Z Adamem Neumannem, od 5 stycznia 2020 roku prezydentem miasta, rozmawia Małgorzata Lichecka. 
Jeszcze niedawno mówił pan, że nie zmienia się zwycięskiej drużyny. A jednak nie ma w niej dotychczasowego wieloletniego zastępcy prezydenta, Krystiana Tomali. Wprawdzie zapewniono mu miękkie lądowanie, bowiem jest wiceprezesem spółki miejskiej  PWiK oraz zasiada w radzie nadzorczej Piasta Gliwice, jednak w ścisłym kierownictwie już nie. Coś przeskrobał, utracił pana zaufanie? 

Bardzo wyraźnie chcę podkreślić, że Krystian Tomala był dobrym wiceprezydentem, uporządkował wiele zadań w trudnym społecznym pionie, za który odpowiadał. Współpracował ze środowiskami kultury, sportu, nauki. Panował nad wszystkim, wprowadził porządek i klarowność.

Mimo to zrezygnował pan z jego usług. 
Podkreślam raz jeszcze: radził sobie dobrze, ale pewne cechy osobowościowe, umiejętność rozmowy ze środowiskami trochę... szwankowały. Uznałem, że czas na zmianę i jej po prostu dokonałem. Dziś tym pionem zajmuje się pani Ewa Weber.  

Jak zareagował pan Tomala?

Bardzo spokojnie. Wiele lat współpracowaliśmy, nasza rozmowa była męska i  rzeczowa. Nie stało się to z zaskoczenia. 

Czyli Ewa Weber, z powodu cech osobowościowych, będzie lepsza na tym stanowisku.  

Liczę, że tak, inaczej nie dokonywałbym takiej zmiany.     

Po raz pierwszy od ćwierćwiecza w ścisłym kierownictwie są aż dwie kobiety. Parytet jest dla pana ważny? 

Nie jestem zwolennikiem parytetu i nie przedkładam takich wzorców ponad pracę merytoryczną. Chcę być dobrze zrozumiany: dla mnie płeć nie powinna decydować o zajmowaniu stanowisk. Liczą się kompetencje, profesjonalizm, przygotowanie merytoryczne. Ale bardzo się cieszę, że moje decyzje co do składu kierownictwa i obecności w nim kobiet zostały dobrze odebrane.     

Motywem przewodnim pana kampanii wyborczej był dialog z mieszkańcami. Rozumiem, że układa pan już harmonogram spotkań otwartych, planuje dyskusje i spotkania z różnymi grupami.    

Motywem mojej kampanii wyborczej była kontynuacja polityki Zygmunta Frankiewicza, z pewnymi korektami. Istotnie, wspominałem o konsultowaniu niektórych spraw i dialogu z mieszkańcami, co nie oznacza, że wcześniej go brakowało. Może po prostu za mało o nim mówiliśmy. Platformą dialogu powinny być w Gliwicach przede wszystkim rady dzielnic. Nie we wszystkich jednak funkcjonują. To źle. Wkrótce odbędą się wybory uzupełniające i zachęcam do zgłaszania kandydatur. Bo to ważna obywatelska aktywność. Dostrzegałem ją już jako zastępca prezydenta. Istotnym elementem dialogu z mieszkańcami są także prace komisji rady miasta – ich  obrady są otwarte, każdy może przyjść, zaproponować temat. Chciałbym, żeby właśnie komisje stały się miejscem wymiany argumentów i dyskusji – odpowiedzialnej i merytorycznej, a nie pyskówek. Trzeba bowiem wysłuchać wszystkich stron. Przyjęliśmy założenie, żeby osoba z kierownictwa miasta, odpowiedzialna za dany pion, regularnie uczestniczyła w komisjach stałych.

Ale czy pan, panie prezydencie, będzie organizował otwarte spotkania z mieszkańcami? Tego za prezydenta Frankiewicza nie było.  

Chwileczkę, dokończę poprzednią myśl. Zależy mi na zwiększeniu aktywności rad dzielnic i nie zamierzam uchylać się od spotkań. Zresztą, uczestniczyłem już w dwóch - w Łabędach i na osiedlu Wojska Polskiego. Mam zaproszenia od innych, lecz proszę o wyrozumiałość, nie sposób być na każdym spotkaniu. Do dyspozycji są także moi zastępcy. Mamy sporo wniosków o powołanie branżowych zespołów konsultacyjnych: rady gospodarczej, rady architektów, można długo wymieniać. 

Miasto bez reklam - w Gliwicach to hasło nigdy nie doczekało się realizacji. Opór urzędników jest duży, a ustawa krajobrazowa martwa. Ma pan szansę  uporządkować pod tym względem miasto, wprowadzając czytelne zasady. 

Hmm... to tylko część prawdy, bo trzeba pamiętać o zadaniach, które nie są realizowane przez administrację rządową. W przypadku reklam mam na myśli Państwowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Kwestia nielegalnych banerów leży w jego kompetencjach. Nadzór budowlany powinien działać w tej sprawie z własnej inicjatywy, prowadzić kontrole w terenie. Niestety, rząd przekazuje na PINB tak małe środki, że może on działać tylko reaktywnie, koncentrować się na donosach i katastrofach budowlanych.

Ale to przecież nie tylko od PINB zależy spójna polityka wizualna miasta i zapobieganie chaosowi reklamowemu. Miasto ma odpowiednie narzędzia. 

Nielegalne reklamy powinny być usuwane na wniosek PINB, a właściciele karani. Ale tak się nie dzieje. Co do ustawy krajobrazowej, obserwujemy, jak to jest w innych miastach i nie ma jednoznacznych sukcesów.

Jak to?! A w Łodzi, Krakowie, Wrocławiu... to działa przecież. 

Proszę pani, przyjęcie przez radę miasta uchwały o tzw. parku krajobrazowym  oznaczałoby wzięcie na siebie obowiązku egzekucji tych przepisów, czyli zwolnienie  PINB z jego powinności. Byłoby to kolejne zadanie wykonywane przez samorządy za administrację rządową. Może powiem, co robimy w Gliwicach w tej kwestii.

Raczej niewiele...

Dyskutowałbym. Wydział architektury we współpracy z miejskim konserwatorem zabytków prowadzi tzw. miękkie działania – rozmowy z właścicielami reklam, tłumacząc, prosząc, czasem może i grożąc konsekwencjami. I proszę sobie wyobrazić, że niektóre reklamy znikają, jak te zasłaniające zabytkowy kościół św. Bartłomieja.  

Trochę to mało. Panie prezydencie, a może warto się pokusić o opracowanie, wspólnie z wydziałem architektury Politechniki Śląskiej, spójnej identyfikacji wizualnej dla miasta?

Może warto.

I jest szansa?

Na pewno warto to rozważyć.         

Architekt miejski. Wzbrania się pan przed ustanowieniem tej funkcji, a to dziś praktycznie oczywistość, szczególnie w miastach z tak zróżnicowanym i bogatym zasobem dziedzictwa kulturowego jak Gliwice. Bardzo często zdarzają się w przestrzeni miejskiej działania czy inwestycje pod względem architektonicznym naganne. 

Dla mnie architekt miejski to trochę słowo – wytrych, mówiłem też o tym w kampanii wyborczej. Prowadzimy podobne działania, tylko inaczej nazwane.  W Gliwicach tę funkcję pełnią naczelniczka wydziału architektury oraz miejski konserwator zabytków. Ale odpowiadając na oczekiwania społeczne w tym względzie, może właśnie w ramach komisji stałej rady miasta niech dojdzie do takich konsultacji, spotkań i dyskusji urzędników oraz osób z zewnątrz, może coś uda się wypracować. 

Nie myśli pan o powołaniu biura architekta jako niezależnej miejskiej jednostki? 

A może najpierw porozmawiajmy o tym i przedstawmy argumenty „za” i „przeciw”. 

Gorące tematy dla mieszkańców, czyli opłata przekształceniowa i podatek śmieciowy. Miasto jest w tych kwestiach nieprzejednane. Przewiduje pan konsultacje, szczególnie jeśli chodzi o opłatę za wywóz śmieci,  naliczaną  w Gliwicach od metra. 

Po raz kolejny przedstawię nasz punkt widzenia. Dużo wcześniej, niż parlament przegłosował uchwałę dotyczącą przekształcenia wieczystego użytkowania, zastanawialiśmy się, jak te kwestie rozwiązać. Uczestniczyliśmy nawet, aktywnie, w konsultacjach w ramach komisji wspólnej rządu i samorządu, jednak zostaliśmy przy swoich racjach, bo takie działania gminy byłyby niesprawiedliwe. Kto jest wieczystym użytkownikiem? W zdecydowanej większości to osoby, które wykupiły mieszkania z bonifikatą.  Ludzie, których stać na kupno mieszkań, i to z bonifikatą, zobowiązali się u notariusza, bynajmniej nie pod przymusem, do pewnej umowy – wieczystego użytkowania. Dawanie im po raz kolejny ulgi kosztem innych nie byłoby sprawiedliwe.    

I nie uczyni pan tego gestu? Dla budżetu to naprawdę niewielka kwota. 

Przede wszystkim dla zdecydowanej większości użytkowników wieczystych to niewielka kwota. Kilkadziesiąt złotych rocznie. W budżecie miasta to miliony złotych, które trzeba by znaleźć gdzie indziej. 

Jesteśmy bogatym miastem i na pewno byśmy sobie poradzili. A podatek śmieciowy? To nie metry produkują śmieci. Konsultacje byłyby dobrym narzędziem.

Gliwice od początku ustaliły opłatę za wywóz śmieci liczoną od powierzchni, a dziś takie miasta jak Gdańsk, Gdynia, Koszalin, Białystok, od lutego tego roku także Warszawa, po swoich innych doświadczeniach, przeszły na „nasz” system. To chyba jesteśmy dobrym przykładem. W drugą stronę nikt nie poszedł. A tak na marginesie,  ustawodawca nie przewidział jedynej logicznej metody rozliczania - od ilości śmieci. Wszystkie metody z ustawy są niesprawiedliwe. Opłata od metra również, ale sprawdza się najlepiej.          

Czyli żadnych zmian czy konsultacji?

Nie. Ale chciałbym podkreślić, że jeśli chodzi o opłaty za wywóz śmieci, wprowadziliśmy ulgę dla osób o niskich dochodach, mieszkających na dużych powierzchniach. Zatem wykonaliśmy gest socjalny, bardzo istotny dla tych ludzi.  

Panie prezydencie, kiedy będziemy przechadzać się po placu Mącznym/ Inwalidów Wojennych jak po żywej ulicy? 

Chciałbym, żeby jak najszybciej. 

Czy już podjęto w tej kwestii jakieś działania?

Przygotowujemy specyfikację istotnych warunków zamówienia do zlecenia studium wykonania parkingów wielopoziomowych w szeroko rozumianym otoczeniu gliwickiej starówki. Musimy bowiem zapewnić alternatywne miejsca do parkowania zarówno mieszkańcom, jak i przyjezdnym. Studium wskaże, gdzie, w jaki sposób i za ile można to wykonać i zaczniemy etapami ograniczać ruch na starówce.  

A gdzie chce pan zlokalizować te wielopoziomowe parkingi, bo szczerze mówiąc, nie potrafię sobie tego wyobrazić. 

Na przykład przy zjeździe z DTŚ, w okolicach instytutu onkologii. Być może uda się  zawiązać partnerstwo w tej kwestii. Można też wykorzystać teren w sąsiedztwie cmentarza Starokozielskiego - chodzi o pas nieużytków, który miał być przeznaczony na drogę łączącą Kozielską z Andersa. 

Co do zamknięcia starego miasta dla ruchu, mamy polaryzację stanowisk: duża grupa tego oczekuje, ale równie duża jest przeciwna. 

A co pani by zrobiła?

Zamknęłabym dla ruchu, wtedy starówka odetchnęłaby. Stare miasto musi oferować coś więcej, niż chodniki zastawione samochodami.  

Z tym się zgadzam, tylko to trzeba robić odpowiedzialnie. Nie z dnia na dzień.  

Plac Piastów - wstyd dla Gliwic. To już nawet nie antywizytówka, a hańba. W zasadzie martwa przestrzeń zdominowana przez samochody, na dodatek przystań dla pijaczków i meneli, obskurna, od lat zaniedbywana. 

Plac Piastów to faktycznie niedobra przestrzeń. Od co najmniej kilku lat wiemy, że będzie modernizowany w ramach budowy szeroko rozumianego centrum  przesiadkowego. Projekt obejmuje część największą, po północnej stronie dworca (od Tarnogórskiej i Warszawskiej), także połączenie pieszo-rowerowe z ul. Kolberga. Mieszkałem w tej dzielnicy, więc wiem, że to ważne: mając dworzec w zasięgu wzroku, trzeba objechać pół miasta, żeby się na niego dostać. W planach jest także modernizacja placu Piastów i placu przed dworcem.  

A co do tego czasu? Bo obie przestrzenie są fatalną promocją miasta. Może nie ma co czekać na centrum przesiadkowe, tylko, na przykład, skorzystać z projektu Sary Malickiej z Politechniki Śląskiej. Przygotowała bardzo dobre architektoniczne rozwiązanie, przywracając placowi jego właściwą funkcję. W dodatku to dyplom 2019 roku, nagrodzony przez SARP.  Zna pan ten projekt? Ponoć architektka spotykała się z którymś z zastępców byłego prezydenta i kompletnie nie był on zainteresowany. 

Nie znam tego projektu i nie za mną się ta pani spotykała, ale może faktycznie warto na niego spojrzeć. Pomyślę nad tym. 

Nim powstanie nowy szpital, potrzebne są działania ratunkowe w stosunku do starego, miejska spółka tonie w długach, w dodatku stuletnie budynki się sypią. Jak zamierza pan rozwiązać te kwestie?   

Oddłużanie Szpitala Miejskiego nr 4 prowadzimy na bieżąco. Na mój wniosek wymieniono tam radę nadzorczą i zarząd. W tej chwili sytuacja nieco się  zmienia, konieczna jest współpraca z NFZ. Ale nie wygląda to najlepiej, bo system finansowania w oparciu o tzw. sieć dla miejskich szpitali jest niekorzystny. Absurd tego systemu polega na tym, że im więcej przyjmuje się pacjentów, tym większe przynosi straty. W ciągu 2019 roku gliwicki szpital przyjął ponad 160 tys. pacjentów, oczywiście nie tylko z miasta, także z powiatu. Uważam, że powinniśmy pokazać publicznie te statystyki, mówiące, że chociaż wszystkie okoliczne szpitale mają nocną i świąteczną opiekę zdrowotną, karetki wożą ludzie nie tam, a do Gliwic, na Kościuszki, i to my ponosimy koszty, nie tamte szpitale. Oczywiście, nie jestem przeciwko udzielaniu pomocy w przypadku zagrożenia życia. Ale dlaczego, jeśli karetka jedzie z Toszka,  pacjent nie ląduje w pyskowickim szpitalu, który ma podobną, co nasz, umowę z NFZ? Będę stanowczo oczekiwał od funduszu wytłumaczenia tej sytuacji. Co do warunków szpitalnych, ma pani rację, nie są najlepsze, dlatego zdecydowaliśmy się na budowę nowej placówki.  

Co do tego czasu? Dalej będziemy leczyć się w rozpadającym się budynku na Zygmunta Starego? 

A cóż innego możemy wymyślić?

Czyli o gruntownym remoncie nie ma mowy. 

Nie. Bo nie możemy wydawać pieniędzy na nowy szpital i remontować starych  budynków, nie stać nas na to.  

Pana relacje z sojusznikiem  politycznym, czyli PO. Przewodniczącym jest Borys Budka, którego żona pozwała pana za kłamliwe wypowiedzi, dotyczące przekupstwa politycznego.  W dodatku część lokalnej Platformy zapowiada recenzowanie, surowe, pana polityki dialogu.  Trochę to wykrzywiony pakt senacki...  

Oddzieliłbym sprawę pani Katarzyny Kuczyńskiej-Budki od moich relacji z Koalicją Obywatelską. Pogratulowałem panu posłowi Borysowi Budce po wygranych wyborach i jestem otwarty na współpracę.    


Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj