Oboje są po pięćdziesiątce, mają mnóstwo pozytywnej energii i ogromne pokłady miłości. Bardzo otwarci, przyjaźni i serdeczni, którzy dbają o siebie nawzajem i chętnie dzielą się wszystkim, co mają. Edyta i Andrzej Korzec od sześciu lat są rodzicami zastępczymi, a od trzech miesięcy prowadzą w naszym mieście Rodzinny Dom Dziecka. W dwupoziomowym mieszkaniu w Sośnicy mają pod opieką ósemkę dzieciaków.
Zaczęło się od Patryka

- U nas w domu zawsze było gwarno – uśmiecha się pani Edyta. - Swoich dzieci mieliśmy czwórkę. Michał, Adam, Ola i Karolina. Pierwsza trójka jest już na swoim. Jeszcze w czasach szkolnych nieformalnie opiekowaliśmy się kolegą Michała, którego mama wyjeżdżała na zagraniczne saksy. Chłopak pozostawał wtedy sam w domu, a tylko okazjonalnie doglądała go  ciocia. Dyrektorka szkoły zagroziła, że Patryk pójdzie do domu dziecka. Któregoś dnia Michał zaproponował, żebyśmy wzięli go do siebie. W naszym trzypokojowym mieszkaniu nie było na tyle miejsca, by spał u nas, ale poza tym cały czas był z nami. Matka notarialnie scedowała na nas opiekę nad nim. Kto mógł wtedy przypuszczać, że po kilku latach będziemy prowadzili rodzinny dom dziecka.

Ola i Karolina wymyśliły

Rodziny wielodzietne często są utożsamiane z patologią, co jest bardzo krzywdzące. Nie każda rodzina wielodzietna jest też biedna. Niektóre mają się całkiem dobrze, a ich członkowie miło wspominają czas dzieciństwa spędzony w towarzystwie kilkorga rodzeństwa. Tak też było z rodziną Edyty i Andrzeja. Oboje ciężko pracowali, żeby czwórce ich pociech niczego nie brakowało. Inna rzecz, że one same już od 16 roku życia pracowały dorywczo zarabiając na swoje potrzeby.

- Kiedy się usamodzielnili i wyprowadzili z rodzinnego domu nasi synowie, Ola i Karolina zaproponowały, że skoro mamy miejsce, to może przygarnęlibyśmy na święta jakieś dzieci z domu dziecka – mówi pan Andrzej. - Wtedy nie zdecydowaliśmy się na to, ale idea zakiełkowała. Wyczytaliśmy w gazecie, że w klubie „Perełka” organizowane jest spotkanie dotyczące pieczy zastępczej. Z ciekawości poszliśmy tam. Po wielu rozmowach rozpoczęliśmy kurs i w 2016 r. zostaliśmy zawodową rodziną zastępczą.

Dzieci zmieniają świat

Centrum Pieczy Zastępczej i Wspierania Rodziny w Gliwicach skierowały do Korców pierwsze dzieci - cztery siostry. Cała ósemka zamieszkała w trzech pokojach mieszkania w Sośnicy. Potem były kolejne dzieci. Tworząc zawodową rodzinę zastępczą Korcowie opiekowali się w sumie 11 dzieci w wieku od 0 do 17 lat. – U nas zawsze było rodzinnie, ważne jest każde dziecko. Staramy się je poznać i dać jak najwięcej troski i wsparcia. Każde, które do nas przychodziło zmieniało nasz świat i wnosiło coś nowego. Rodzicielstwo nie jest dla nas wyzwaniem. To wielka radość i przygoda. Jesteśmy ze sobą bardzo zżyci – przekonuje Edyta Korzec.

 Kręta droga

– Rodzinne Domy Dziecka to bardzo dobre rozwiązanie, szczególnie w sytuacji, gdy do rodziny zastępczej trafia kilkoro rodzeństwa – zauważa Julian Jasiński, dyrektor Centrum Pieczy Zastępczej i Wspierania Rodziny. - Dzieci nie muszą być wówczas rozdzielane, ponieważ w Rodzinnych Domach Dziecka może przebywać ich do 8, nie – jak w przypadku zawodowych rodzin zastępczych – do 3. Tego typu placówki tworzą rodziny, nie jest to instytucjonalna piecza, są rodzice zastępczy, nie wychowawcy. To bardzo ważne dla poczucia bezpieczeństwa dzieci, które mają szansę na nawiązanie rodzinnej więzi i uporania się ze swoimi problemami z przeszłości. Rodzina państwa Korców doskonale się do tego nadaje - potrafią sprostać zadaniom stawianym przed rodzicami zastępczymi, są zaangażowani w pomoc dzieciom przyjętym w pieczę. Dzieci przebywające u nich zawsze mogą liczyć na wsparcie i poradę, czują się ważne i kochane.  

Na pomysł otwarcia w Gliwicach pierwszego rodzinnego domu dziecka wpadła poprzedniczka Jasińskiego -  Mariola Zalewska oraz jej zastępczyni Ewa Pruska. Od pomysłu do realizacja droga bywa kręta. Tak było i w tym przypadku, a kłopotem okazał się brak odpowiedniego mieszkania. - Pomógł nam były radny z Sośnicy Jan Pająk, który znalazł lokal przy ul. Kasprowicza – opowiada pani Edyta. - Miasto z trzech mieszkań i sklepu, który był na parterze stworzyło dwupoziomowe mieszkanie o powierzchni 148 m 2. Lokal składa się teraz z 8 pokoi, 2 łazienek i pralni, korytarzy i kuchni. Remont, wraz z dokumentacją projektową, kosztował niemal 270 tys. zł i trwał 11 miesięcy. Przekazano nam też 27 tysięcy złotych na umeblowanie. 

Jak w rodzinie

W tej chwili w Rodzinnym Domu Dziecka przy Kasprowicza mieszka ósemka dzieci w wieku od 1,5 roku do 17 lat. Na utrzymanie każdego z nich otrzymują miesięcznie 1100 zł oraz świadczenie 500 plus. Pani Edyta jako prowadząca RDD otrzymuje na umowę-zlecenie wynagrodzenie w wysokości 3 tys zł. Jej mąż za opiekę nad dziećmi nie otrzymuje ani złotówki. Pomagają im ich biologiczne dzieci. - Jesteśmy jedną rodziną, a w niej bywają i lepsze i gorsze chwile – kwituje z uśmiechem 17-letnia Karolina Korzec. 
ANDRZEJ SŁUGOCKI

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj