Z Grzegorzem Krawczykiem, reżyserem, tłumaczem i autorem adaptacji „Spin Doktora”, najnowszej premiery Teatru Miejskiego w Gliwicach, którą zobaczymy na Dużej Scenie 2 kwietnia, rozmawia Małgorzata Lichecka.

„Droga do władzy wiedzie przez hipokryzję i ofiary. Kiedy za bardzo się przejmujemy, stajemy się ślepi. Istnieje tylko jedna zasada: polujesz, albo jesteś upolowanym. Nie zaczynaj wojny, którą wiesz, że przegrasz”. To słowa serialowego Franka Underwooda, głównej postaci „House of cards”. Czy w Gliwicach zobaczymy takiego właśnie Underwooda?

Nie zobaczymy gdyż w naszym spektaklu nie ma takiej postaci. Nie wystawiamy teatralnej wersji „House of cards”, lecz sztukę „Farragut North” („Spin Doktor” – tłum. moje) napisaną wiele lat wcześniej przez scenarzystę serialu, Beau Willimona. W 2011 r. zainteresował się nią George Clooney, który wraz z Willimonem zaadoptował ją na scenariusz filmowy i wyreżyserował. I tak powstały „Idy marcowe”, które przyciągnęły widzów przed ekrany kin, również w Polsce, polityczną intrygą i gwiazdorską obsadą. Clooney i Willimon za „Idy Marcowe” otrzymali nominację do Oscara za najlepszy scenariusz adaptowany. Niecały rok temu przetłumaczyłem i zaadaptowałem sztukę Willimona, wprowadzając w stosunku do oryginału dużo istotnych zmian, a teraz wyreżyserowałem. Wracając do twojego pytania i przytoczonego cytatu. No cóż, w zasadzie podobne, lub niemal identyczne wypowiedzi możemy znaleźć w wielu dziełach pisanych od starożytności, traktujących o zdobywaniu i utrzymaniu władzy. Zaznaczę jednak, że nie można odnieść tego cytatu do całej polityki, gdyż ona, w rozumieniu klasycznym jako dbałość o dobro wspólne, jest czymś znacznie poważniejszym niż sama władza. Ta ostatnia, jedynie ze względu na niepohamowaną zdolność czynienia zła, była i jest źródłem inspiracji dla teatru od Ajschylosa przez Szekspira po Brechta.

Dlaczego zainteresowała cię sztuka Beau Willimona? 

Jej bohater jest bohaterem naszych czasów. Jest typem charakterystycznym, w swej istocie bardzo podobnym temu, którego w „Biesach” uchwycił Dostojewski nadając mu rysy Piotra Wierchowieńskiego. Główna postać spektaklu - „Spin Doktor” - jest biesem epoki Facebooka, Cambridge Analytica, internetowych trolli, mediów będących narzędziami manipulacji społeczeństwem. Spin doktor to stan umysłu. 

W polskich realiach nie mamy spin doktorów z krwi i kości, a jeśli już, to raczej nie mają nic wspólnego z tymi zza oceanu czy Wielkiej Brytanii. Są w zasadzie wykonawcami poleceń polityka, a spin doktor to coś znacznie, znacznie więcej. 

Nie zgodzę się z tobą. Mamy. Ich liczba rośnie wykładniczo. Wizerunek jest obsesją naszych czasów. Madonna, która ma lat 62 na zdjęciach publikowanych przez siebie na Instagramowym profilu wygląda jakby nadal czekała na swój debiut, który przecież nastąpił w latach 80. ubiegłego wieku. Czy kogoś to jeszcze dziwi? Relacja pomiędzy obrazem a rzeczywistością została zerwana. Trudno odróżnić fakty od fejktów, szczerość przekazu od manipulacji. Większość z nas, od rana do wieczora, funkcjonuje w oku informacyjnego cyklonu. Nie mamy czasu i kompetencji żeby przetworzyć to, co do nas zewsząd dociera, poddać krytycznej analizie, a stąd tylko krok do tego abyśmy byli przedmiotem w nieswojej grze. Media są przecież przedsiębiorstwami funkcjonującymi na wysoce konkurencyjnym komercyjnym rynku. Ten nadrzędny cel kształtuje ich obecną rolę i strategię działania. Również pod względem politycznym instytucje medialne są nierozerwalnie związane nie tylko z instytucjami rządzącymi, ale i innymi graczami sfery publicznej. Są nakierowane na perswazję i mobilizację. Spin doktorzy już dawno uciekli z politycznego zoo i hasają dosłownie wszędzie. Zapotrzebowanie na ich usługi rośnie wprost proporcjonalnie do tempa uwiądu naszych sumień, zasad i innych filtrów chroniących nas przed cynicznym kłamstwem. Współczesny odbiorca informacji jest jak Pinokio, któremu ślepy kot i kulawy lis wmówili, że jak zakopie na Polu Cudów swoje pieniążki (soldy) to następnego ranka wyrośnie z nich drzewo pokryte pieniędzmi.

Człowiek pierwszej linii, szuja obeznana ze wszystkimi, z szerokimi kontaktami, kiedy trzeba miły, innym razem cynicznie i bezwzględnie wykorzystujący na przykład naiwne i pożądające sensacji media. Znający słabości i ciemne strony oraz sprawki nie tylko swego chlebodawcy. Kłamie, oszukuje, nie wierzy w nic. Taka trochę psychopatyczna osobowość. Czy to dobra charakterystyka spin doktora? 

Tak, ale z pewnymi zastrzeżeniami. Spin doktorzy, jak lobbyści, są ludźmi cienia, a nie pierwszej linii. Poza tym nie można powiedzieć, że w nic nie wierzą. Otóż wierzą i to bardzo, ale nie w to, co chcielibyśmy żeby człowiek wierzył, lub wierzyć powinien. Tego typu osobnicy, zwykle bardzo narcystyczni, odkrywają bowiem nieskomplikowaną prawdę, że porzucenie obowiązujących w danej wspólnocie wartości i zasad sprawia, iż stają się wolni. To rozumowanie właściwe dla nihilisty, anarchisty, podpalacza, czy jak go nazwałaś psychopaty. Odrzucenie danego systemu wartości nie oznacza jednak, że nie można żonglować jego pozorami, choć już pozbawionymi treści. Ale kto by się w tym zorientował?! Najłatwiej manipulować przecież tymi, których się dobrze zna, tymi, którzy nadal wierzą w związek pomiędzy słowem a rzeczywistością. Taka taktyka była praktykowana nie od dzisiaj. Opisywał ją Homer w Iliadzie, opisał Mickiewicz w Konradzie Wallenrodzie i Miłosz w Zniewolonym Umyśle. Wyznaniem wiary przewrotnych ludzi jest skuteczność działania, podejście instrumentalne, oraz efektywność w osiąganiu zadanego celu. Spin doktorzy są zakażeni ideami wywodzącymi się wprost z ekonomii wolnorynkowej, w której liczą się tylko egoistycznie rezultaty przynoszące możliwe jak największą finansową satysfakcję.

Miałeś okazję obserwować pracę takiego spin doktora? 

Tak.

Polityk bez doradcy dbającego o jego dobry wizerunek i gaszący pożary nie istnieje. Taka zależność opiera się na zaufaniu i to wielkim. Bo to walka o być albo nie być, a przede wszystkim wielkie pieniądze. Ludzie słuchają polityka, ale tak naprawdę słyszą słowa jego spin doktora. I niewielu sobie to uświadamia. 

Nie można popadać w cynizm, bo szybko zatruje nasz umysł i niczego nie nauczy. Może to naiwne co powiem, ale jestem przekonany, że wybitny polityk, podobnie jak wybitny artysta, ma w sobie siłę sprawczą, która obywa się bez mefistofelicznych służalców od PR, nie ucieka się do kłamstw, nie dba o pieniądze, czy jak to mówią w moim warzywniaku o koryto. Jego działanie wypływa z innego źródła. Na szczęście byli tacy i są nadal. Nie każdy idzie do polityki, żeby być sprzedawcą tandety. Nie traćmy wiary, nie zmieniajmy wszystkiego w gówno, bo nie warto. Świat nie jest aż tak podły, ludzie nie są wyłącznie okropni. Dowodów na to mamy ostatnio aż nadto. Oczywiście kiedy ma się niewiele do zaproponowania, kiedy jest się miernotą, wówczas dba się wyłącznie o pozory, które mają to do siebie, że można je kształtować do woli. Myślę, że takich znerwicowanych narcyzów, mizdrzących się do medialnego lustra, jest wśród polityków wielu. Współczuję i doradzam zmianę zawodu. Wizerunek jest jak bańka mydlana. Ładny, ale szybko pęka.

„Spin Doktor”, thriller polityczny, którego prapremiera, w tłumaczeniu, adaptacji i reżyserii dyrektora gliwickiego teatru zapowiadana jest na 2 kwietnia, rozgrywa się w ciągu 24 godzin tuż przed finałem zaciekłej kampanii wyborczej. Bohaterem sztuki jest Max Majer, wschodząca gwiazda politycznego PR’u, tytułowy spin doktor, rzecznik kampanii wyborczej senatora Meringa. Jego szef to charyzmatyczny Frantz Berg; ich największym rywalem jest uwodzicielska, ale niebezpieczna Lena Lencz, zarządzającą kampanią senatora Ferenca. Max, błyskotliwy, lecz zbyt zapatrzony w siebie popełnia jeden błąd, który sprowadza na niego katastrofę. Przelicytowuje w cynicznej grze manipulacji, w której biorą udział bardziej od niego doświadczeni gracze. Oni nie zawahają się wykorzystać nawet najmniejszej słabości przeciwnika.
Obsada: Mariusz Galilejczyk, Aleksandra Gałczyńska, Dariusz Niebudek*, Jolanta Olszewska, Maciej Pisany, Aleksandra Wojtasiak. *gościnnie

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj