Dlaczego na ulicach starówki czy osławionym woonerfie kierowcy nie przestrzegają zasad strefy zamieszkania? Ci zapytani przez nas twierdzą, że nie widzą odpowiednich znaków lub wprowadzają ich w błąd sprzeczne „informacje” wysyłane przez zarządcę dróg.  
                    
- Przechodziłem przez ulicę Zwycięstwa, tuż przy rynku, kiedy zatrzymał się samochód, a jego kierowca zbluzgał mnie, że nie idę po pasach. Spytałem, czy wie, że znajdujemy się właśnie w strefie zamieszkania, w której dziecko może bawić się na ulicy piłką. Nie wiedział – mówi nasz czytelnik.

Tak się składa, że powyższa sytuacja miała miejsce niedaleko redakcji, bo właśnie na tym odcinku Zwycięstwa zaczyna się strefa zamieszkania na starówce. Naszym dziennikarzom też zdarzały się podobne „kolizje” z kierowcami. Jak się okazuje, mimo że strefę w obrębie rynku wprowadzono dwa lata temu, wiele osób prowadzących samochody nadal o niej nie wie. 

Jeszcze większy problem jest na ulicy Siemińskiego (dawna Wieczorka), która od marca tego roku stała się woonerfem, czyli czymś w rodzaju miejskiego podwórca, a’la deptaku. Mimo akcji mediów i policji kierowcy nie potrafią przyzwyczaić się, że na tym krótkim odcinku należy zdjąć nogę z gazu. W efekcie, nie tak dawano, jeden z nich omal nie potrącił zmierzających do lodziarni dziewczynek. 

Spróbujmy zastanowić się, dlaczego strefy zamieszkania działają w Gliwicach tak kiepsko. Najwyraźniej coś poszło nie tak.

Zwycięstwa – informacyjny galimatias    
Z rozmów przeprowadzonych z kierowcami wynika, że nie respektują oni strefy zamieszkania na wspomnianym odcinku ulicy Zwycięstwa, bowiem nie zauważają informującego o niej znaku. A znak ten znajduje się przy skrzyżowaniu z Dolnych Wałów. Problem w tym, że stoi w otoczeniu kilku innych, a dodatkowo zasłonięty jest znakiem zakazu, więc można go zwyczajnie przeoczyć. W zasadzie trzeba by się zatrzymać, aby wszystkie zalecenia dojrzeć i przeanalizować.

Kiedy o tej dezinformacji poinformowaliśmy Zarząd Dróg Miejskich w Gliwicach, jego rzeczniczka odpowiedziała: - Znaki są niezbędne dla zapewnienia bezpieczeństwa organizacji ruchu, a fakt, że kierowca powinien poruszać się tu z prędkością nie większą niż 20 kilometrów na godzinę, ułatwia mu odczytanie informacji na nich.

Problem polega jednak na tym, że kierowca, by wiedzieć, z jaką prędkością ma jechać, musi najpierw się o tym dowiedzieć. Czyli: odczytać informację na jednym ze znaków, której to jednak odczytać nie potrafi, bo nie zdąży. A nie zdąży, bo nie wie, że powinien zwolnić. Poza tym znaku nie widać. I koło się zamyka. 

Wydaje się, że jakimś rozwiązaniem mógłby być w tym miejscu znak poziomy – wymalowana na jezdni informacja, że właśnie zaczyna się strefa i trzeba jechać wolniej. O tym jednak ZDM nie pomyślał.    

Innym elementem wprowadzającym w błąd (tak było w przypadku cytowanego na początku gliwiczanina) są pasy. Nie zlikwidowano ich, mimo że w strefie zamieszkania są zbędne, bo przecież tu pieszy może korzystać z całej ulicy. Jadwiga Jagiełło-Stiborska, rzeczniczka ZDM przypomina jednak, że przed każdym oznakowanym przejściem musi znajdować się i znak poziomy, i pionowy. Tu zaś mamy jedynie poziomy (pasy). Jeżeli brak pionowego, przejście nie istnieje. - To podstawowa wiedza z przepisów ruchu drogowego – dodaje rzeczniczka.

Z drugiej jednak strony kierowanie się wyłącznie suchymi przepisami wydaje się być lekką naiwnością. Biorąc pod uwagę chociażby przyzwyczajenia kierowców czy fakt, że nie zwracają oni, niestety, bacznej uwagi na wszystkie znaki, pasy na jezdni wprowadzają ich w błąd. Sami byliśmy tego świadkami, chociażby podczas przeprowadzonej wraz z policją akcji w obrębie starówki. 

Woonerf – niepotrzebne chodniki 
Odkąd ulica Siemińskiego stała się woonerfem, można zachowywać się na niej tak, jakbyśmy byli w środku osiedla mieszkalnego. Pierwszeństwo mają tu piesi, zaś kierowcy nie mogą jeździć szybciej niż 20 km/h. Ulica zachowała funkcję komunikacyjną, ale stała się też deptakiem, parkingiem i miejscem spotkań mieszkańców.

- Mimo że woonerf funkcjonuje od marca, kierowcy nadal nagminnie trąbią tu na pieszych, nie udzielają im pierwszeństwa – mówi starszy sierżant Krzysztof Pochwatka z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach. I przypomina, że woonerf, jako strefa zamieszkania, ma być swoistym azylem dla pieszych, obszarem, w którym mają oni czuć się bezpiecznie. Nie trzeba tu więc wydzielać chodników, a mieszkańcy mogą korzystać dowolnie z całej szerokości jezdni.

- Przyporządkowanie ruchu pieszym w strefie znosi obowiązek zapewnienia opieki dzieciom do lat siedmiu, co daje możliwość przebywania na drodze małoletniego, który nie do końca potrafi rozpoznać zagrożenie. Dlatego też kierowcy są zobowiązani do bezpiecznego prowadzenia pojazdu – zaznacza Pochwatka.

W związku z powyższym wzdłuż ulicy Siemińskiego niepotrzebne są słupki. Kiedyś, przed woonerfem, oddzielały one chodnik od jezdni. W chwili utworzenia podwórca powinny zostać zlikwidowane, aby dać kierowcom jasny, czytelny sygnał: nie ma już chodnika, pieszy może chodzić całą szerokością jedni. 

Niestety, obecność słupków wprowadza w błąd. Kierowcy jadą szybko (znów nie zauważają znaku pionowego na początku woonerfu) i wściekają się na pieszych, dla których, ich zdaniem, miejsce wyznaczono za słupkami, na chodniku. 

ZDM nie chce słupków zlikwidować. Stiborska tłumaczy, że znalazły się one w projekcie. Z naszych informacji wynika jednak, że znalazły się tam, bowiem, już w fazie projektowania woonerfu, ZDM nie widział potrzeby ich usunięcia. Teraz próbuje obarczać winą biuro projektowe, które działało przecież w uzgodnieniu z zarządcą drogi. Poza tym wiemy na pewno, że projektanci chcieli pozbywać się słupków systematycznie.  

- W kwestii słupków można mieć zróżnicowane stanowiska – mówi w końcu Stiborska. - W opinii  ZDM nie jest to czynnik kluczowy, decydujący o niestosowaniu się kierowców do istniejącej organizacji ruchu. 

Stiborska dodaje, że słupki w żaden sposób nie uniemożliwiają pieszym poruszania się całą szerokością drogi. 

Naiwne to myślenie. Pieszy nie wchodzą poza nie, sądząc, że mogą korzystać wyłącznie z chodnika. Boją się też, że zostaną rozjechani przez kierowców, którym słupki sugerują to samo. Nie wszyscy przecież znają definicję woonerfu czy strefy zamieszkania. Poza tym nieprawdą jest, że słupki nie stanowią przeszkody. Piesi musieliby przecież omijać je slalomem.    

Przedstawicielka ZDM teraz winą obarcza samych kierowców: - Faktyczne przyczyny obserwowanych nieprawidłowości wynikają z innych okoliczności, to jest świadomego niestosowania się do istniejącej organizacji ruchu, braku znajomości obowiązujących przepisów bądź ich lekceważenia oraz braku czegoś nazywanego potocznie kulturą jazdy, niezwykle istotnej w miejscach współdzielonych przestrzeni, takich jak woonerf.

W końcu Stiborska słupki chwali. Bo pozwalają na minimalizację niekontrolowanego parkowania samochodów w miejscach do tego niewyznaczonych. 

ZDM nie wyklucza możliwości usunięcia słupków w przyszłości, ale ma na uwadze, że „nauka współużytkowania” na Siemińskiego wymaga  czasu. 

- Zbyt szybkie wdrożenie pewnych zmian może bardziej zaszkodzić, wprowadzić dodatkowy chaos – twierdzi Stiborska. 

My jednak, jak i wielu przepytanych przez nas użytkowników woonerfu, twierdzimy: skoro ulica stała się strefą zamieszkania, to chaos wprowadzają właśnie sugerujące chodniki słupki.  

(sława)


Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj