Kryminalny z pierwszego komisariatu, znany już naszym czytelnikom pod pseudonimem „Skóra”, odwiedził poszkodowanego, który nie zdążył nawet zgłosić swojej szkody...
                            
Wszystko zaczęło się od młodego gliwiczanina, który zgłosił policji, że 6 stycznia późnym wieczorem od Rynku aż do ulicy Bytomskiej szedł za nim nieznany mężczyzna. Na Bytomskiej nieznajomy nagle zaczął mu grozić śmiercią, ba, wyjął nawet nóż. Chłopakowi udało się uciec.

Sprawa trafiła do doświadczonego śledczego. „Skóra” z pierwszego komisariatu, bo o nim mowa, zaczął wraz z kolegą przeglądać zapisy z kamer monitoringu. Na jednym z nagrań zobaczył podejrzanego. Analizując inne zapisy, spostrzegł tego samego mężczyznę, idącego ulicą i wymachującego, niczym zadowolona panienka, torebką na pasku. I mimo że było ciemno, a postać widoczna z daleka, „Skóra” zorientował się, z kim ma do czynienia, zaś inne zebrane materiały podpowiadały mu, że podejrzany, prócz gróźb z użyciem noża, mógł dodatkowo okraść mieszkanie na starym mieście. 

Kryminalni udali się do wytypowanej kamienicy, w której znaleźli zniszczone, jakby wcześniej wyważone, drzwi do jednego z mieszkań. Jakież było zdziwienie lokatora, gdy otworzył, a policjanci spytali go wprost, czy coś mu nie zginęło. 

Bo i zginęło, tyle że gliwiczanin tego nie zgłosił. Utracił dowód osobisty, prawo jazdy, dowód rejestracyjny, kartę NFZ, 500 zł, telefon komórkowy oraz lornetkę w torbie z paskiem (tym właśnie machał złodziej na nagraniu). Jak stwierdził pokrzywdzony, szkody nie zgłosił, gdyż sądził, że skradzione przedmioty, w jakiś cudowny sposób, zostaną mu zwrócone.

Po tej wizycie kryminalni, mając niezbite dowody, złożyli wizytę samemu sprawcy, znanemu sobie 35-latkowi z ulicy Jagiellońskiej. Ten przyznał się do wszystkiego i wszystko wytłumaczył. 

Otóż 6 stycznia wieczorem postanowił przejść się na gliwicki Rynek. Kiedy przechodził aleją Przyjaźni, wydawało mu się, że dwie idące obok osoby to te, które chciały go kilka dni wcześniej pobić. Podszedł więc do nich, wyjął nóż, ale po zamienieniu kilku zdać z napadu zrezygnował, stwierdzając, że się pomylił. Gdy był już na Rynku, zauważył z kolei naszego pokrzywdzonego i znów pomylił go z osobą, która chciała go pobić... 

Zatrzymany przyznał się również do kradzieży telefonu, lornetki oraz portfela z dokumentami i pieniędzmi. Wyjaśnił też, jak do tego przestępstwa doszło. 

6 stycznia około godziny 23.00, będąc na Rynku, spotkał pijanego nieznajomego. Po krótkiej rozmowie mężczyzna zaprosił go do swojego mieszkania w ścisłym centrum. Kiedy panowie znaleźli się przed drzwiami, okazało się, że lokator nie ma kluczy. 35-latek problem szybko jednak rozwiązał – drzwi „wykopał”. A gdy znalazł się w środku, na stole zauważył telefon komórkowy. Wziął go jak swój i schował do kieszeni. Potem, wraz z właścicielem mieszkania, wrócił na Rynek. Wyważone drzwi lokalu zostały otwarte.  

Na Rynku sprawca z nieznajomym szybko się pożegnał, po czym, już sam, wrócił do jego mieszkania. Tym razem zabrał portfel i lornetkę. Na drugi dzień skradziony telefon komórkowy zastawił w lombardzie, zaś lornetkę sprzedał nieznanemu mężczyźnie. 

Policjanci odzyskali telefon – znaleźli go we wskazanym przez zatrzymanego lombardzie. Sam zatrzymany zaś czeka teraz na proces karny i wyrok.  

(sława)












wstecz

Komentarze (0) Skomentuj