Lato to dla jednych czas odpoczynku, dla innych okres ciężkiej pracy. Rozpoczynają się żniwa w naszym powiecie. Rolnicy mówią, że zbiory zależą od dwóch czynników: pogody oraz profesjonalizmu i zaangażowania człowieka. W tym roku natura nie była łaskawa. Plony będą najpewniej słabsze od ubiegłorocznych.
 
- W naszym regionie od wielu tygodni nie padał deszcz, zima też nie była śnieżna i konsekwencje tego odczujemy - mówi Krystian Kiełbasa, rolnik z gminy Toszek, były radny wojewódzki. - O wielkości plonów będziemy mogli mówić, gdy je zbierzemy z pól.  Wiem, że jęczmienia będzie o 30-40 proc. mniej w porównaniu z rokiem ubiegłym, który też nie należał do urodzajnych.

Obszar powiatu gliwickiego ziemskiego zajmuje ponad 66 tys. ha, z czego ponad połowa to tereny typowo rolnicze. Kiełbasa mówi, że rolnicy w naszym powiecie gospodarują na ziemiach bardzo zróżnicowanych, przede wszystkim jeśli chodzi o jakość i zaopatrzenie w wodę.

- Szczególnie odczuwalne obniżenie poziomu wody jest na słabych glebach żytnio-ziemniaczanych. Jako rolnicy stajemy teraz przed wieloma wyzwaniami. Najważniejsze: z uwagi na postępujące zmiany klimatyczne i coraz słabsze zaopatrzenie naszych ziem w wodę, konieczna wydaje się gruntowana analiza poziomu zbiorów poszczególnych odmian roślin i zmiany w zakresie ich upraw. Nie możemy siać czegoś, co w naszym powiecie od lat daje słabe plony. Na dodatek pojawiają się szkodniki i choroby, które są konsekwencją przedłużających się jesieni oraz krótkich zim.

Nasz rozmówca przekonuje, że rolnictwo staje się coraz bardziej nieprzewidywalne ekonomicznie.
- Do tej pory odwoływaliśmy się do lat poprzednich i na takich porównaniach planowaliśmy uprawy. Dziś trudno przewiedzieć, jakie będą zbiory za rok, bo pogoda ciągle nas zaskakuje.
 
Obniżenie plonów, zdaniem pana Krystiana, nie dotyczy tylko zbóż okopowych, ale również kukurydzy i zielonki, którymi karmione są trzoda chlewna i bydło oraz warzyw, które kilkanaście tygodni temu biły rekordy cenowe.

- Z powodu braku deszczu mamy w tej chwili tragiczną sytuację z zielonką - nie ma jej na łąkach - smuci się Kiełbasa. - Rolnicy, nie mając paszy, muszą korzystać z wiosennych zapasów, przewidywanych na jesienne czy zimowe karmienie.
 
Toszecki rolnik jest przekonany, że już najwyższy czas na poważną debatę dotyczącą przyszłości polskiego rolnictwa.

- Konieczne są pilne rozwiązania, np. w kwestii nawadniania pól - twierdzi. - Podróżowałem po Europie i podglądałem rozwiązania w tym zakresie. Na Węgrzech nawadniane są np. połacie kukurydzy i zbóż okopowych. Obserwowałem, jak dba się tam o stabilność własnej produkcji żywności. Najwyższy czas, aby rząd  uzmysłowił sobie, że takie anomalia pogodowe będą na porządku dziennym i konieczne są natychmiastowe działania. Musimy budować pewność własnej produkcji roślinnej, a nie patrzeć na import. Przez dziesięciolecia zaniedbywana była regulacja stosunków wodnych w naszym kraju. Gospodarka melioracyjna polegała jedynie na odprowadzaniu  nadmiaru wody, a nie jej gromadzeniu na wypadek susz.  Dziś, patrząc na nasze pola, nadmiar wody nie jest przekleństwem, a błogosławieństwem.
(san)

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj