Mój dom jest moją twierdzą – gliwickie rezydencje miejskie w XIX i w pierwszej połowie XX wieku. Na 22 i 23 września Muzeum w Gliwicach przygotowało szesnastą edycję Gliwickich Dni Dziedzictwa Kulturowego. 
Z Anną Kwiecień, historykiem sztuki, starszym kustoszem Muzeum w Gliwicach, koordynatorką 16. GDDK rozmawia Małgorzata Lichecka.   

Czym gliwickie rezydencje i wille wyróżniały się na tle innych wznoszonych w XIX i początkach XX wieku?

Musimy pamiętać o tym, że wzorce architektoniczne były różne dla regionów znajdujących się obecnie w granicach państwa polskiego. Gliwice były pruskie, większość inspiracji płynęła  z Niemiec – Berlina, Poczdamu, a także bliżej, z Wrocławia. Na przykład Oscar Caro sprowadził rzemieślników do wystroju swojej willi prosto z Berlina, tak na marginesie - podczas tegorocznych GDDK zdradzimy, jaka to była  firma.  W mieście, w drugiej połowie  XIX w.,  projektantami i zarazem wykonawcami byli bardzo często miejscowi budowniczy, mistrzowie murarscy i budowlani, posiadający zresztą wspaniałe umiejętności, wzorujący się na architekturze wymienionych powyżej dużych miast. 

O tworzących w  tamtych czasach architektach, w dzisiejszym  znaczeniu tego słowa, możemy mówić dopiero od przełomu XIX i XX wieku, a nawet od drugiej dekady XX w. Wcześniej wykształceni w Berlinie (Kelm, Zillmanowie, von Poellnitz, Schabik) czy w Wiedniu (Fleischer) przybywali do Gliwic i tu tworzyli kilka, kilkanaście lat. Należy pamiętać, że nasze 19-wieczne miasto to bardzo  dochodowy przemysł ciężki, tzw. żelazny, generujący inne gałęzie przemysłu i przedsiębiorczości, a także usługi, co niewątpliwie miało  przełożenie na status materialny mieszkańców, a więc i ambitne wzorce. Mamy dużą ilość zachowanych rezydencji i są one bardzo różnorodne pod względem skali i stylistyki. 

Nawiązują do wielkomiejskiej architektury Berlina, Wiednia czy Wrocławia lub przemysłowej, opartej na wzorcach neoklasycystycznych i neogotyckich, rzadziej do architektury wernakularnej  (rodzimej, wyrosłej z nurtu miejscowego, wzorowanej na wiejskiej). Zresztą, podobnie jest z kościołami, sądami, szkołami. Zapewne czynnikiem zachęcającym do budowania swoich reprezentacyjnych domów w Gliwicach był prestiż miasta o średniowiecznym rodowodzie, z tradycjami. Miasta niebędącego wsią lub nową osadą przy zakładzie przemysłowym. Mogło to więc również wypływać z ambicji. W dodatku od początku XIX w. Gliwice zaczęły rozwijać się bardzo dynamicznie, na co miało wpływ powstanie Królewskiej Odlewni Żelaza, później Zakładów Huldschinsky’ego czy Fabryki Drutu i Gwoździ Wilhelma Hegenscheidta (wymieniłam największe, ale tę wypowiedź na pewno uzupełniłby mój kolega muzealny, historyk Damian Recław, zajmujący się historią przemysłu). 

Następna sprawa: Gliwice były położone nad Kanałem Kłodnickim, potem  wybudowano  połączenie kolejowe z innymi regionami.  Usytuowanie przy wszelkich trasach transportowych  zawsze jest dobrym miejscem do prowadzenia działalności gospodarczej  i jednocześnie zamieszkania. Do tego wielkim plusem była bliskość instytucji, takich jak sądy, kancelarie notarialne i adwokackie, poczta, banki, również hoteli, restauracji czy nawet teatru i sal koncertowych. Banki, których obecnie bardzo nie lubimy w centrum miast, szczególnie w tamtych czasach, były miernikiem statusu materialnego mieszkańców, a otwierano je tam, gdzie istniał potencjał. 

Bardzo ciekawe spostrzeżenia przyniosła analiza akt archiwalnych związanych z budową kamienicy Carla Friedricha Neumanna przy obecnej ul. Siemińskiego. Dla przypomnienia: gliwickie wydawnictwo Neumannów posiadało filie w prawie wszystkich miastach górnośląskich oraz oddział handlowy w Berlinie. Bardzo często przy rozpoczęciu nowej inwestycji bank udzielał pożyczki pod zastaw majątku. Były to transakcje bezgotówkowe, a raty spłacano z bieżących wpływów. Tak było np. w przypadku budowy tej kamienicy, w aktach zachowały się wpisy hipoteczne, weksle, akty notarialne, korespondencja z bankami. Oczywiście, dzisiejsi specjaliści od inwestycji być może uśmiechną się pobłażliwie, bo pewnie nic się nie zmieniło, ale ja relacjonuję to z punktu widzenia badacza, aby przybliżyć czytelnikom tamtą  epokę. Rzecz jasna istniały także miejskie rezydencje w Katowicach oraz Zabrzu, ale obie miejscowości stały się miastami dopiero w drugiej połowie  XIX i XX wieku.  

Do kogo należały gliwickie wille i wybrane do zwiedzania bogatsze kamienice? 

Głównie do przemysłowców, handlarzy, mistrzów i przedsiębiorców budowlanych. Później, już w XX w., do inżynierów oraz wyższej kadry technicznej okolicznych kopalni czy zakładów przemysłowych. Swoje rezydencje posiadali także wspomniani przedstawiciele wydawnictwa Neumannów. 

Tym, co cechowało Gliwice w omawianym okresie, była również obecność mocnej klasy średniej. Zlokalizowaliśmy, w oparciu o badania archiwalne, trzy rezydencje willowe należące do lekarzy, niektóre  będące prywatnymi klinikami – do grupy tej należą: willa przy obecnej ul. Barlickiego 1, gdzie znajdowała się klinika okulistyczno-laryngologiczna oraz inhalatorium, niezachowana prywatna klinika ginekologiczna na rogu ulic Berbeckiego i Barlickiego oraz dom doktora medycyny Carla Sluzalka przy obecnej ul. Toszeckiej 15. Inne, wytypowane w tym roku do zwiedzania w ramach GDDK wille, były własnością  kupców, przedstawicieli branży budowlanej  i instalatorskiej, wybraliśmy jedną willę burmistrza, jedną architekta (architekci i mistrzowie budowlani posiadali w Gliwicach liczne kamienice), mistrza malarskiego (!) oraz dyrektora gimnazjum. 

Oczywiście, nie ma skali porównania z Łodzią, gdzie w XIX wieku powtsały olbrzymie  fortuny i miało to przełożenie na naprawdę duże i bogate rezydencje miejskie fabrykantów, do dzisiaj zachowały się tam dziesiątki naprawdę imponujących willi, pałaców miejskich i kamienic. Ale na tle Górnego Śląska wypadamy naprawdę imponująco. Okazałe rezydencje powstawały także w Sosnowcu, lecz to już zupełnie inna historia. 

Jaka jest różnica między willą, rezydencją a pałacem miejskim? 

Już sama etymologia terminu „willa” kieruje nas ku architekturze jednorodzinnej, wiejskiej lub podmiejskiej, ale okazałej, raczej o niewielkiej ilości kondygnacji, położonej wśród zieleni, lasów, ogrodów. Podczas naszych badań nad rezydencjami gliwickimi jako punkt wyjścia do nadania nazw obiektom  wybraliśmy osobę lub instytucję pierwotnego inwestora (np. willa przemysłowca Oscara Caro, willa mistrza murarskiego Aloisa Wachtela, willa spółki koncernów Arnolda Borsiga i hrabiów Ballestremów),  mimo że one często, bardzo szybko, po 10, 20 latach, zmieniały właścicieli. Przyjęło się, że willa (także miejska) to budynek wolno stojący, jednorodzinny, z ogrodem, położony w atrakcyjnym widokowo miejscu, z budynkami gospodarczymi, wozowniami, stajniami  na terenie działki, czasami nawet warsztatami czy składami pozwalającymi prowadzić działalność. 

Rezydencja to termin ogólny, który obejmuje miejsce zamieszkania danej osoby, rodu, zwykle bardzo reprezentacyjne. Rezydencją może być zamek, pałac, willa wiejska, podmiejska, miejska, kamienica czy pałac miejski. Jeśli chodzi o dziewiętnastowieczny pałac miejski (najwięcej zachowało się ich chyba jednak w Łodzi), to jest to budynek wolno stojący, a częściej położony w zabudowie zwartej, wielokondygnacjowy, reprezentacyjny, pozbawiony pomieszczeń (zwykle na parterze) przeznaczonych na działalność usługowo-handlową oraz mieszkań na wynajem, tak jak kamienica przeznaczony dla jednej rodziny, często z niewielkim ogrodem.

Ale pojawiła nam się w Gliwicach forma pośrednia – pomiędzy kamienicą  a właśnie pałacem miejskim. Chodzi o willę mistrza Carla Martschina przy dzisiejszej ul. Berbeckiego 2. Analiza układu pomieszczeń i reprezentacyjna klatka schodowa oraz zewnętrzny kostium wskazywałyby, że był to albo pałac, albo tzw. apartamentowiec, posiadający (być może) mieszkanie dla właściciela, ale głównie wielopokojowe apartamenty do wynajęcia, czyli nie kamienica czynszowa dla mniej zamożnych mieszkańców. W apartamentach tych, co potwierdzają niemieckie księgi adresowe, mogli mieszkać urzędnicy państwowi wyższej rangi i dyrektorzy fabryk oraz różnych instytucji w stanie spoczynku, a także zamożne wdowy czy właściciele dobrze prosperujących przedsiębiorstw (np. na ul. Berbeckiego 2 mieszkał m.in. właściciel zakładu brukarskiego). 

W jaki sposób powstawała lista obiektów do zwiedzania podczas tegorocznych GDDK i co decydowało o znalezieniu się konkretnego obiektu na liście?

Wybraliśmy dwadzieścia trzy obiekty, zróżnicowane pod względem stylistycznym, należące do ciekawych postaci związanych z historią miasta i regionu, a także takie, o których zachowały się jakiekolwiek materiały archiwalne. Wśród willi znalazły się też kamienice, których historie były fascynujące lub zamieszkiwały je ciekawe osoby.  Oczywiście najpierw należało dokonać tych ustaleń i kwerend w archiwach. Ograniczyliśmy się do śródmieścia, zahaczając o dzielnice przyłączone do Gliwic jeszcze w końcu XIX w. – Szobiszowice i Trynek. Oczywiście, pozostała jeszcze spora część obiektów tego typu na terenie Gliwic, należy je jednak najpierw opracować, aby nie podawać czytelnikom, widzom, słuchaczom bajek, wdzięcznych, lecz nieprawdziwych, które mogą przetrwać niezweryfikowane przez następne sto lat. 

Na pewno będzie jeszcze ciąg dalszy, być może w przyszłym roku, a tematem staną się wówczas m.in. wille modernistyczne. Jednakże większe opracowania architektury miejskiej, inwentaryzacje  są zadaniem dla pozamuzealnych zespołów badawczych, indywidualnych badaczy, przedstawicieli dyscyplin ścisłych i humanistycznych – architektów, historyków i historyków sztuki, czasami archeologów. Po przeprowadzaniu badań trzeba to wszystko zebrać i opisać. Muzealnicy zajmują się głównie zabytkami zgromadzonymi w muzeach i te opracowują. 

Wychodzimy do naszych mieszkańców, w teren, tradycyjnie raz do roku, właśnie podczas GDDK, odkładając podstawowe obowiązki muzealne – opracowywanie, inwentaryzowanie zabytków zgromadzonych w muzeum, organizowanie wystaw, pisanie katalogów zbiorów i wystaw, etc. Przeszkodą są jak zwykle szczupłe zasoby ludzkie specjalistów. 

Gdzie poszukiwano informacji o właścicielach, budowniczych i projektantach?

Były to badania archiwalne, bardzo żmudne i czasochłonne. Poza opracowaniami pojedynczych obiektów, takich jak Willa Caro czy willa przy ul. Rybnickiej 27 (obecnie PWiK), zabytki architektury, które będziemy zwiedzać, nie posiadały opracowań i wzmianek w literaturze po 1945 roku,  natomiast przed 1939 r. były to obiekty zbyt „nowe”, by poświęcać im uwagę. Nad projektem pracował zespół – trzech  muzealników oraz pięć osób  zaproszonych do projektu – architekci, archiwista, ludzie z pasją i dużą wiedzą, potrafiący poruszać się po archiwach, a co najważniejsze - czytać plany i akta napisane odręcznie w języku niemieckim. Pojawiło się kilka  nazwisk, jeśli chodzi o projektantów, a właściwie budowniczych. 

Niestety, akta budowlane naszych obiektów zachowały się w niektórych przypadkach szczątkowo, prawdziwym ratunkiem było archiwum Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Gliwicach. W jego zasobach znajdują się plany kanalizacji interesujących nas obiektów z lat 1910-1911, naniesione na ówczesne, a być może w paru przypadkach wcześniejsze plany. W tym miejscu wypada podziękować pracownikom działu technicznego PWiK, którzy przygotowali dla nas materiały, za cierpliwość podczas licznych wizyt, jak i Bogusławowi Małuseckiemu, kierownikowi Archiwum Państwowego w Katowicach - za dużą pomoc i życzliwość udzieloną wszystkim osobom zespołu oraz to, że dał się namówić na napisanie folderów o kilku obiektach. 

Architektoniczne zadziwienia, czyli na co powinniśmy zwracać uwagę podczas zwiedzania. 

Nie opowiem o wszystkim, ponieważ nasi czytelnicy nie przyszliby do obiektów podczas oprowadzeń, ale wymienię parę ciekawostek. Podczas zwiedzania  należy zwracać uwagę na różnorodność stylistyczną – historyzmy (negotyk, neobarok, nawet neorokoko), tendencje neoklasycystyczne, klasycyzujące, a także modernistyczne. Bardzo ciekawym obiektem jest willa przy ul. Lipowej 36, o cechach art déco. Zwracajmy uwagę na zachowane witraże, symbolikę przedstawień, oryginalne żeliwne balustrady w klatkach schodowych. 

Szczególnie ciekawa jest historia kamienicy przy ul. Siemińskiego 18-20. Na parterze znajdował się niegdyś skład czekolady, a na pierwszym piętrze mieszkał oficer pruski pochodzący z włoskiej rodziny szlacheckiej. Carl Friedrich Neumann mieszkał na drugim piętrze. Dzisiaj na parterze znajduje się lodziarnia prowadzona przez Włocha. 

W willi przy ul. Toszeckiej 15, należącej do wspomnianego doktora medycyny, w niszy narożnej, znajduje się rzeźba autorstwa  Hannsa Breitenbacha. Wykonano ją ze sztucznego kamienia, a przedstawia św. Jerzego. Ten święty był m.in. patronem szpitali, więc wybór właściciela willi zrozumiały. Mamy tam również przedstawienie sowy oraz węża wychodzącego z kielicha. To symbole wiedzy i medycyny.  

W kamienicy  handlarza win Jacoba Simona Troplowitza, przy ul. Górnych Wałów 15, obok kamienicy Salomona Lubowskiego, czekają na nas dwie ciekawostki. Niegdyś na tyłach tej kamienicy znajdował się przepiękny ogród. Opisała go wnuczka właściciela, a przetłumaczył dla nas jeden z autorów folderu Jacek Maniecki. Kamienicę w 1921 r. zakupił Adolf Deichsela, właściciel zakładów w Zabrzu i Sosnowcu. Był potentatem w dziedzinie produkcji lin i powrozów, m. in. na potrzeby przemysłu górniczego i okrętowego. Po nabyciu budynku nadbudował kamienicę o jedno piętro i umieścił na elewacji sceny z puttami, które są jednocześnie alegoriami górnictwa i odlewnictwa. Apartament Deichsela znajdował się na drugim, nadbudowanym piętrze. W balustradzie schodów wiodących na to piętro zamieszczono ekspresyjne rzeźby drewniane – sceny z mężczyznami ciągnącymi linę. 

Czy badano także powojenne losy obiektów? Kto je przejmował? I z jaką myślą? 

Skupiliśmy się raczej na losach obiektów do 1945 r. Wiadomo jednak, i wspominają o tym autorzy folderów, że wille po wojnie zostały przeznaczone na budynki użyteczności publicznej, przychodnie, biura, przedszkola, żłobki, siedzibę MO i Urzędu Bezpieczeństwa (Barlickiego 16). Spośród zwiedzanych jedynie dwie pełnią obecnie wyłącznie funkcje mieszkalne. Jest jeszcze parę obiektów mieszkalnych z lokalami, w których prowadzi się działalność – to kamienice i np. willa przy ul. Zygmunta Starego 2. 

Pani ulubiona willa/kamienica/rezydencja? 

Niewątpliwie willa  przy ul. Berbeckiego 10 (obecnie żłobek), należąca do bardzo ciekawej postaci – mistrza ciesielskiego Franza Traufelda,  powszechnie szanowanego obywatela Gliwic. Wybudował ją w latach 70.-80. XIX wieku, ok. 1900 r. dostawiono do niej dobudówkę na sanitariaty. Traufeld był członkiem rady parafialnej kościoła pw. Wszystkich Świętych, zastępcą przewodniczącego w zarządzie Katolickiego Związku Ludowego dla Gliwic i członkiem kuratorium miejskiego domu sierot. Willa jest  przykładem architektury rodzimej, dla której inspiracją była architektura wiejska, wznoszona  z zastosowaniem tzw. muru pruskiego (chociaż w willi Traufelda mur pruski jest raczej pozorny, co widać w elewacjach werandy). Należałoby jedynie zmienić  dzisiejszą, nieco szaloną, kolorystykę elewacji i wrócić do białych ścian oraz ciemno barwionych, nietynkowanych elementów drewnianych – tak zapewne niegdyś wyglądała willa. Pierwotnie na działce, jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku, znajdowała się kuźnia Josefa Poboznego z Szobiszowic. Na dawnych planach jest też widoczna mała odnoga dzikiej Kłodnicy, biegnąca skosem aż do obecnej ul. Barlickiego. Obok tej skromnej willi znajdowały się zapewne magazyny z drewnem, na placu montowano być może większe elementy. To miejsce musiało być magiczne – położone przy Promenadzie (obecna ulica Berbeckiego ). Tuż obok znajdował się park. Z malowniczej wieżyczki i tarasu można było obserwować Kanał Kłodnicki,  a niedaleko znajdowała się reprezentacyjna, najważniejsza  ulica Gliwic – Wilhelmstrasse. 




  


Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj