnie z którą steruje kierowcą. To on wie, z jaką prędkością trzeba jechać, określa odległości, mówi, kiedy skręty, gdzie przeszkody. 

Katarzyna też bywa pilotem dla Michała, ale głównie to ona kieruje, a on trzyma w rękach książkę. Porozumienie między nimi jest idealne - być może pomaga fakt, że jako małżeństwo dobrze się znają, świetnie dogadują, a Kasia mężowi ufa, co w tym sporcie jest przecież kluczowe, by nie wylądować na dachu. 

Michała jest jak bardzo precyzyjny GPS, a jego komendy krótkie, treściwe, konkretne: szybciej, za sto w prawo, nawijka (czyli zawracamy, np. o 90 stopni), hopa (wyskok). 

- Nie mogą to być wielowyrazowe zdania, bo zanim je usłyszę, nie zdążę zakręcić – tłumaczy nasza bohaterka.  

Katarzyna śmieje się, że jej pilot coraz częściej mówi „szybciej”. Na początku, gdy bał się jeszcze o auto, wołał raczej: „Wolniej, rozwalisz furę!”.  

Stresują mnie trawersy i spuszczanie na linie
- mówi gliwiczanka i tłumaczy, co to trawersy. Nachylenie auta pod dużym kątem w bok. Opony mogą wtedy odklejać się od podłoża. Aby tak trudny odcinek pokonać, trzeba, po pierwsze, dobrze znać swój samochód, a po drugie, mieć doświadczonego pilota, który z zewnątrz podpowie, co robić. Michał, na szczęście, to potrafi. I choć jego żona przyznaje, że „trawersów nie umie”, wywrotki jeszcze nie zaliczyła. 

Najgorsze jest dla niej jednak spuszczanie na linie. Trzeba to robić w wysokich, prawie pionowych górach, po których wóz nie zjedzie. Zapina się go więc do taśmy, taśmę owija o drzewo i pilot spuszcza samochód. Z kierowcą w środku. 

- Wolę spuszczanie przodem, wtedy przynajmniej wiem, jak daleko mam do ziemi. Gorzej jest tyłem, bo nie wiem nic, a widzę tylko niebo – opowiada Kasia. 
Stresuje się przed każdym rajdem, dopóki, już w kombinezonie, nie stanie na starcie. Po wszystkim, szczególnie wygranej, czuje ogromną ulgę, ale adrenalina trzyma ją jeszcze dwa dni. - Jestem jednak zupełnie odstresowana – mówi. - Podczas takich off-roadów zapomina się o problemach.

Najtrudniejszy jak dotąd był dla niej rajd Baja Carpathia – szybki, prowadzący po wąskich trasach, na których lustra samochodu obijały się o drzewa. Wtedy też miały miejsce wypadki - spalił się quad, zginął motocyklista. Było naprawdę niebezpiecznie. Organizator przerwał imprezę. Ona wyniosła z niej naukę pokonywania własnych słabości i strachu. 

Najbardziej męczące zaś są rajdy 24-godzinne. Po kilkunastu godzinach jazdy mąż czasem musi ją delikatnie szturchnąć, aby skupiła się na drodze. Na takich zawodach to sportowcy sami ustalają, kiedy robią przerwę na jedzenie, jak długo (i czy w ogóle) odpoczywają. Wszystko muszą dobrze obliczyć, aby przystanki nie zaważyły na wyniku. 

Na rajdzie Drezno – Wrocław ścigał się z nimi Adam Małysz, który zakończył już karierę skoczka i przygotowywał do „Dakaru”. Wosiowie jechali ostro i na prologu (wyścig wstępny, ustalający kolejność startu w rajdzie, wliczany do punktacji, często organizowany w centrum miasta -  dla widowni i mediów) byli tuż za nim.  

Kobiety walczą na śmierć i życie.
Są w rajdach agresywniejsze, jeżdżą szybciej niż mężczyźni. Jakby chciały udowodnić, że krzywdzące było dawne przekonanie, iż nadają się tylko do prac domowych, a jeśli chodzi o samochód, to mogą, ewentualnie, wybrać jego kolor podczas kupna. 

- A tu nagle ta „kura domowa”, urzędniczka, pani, która przybija pieczątki na poczcie, kobieta z banku pokazuje pazur – mówi gliwiczanka. Ona na co dzień zajmuje się nieruchomościami oraz domem i dzieckiem.  

Tę pozytywną agresję, walkę widać w Wiśle podczas rajdów Women’s Challenge 4x4, organizowanych wyłącznie dla pań. W tym roku Katarzyna zwyciężyła, jechała z pilotką Julią Boronowską. Rok temu, z Katarzyną Gałązką, była na miejscu drugim, ale na jednym z odcinków specjalnych wywalczyła sobie nagrodę główną – wpisowe na międzynarodowy rajd kobiecy w Malezji. 

Zawody odbędą się w listopadzie, potrwają siedem dni, a będzie w nich do przejechania ponad 20 odcinków specjalnych. Wszystko w niełatwym dla Europejczyków klimacie, w dżungli, gdzie na trasie mogą pojawić się niespotykane u nas zwierzęta, jak… słonie. Do tego dojdzie kierownica po prawej stronie, noclegi w namiotach i zupełnie orientalne jedzenie. 

Katarzyna do Malezji wybiera się ze swoją pilotką oraz mężem – będzie pomagał „z zewnątrz”. 

- Nie wyobrażam sobie jechać bez Michała, bo jest dla mnie wielkim wsparciem – mówi gliwiczanka. - Moja pilotka, Julia, to doświadczony rajdowiec, który robi ewolucje na motocyklu. Ufam jej, bo widzę, że się nie boi, a to dla mnie bardzo ważne. 

Każda kobieta musi mieć pasję
- twierdzi Kasia. Jeżeli nie ma się tyle szczęścia, co ona i nie dzieli pasji z mężem, trzeba znaleźć coś dla siebie. Twój mąż lubi grać w szachy, a ty nie? Nie szkodzi. Zacznij jeździć na rowerze, chodzić po górach, zapisz się na karate. Rób cokolwiek, ale rób. Abyś nie była zazdrosna o zamiłowania swojej drugiej połówki. Taką radę dla pań ma Białowąs. 

Wie, co mówi, bo pasje miała od zawsze. Ping-pong, racketlon, nurkowanie. Jeździła też na motocyklu, ale tylko jeden sezon - żal jej było taty, który nie mógł zasnąć, dopóki nie wróciła do domu. Zresztą, jej rodzice też są ludźmi pełnymi pasji. Oboje jeździli na motocyklach, mama jest malarką. 

Początki pasji Katarzyna widzi także u swojej córeczki. Hania już zdradza talent do malowania i majsterkowania – biegnie do taty, do garażu, kiedy ten pracuje nad rajdówką. Mała coś tam próbuje stukać, przykręcać, odkręcać...

Kasia, mimo wielu sukcesów, wciąż ma nowe marzenia. Chciałaby na przykład polecieć, jako pilot, samolotem, wziąć udział w rajdzie Rosja – Chiny, a potem słynnym Paryż – Dakar. 

A wszystkie znajome kobiety, które, jak autorka tego artykułu, są trochę jej pasją przerażone, zachęca, aby wsiąść do off-roadowego samochodu, przejechać się choć raz, a na twarzy na pewno pojawi się uśmiech, i to od ucha do ucha. 

Chcemy, by Katarzyna Białowąs-Woś reprezentowała Gliwice na międzynarodowym kobiecym rajdzie w Malezji, który już w listopadzie tego roku. By było to możliwe, zawodniczka i jej drużyna muszą pozyskać sponsorów. Polecamy więc naszą reprezentantkę uwadze firm, przedsiębiorców (nie tylko z Gliwic). Jeśli chcecie zostać sponsorami wyprawy, a przy okazji zyskać reklamę, skontaktujcie się z Kasią: bialowasrally@gmail,com 

Marysia Sławańska




Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj