Podkarpacki klimat wyraźnie nie służy w tym sezonie siatkarkom AZS Politechniki Śląskiej. Po przegranej w Krośnie tym razem akademiczki musiały uznać wyższość zespołu San Pajdy Jarosław, ulegając rywalkom 0:3 (23:25, 20:25, 20:25).
Już na początku pierwszego seta kibice zobaczyli efektowną wymianę, z której zwycięsko wyszły gospodynie. Była to zapowiedź tego, co miało czekać fanów w tej odsłonie. Oba zespoły walczyły o wypracowanie przewagi. W końcu udało się to miejscowej drużynie. Po ataku z drugiej linii gospodynie prowadziły już 10: 6, a potem odskoczyły na 8 punktów (19: 11) i wydawało się, że gładko wygrają tego seta. Wówczas Wojciech Czapla poprosił o przerwę na żądanie. Po wznowieniu gry na zagrywce stanęła Joanna Ciesielczyk i gliwiczanki zdobyły trzy punkty z rzędu, na co zareagował z kolei trener San Pajdy, biorąc czas. 

Następny punkt zdobyły akademiczki, ale po wygraniu walki nad siatką piłkę odzyskały gospodynie. Gdy na tablicy pojawił się wynik 23: 20, wydawało się, że za chwilę miejscowe będą cieszyć się z wygranej partii. Ciesielczyk obiła jednak blok rywalek i przyjezdnym brakowało już tylko jednego punktu do remisu. 

Wtedy trener miejscowych ponownie wziął czas. Piłkę setową miały gospodynie. Pierwszą udało się jeszcze AZS-owi obronić, ale drugiej już nie. Skończyło się wynikiem 25: 23 dla jarosławianek.

Na początku drugiej odsłony gospodynie objęły prowadzenie 3: 0. Po ataku ze skrzydła Agaty Skiby, gliwiczanki zdobyły w końcu pierwszy punkt. Za chwilę na tablicy pojawił się wynik 4:4. 

Radość nie trwała długo, bo kolejne dwa punkty zdobyły gospodynie. Jeszcze raz udało się gliwiczankom doprowadzić do remisu, potem jarosławianki zbudowały sobie przewagę pięciu oczek, a w kulminacyjnym momencie prowadziły nawet 22: 15. Nasze zawodniczki obroniły dwa setbole, lecz ostatecznie partię wygrały siatkarki San Pajdy 25:20.

W trzecim secie akademiczki prowadziły 6: 3, wtedy trener gospodyń wziął czas, co zmieniło sytuację na boisku. Gospodynie zdobyły pięć punktów z rzędu, dobrze blokując i skutecznie atakując. 

Trener Czapla przerwał grę, co nie pomogło. Gliwiczanki miały problem nawet z prostym przyjęciem piłki. W końcu atakiem ze środka udało się zatrzymać rywalki. Wtedy na zagrywkę poszła Marcelina Karpińska i AZS odrobił straty. Szkoda, że tylko na chwilę, bo miejscowe znów odskoczyły na trzy oczka. Przy wyniki 21: 17 ponownie trener AZS-u poprosił o czas. Nie był jednak ten manewr skuteczny – jarosławianki zakończyły seta i całe spotkanie atakiem z krótkiej.

W najbliższą sobotę, 2 listopada AZS zagra u siebie z Częstochowianką. Początek meczu w hali przy ul. Kaszubskiej o godz. 17.00.

AZS: Skiba, Michalak, Woźniczka, Trojan, Pelc, Ciesielczyk, Elko i Bohdanowicz (libero) oraz Karpińska, Januszkiewicz, Wystel, Chrzan, Wałek
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj