Z Filipem Springerem*, o festiwalu Miedzianka po drodze i literaturze niepraktycznej, rozmawia Małgorzata Lichecka.  

Dlaczego na początek Gliwice? Czym zasłużyliśmy?
Z festiwalem wyruszyliśmy w drogę i szukaliśmy partnerów, którzy chcą z nami eksperymentować. Wśród nich znalazły się silne miasta z dużymi możliwościami, jak Gliwice, i mniejsze ośrodki. Nie wiemy, w co rozwinie się Miedzianka i czy w przyszłym roku będzie miała taką formę jak teraz, chcieliśmy więc miast odważniejszych, gotowych na eksperymentowanie, korzystających jednocześnie z marki Miedzianki. Ale też miast o różnym charakterze: mamy Gliwice, największy ośrodek na naszej trasie, niewielki Sierosław, bardzo turystyczny Złoty Stok i raczej nieturystyczny Pleszew.

Gliwice nie są aż tak bardzo reprezentatywne dla Śląska.
Nie mają być, są inne od wszystkich innych miast.

To prawda... Gliwice to stan umysłu.
Ja to słyszałem w każdym mieście, i w Pleszewie i w Złotym Stoku.

Był pan w Gliwicach wiele razy, zna je pan. Czy podczas rekonesansu zajrzycie z ekipą Miedzianki w nieoczywiste miejsca. Bo park Chopina i Radiostacja to taki glamour. 
Miedzianka wyrosła jako festiwal fundamentalnie związany z miejscem i krajobrazem. To dwa podstawowe parametry i staramy się je utrzymać, to znaczy wydarzenia festiwalu dzieją się w miejscach wybieranych wspólnie z gospodarzem, bo nie znamy lokalnych możliwości – chodzi o infrastrukturę naszego festiwalowego miasteczka, choć i tu zawsze jest pole do negocjacji. To, co dzieje się w internetowej przestrzeni festiwalu, co opowiadamy po drodze, jest już naszym autorskim wyborem. Adam i Dyba Lach z naszej ekipy przejechali Polskę na potrzeby książki „Rewizje”, wiele sfotografowali i teraz trochę tę metodę na potrzeby festiwalu powtarzają. Komponent, w którym opowiadamy naszą drogę, jest komponentem krajoznawczym w najbardziej paździerzowym rozumieniu tego słowa. To znaczy szwendaniem się po miejscach na pierwszy rzut oka niespektakularnych, ale mających swojego ducha.

A co pan już wybrał? 
Ze względu na moje zainteresowania związane z najnowszą książką, którą skończyłem pisać, historie obu kanałów – Gliwickiego i Kłodnickiego. Jednak to moja osobista korba. Wiem, że wiele osób, lokalnie i na świecie, pasjonuje się infrastrukturą kanałów. Zresztą, jak pani wie, interesuje mnie znikanie, dlatego te historie są dla mnie interesujące.

Też lubię znikanie.
To podobno jest do przerobienia u terapeuty.

Ale to jest takie fascynujące. Jest w Gliwicach wiele miejsc, które zniknęły. Jeśli znajdzie pan chwilkę proszę zajrzeć na skwer nad DTŚ. 
Byłem tam, to takie nowe coś.

Tak, po remoncie. No i są tam rzucone na bruk kamienie ze śluzy 18. Kanału Kłodnickiego. Ekspozycja wyśmiana przez mieszkańców. Na pewno był pan też po sąsiedzku w starej fabryce drutu.
Tak, ale i na cmentarzu hutniczym. Baildon i ludzie, których hrabia Reden tu ściągnął, są bohaterami z mojej najnowszej książki, tej o kanałach. Byłem na dokumentacji i chyba ze dwie godziny po tym cmentarzu chodziłem, odśnieżałem tablice i patrzyłem, kto tam leży.

Ten cmentarz istnieje dziś w takiej formie dzięki olbrzymiej pracy stowarzyszenia Gliwickie Metamorfozy. 
Wprawdzie taksówkarz mnie pytał czy na pewno chce tam wysiąść, ale to wspaniałe miejsce.

Jeśli ekipa Miedzianki znajdzie czas to także polecam stary cmentarz żydowski przy ul. Na Piasku, no i mój ukochany zabytek Dom Pamięci Żydów Górnośląskich. Jaram się tą Miedzianką dlatego, że liczą się rzeczy nie z promocji.
My nie chcemy rzeczy z promocji. Boki są najciekawsze i takimi bokami właśnie chodzimy.

Na festiwalu, tu w Gliwicach, pojawi się między innymi ukraiński wątek. 
Jest bardzo istotny. Wpisuje się w szerszy temat festiwalu, którym jest literatura niepraktyczna. Instytut Reportażu prowadzi różne działalności, jedną z nich jest Szkoła Ekopoetyki. Tam mówimy o powinnościach literatury wobec doświadczanych teraz kryzysów. Bo żeby się z nimi uporać musimy, mówiąc oczywiście bardzo skrótowo, na nowo wyobrazić sobie świat, a literatura świetnie się do tego nadaje. Jesteśmy bardzo zaniepokojeni jej uwikłaniem w rynek, nastawieniem na konsumencką odpowiedź na takie potrzeby, dlatego chcemy rozmawiać o tym, że jeśli ta odpowiedź ma być pełna, przekonująca i konstruktywna, musi być niebezpośrednia, musi zająć czas, musi w procesie literackim się przetworzyć. I o tym będziemy rozmawiać z festiwalowymi autorami. Ich dobór nie bazuje tylko na tym kto w tym roku wydał nową książkę, raczej się od tego odżegnujemy. Będą więc ci, którzy opowiedzą o niepraktyczności literatury, albo jej trudności, bo chcemy bronić literatury trudnej w odbiorze. Na przykład zupełnie niepopowej poezji. Gliwice mają wspaniałe tradycje poetyckie, wierzymy więc, że będzie publiczność do takiej rozmowy.

Poezja jest literaturą niepraktyczną.
Przez to nieuwikłaną w rynek, więc wolną.

Tak, to prawda. 
Każdy rodzaj literatury może być niepraktyczny. Bardzo nas niepokoi ekstrakcyjne podejście do rzeczywistości – wezmę się za coś, bo to mi da informację. To jest bardzo widoczne w podejściu do reportażu. Świat można opisywać na wiele różnych sposobów i niekoniecznie trzeba mielić te same informacje, lepiej je przetworzyć, interpretować i w ten sposób dodać coś do szumu informacyjnego. Niepraktyczność literatury wyraża się na przykład tym, że po jej przeczytaniu mam jeszcze większy mętlik w głowie niż miałem. I to też jest wartościowe.

Filip Springer -  reporter i fotograf. Autor wielu cykli reporterskich oraz książek, m.in. Miedzianka. Historia znikania, Wanna z kolumnadą, 13 pięter, Miasto Archipelag, Źle urodzone. Stypendysta Narodowego Centrum Kultury, Fundacji „Herodot” im. Ryszarda Kapuścińskiego i Miasta Stołecznego Warszawy. Nominowany do najważniejszych nagród literackich w Polsce. Jego książki tłumaczone są na angielski, niemiecki, rosyjski i węgierski. Współpracuje z Instytutem Reportażu w Warszawie, współtwórca festiwalu literackiego MiedziankaFest. Jego ostatnia książka Dwunaste: Nie myśl, że uciekniesz została nominowana do Nagrody Edytorskiej Pióro Fredry 2019 oraz do Nagrody im. Cypriana Kamila Norwida.
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj