W sobotę około godziny 14.00 ze stromej skarpy wprost do wody wpadł samochód przewożący dwóch mężczyzn oraz dziecko. To cud, że nikomu nic poważnego się nie stało.
Policjanci mówią o cudzie. Mówią też, że zapewne pomogły zapięte pasy. Przynajmniej tyle... Inne przepisy kierowca bowiem zlekceważył. Przede wszystkim, jak się okazało po policyjnej kontroli, w ogóle nie miał prawa jazdy. Mimo to jego kolega wraz ze swoim dzieckiem wsiadł do samochodu. Obydwaj mężczyźni wykazali się nieodpowiedzialnością, ale i głupotą. 

Pierwszym błędem 32-letniego kierowcy było to, że prowadził bez uprawnień. Drugim – prędkość. Wszystko wskazuje, że ją przekroczył i dlatego doszło do wypadku. Samo zdarzenie wyglądało bardzo poważne, choć takie, na szczęście, nie okazało się w skutkach. 

Doszło do niego na zjeździe z Drogowej Trasy Średnicowej w Gliwicach, na wysokości ulicy Kujawskiej. Kierowca nagle utracił panowanie nad pojazdem, uderzył w bariery ochronne, wybił się w powietrze, koziołkował przez kolejne bariery, po czym spadł z wysokiej skarpy do stawu, znajdującego się na terenie Ligoty Zabrskiej. 

Na miejsce natychmiast wyruszyli strażacy i policjanci. Mimo ich obaw, wszyscy podróżujący autem wyszli z niego o własnych siłach. Byli to 32-letni kierujący, 29-letni pasażer i jego 7-letnia córka. Doznali tylko stłuczeń. 
Oczywiście 32-latek odpowie teraz przed sądem za popełnione wykroczenia. Sprawę prowadzą policjanci z gliwickiej komendy miejskiej.

– Tego typu zdarzenia zazwyczaj kończą się tragicznie. Wspomniane osoby mogą więc mówić o szczęściu. Mimo że samochód koziołkował i spadł ze skarpy do wody, nie doznały poważniejszych obrażeń. Z pewnością życie uratowały im zapięte pasy bezpieczeństwa – komentuje podinspektor Marek Słomski, oficer prasowy gliwickiej policji.
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj