20 stycznia 2017 r. mija setna rocznica śmierci znakomitego obywatela Gliwic.  Na nagrobku Wilhelma Munza, zwanego przez wiernych „rabinem o szerokim spojrzeniu",  przeczytamy hebrajskie epitafium, które jeszcze za życia osobiście ułożył.
Nie wiem, jak to możliwe, ale ilekroć tam jestem zawsze, choć na chwilę, się przy nich zatrzymam. Może dlatego, że się wyróżniają. Miejscem, które im wyznaczono, materiałem – lśniącym czarnym marmurem z bardzo dobrze zachowanymi napisami w dwóch językach: hebrajskim i niemieckim, wykonanymi złotą farbą – i otoczeniem, bo bez względu na porę roku są przykryte płaszczem bluszczu. 

Prawie piętnaście lat temu, podczas pierwszej wizyty, nie wiedziałam, kim jest Wilhelm Munz. Ktoś poradził, by poszukać w archiwach. Znalazłam niewiele, ale przynajmniej moje wizyty na żydowskim cmentarzu stały się bardziej świadome.

Mężczyzna ze starannie przystrzyżoną brodą, o regularnych rysach twarzy. Schludnie ubrany. W marynarkę (mogę się jedynie domyślać, jakiego koloru, bo zdjęcie jest czarno białe), spodnie, białą koszulę z wykładanym kołnierzykiem. Na głowie – jarmułka, która wcale jarmułki nie przypomina. Zdjęcie  wyszukałam w internecie.  Niestety, nie wiadomo,  czy to dr Munz, bo jedyna zachowana fotografia prezentuje rabina z bratem i ojcem. Do dziś nie udało się historykom rozszyfrować  który jest który.   

Wywodził się z rodu rabinicznego. To tradycja, której się nie uchybia, ale też funkcja, do której dochodzi się nauką i doświadczeniem. Można powiedzieć, że Wilhelmowi było łatwiej – jego pradziadek Eleasar Schemen Rokeach był sławnym rabinem, dziadek Loubl Munz równie sławnym talmudystą, ojciec dr Lasar Munz przez ponad 40 lat pracował jako rabin w znaczącej gminie w Kępnie. Tak wysoko ustawiona poprzeczka stanowiła też wyzwanie i zobowiązanie. Nie wiemy, czy młody Wilhelm kiedykolwiek marzył o innej profesji, a nawet gdyby tak było, ojcowskie postanowienie miało moc wiążącą.

Urodzony 4 lutego 1856 roku w Tarnowie Wilhelm Munz, po ukończeniu cieszyńskiego gimnazjum, w 1877 roku,  jako 21-letni młodzieniec wstąpił do seminarium rabinicznego i na berliński uniwersytet. Uczył się tam  przez rok, po czym przeniósł do Wrocławia, gdzie kontynuował studia filozoficzne. Szczególnie zajmował go Emanuel Kant i jego teoria poznania. To właśnie temu filozofowi poświęcił swoją dyplomową rozprawę. Równolegle ze studiami świeckimi kształcił się we wrocławskim Żydowskim Seminarium Teologicznym, pierwszym w Europie Środkowej, znaczącym i nowoczesnym ośrodku dla przyszłych rabinów i nauczycieli. Wrocławska szkoła stała się wzorem dla podobnych zakładanych w Berlinie, Budapeszcie, Wiedniu i USA.         

Ważną datą w życiu Wilhelma był z pewnością rok 1884 – wówczas uzyskał  dyplom rabinacki i jeszcze tego samego roku, w lipcu, objął posadę rabina w gliwickiej gminie wyznaniowej, zaliczanej nie tylko do największych, ale też najbardziej prestiżowych na Górnym Śląsku. Munz, z racji urodzenia, był obywatelem austriackim, ale w 1894 roku, osiem lat po ślubie z Emilią Guhrauer i po narodzinach trójki dzieci, otrzymał wraz z rodziną obywatelstwo pruskie. 

Dr Munz w krótkim czasie dał się poznać jako osoba zaangażowana społecznie: był  członkiem związku wychowania sierot żydowskich, założycielem i przełożonym zakładu leczniczego dla dzieci żydowskich w Jastrzębiu-Zdroju, współzałożycielem i zastępcą przewodniczącego Związku Rabinów Górnośląskich, udzielał się w Związku Rabinów Niemieckich i loży B`nei B`rith. Ale przede wszystkim lubił uczyć, wykładać i pracować z młodzieżą. Przez 32 lata prowadził zajęcia  w gliwickim gimnazjum, wprowadził regularne nabożeństwa z kazaniami dla młodych ludzi, założył żydowską bibliotekę, sprawował opiekę nad prężnie działającymi żydowskimi związkami panien i młodzieńców.      

Był też świetnym mówcą, a jego sława sięgała poza Gliwice. Rozprawiał z zaangażowaniem i emocją, nie stronił od wyrazistych poglądów, a swoje przekonania ogłaszał w licznych publikacjach. – Niektóre z nich odbiły się szerokim echem w prasie niemieckiej – mówi Bożena Kubit, starszy kustosz gliwickiego muzeum, specjalizująca się w tematyce żydowskiej, autorka  unikatowego opracowania „Żydzi Gliwiccy”. – Nie tylko je publikowano, ale też wielokrotnie wznawiano. Bardzo często podejmował w nich tematy religijne związane z judaizmem, odpierając na przykład zarzuty dotyczące mordów rytualnych czy też występując przeciwko pogromom i rozlewowi krwi w Rosji w 1905 roku. To właśnie Bożena Kubit zainteresowała mnie postacią Munza, ona też prowadziła szczegółowe badania dotyczące tej nietuzinkowej postaci.     

Równie wielkie wrażenie wywarła mowa Munza wygłoszona podczas otwarcia cmentarza i domu przedpogrzebowego przy dzisiejszej ul. Poniatowskiego.  Jej obszerne omówienie opublikował „Der Oberslesische Wanderer" w wydaniu z 17 listopada 1903 roku.
 
Oto ono, w tłumaczeniu historyka Przemysława Nadolskiego:   

„Po ponownym śpiewie głos zabrał rabin dr Münz. Zwrócił uwagę, że natłok myśli i głęboka powaga, które o tej porze się nasuwają, są tak dobrze wyrażone w psalmie 116, którego bliższe omówienie następnie przedstawił. Wychodząc od przemijalności, ulotności i nienazwanego tragizmu ludzkiego życia, które podobne jest do cienia ptaka, przywołał przed oczy ciszę i okropność cmentarza, grobu, nad którym osamotnieni płaczą za utraconymi ukochanymi. Ale, jak potężny zew herolda, dźwięczy w sercach wzywanie Boga przez psalmistę.

Z grobów wyrasta kwiat nieśmiertelności; co jest śmiertelne, należy do ziemi, ale dusza nie zostaje złożona do grobu; ona powraca do Boga, który ją stworzył. Tak więc jest cmentarz nie tylko miejscem łez, lecz również miejscem życia, w którym przechodzimy z doczesności do wieczności, i poświęcamy cmentarz nie śmierci, lecz wieczności i nieśmiertelności. Jako pociecha i orzeźwienie służy nam myśl o nieśmiertelności, która wyrasta z grobów.

Niech więc będzie cmentarz miejscem pocieszenia i orzeźwienia, drabiną do nieba, która łączy doczesność z wiecznością, ziemię z niebem i niech ci, którzy w przyszłości mają i chcą tu spocząć, po błogosławionym i pracowitym życiu przybędą tu jako zmęczeni pielgrzymi. Modlitwą za tych, którzy zasnęli na wieki, którzy tam na zewnątrz spoczywają, zakończył potem swe słowa”.
 
Z początkiem  1916 roku rabin ciężko zachorował, ale wciąż miał na głowie budowę domu starców – dużą inwestycję, której poświęcił wiele czasu. Zdrowie nie pozwalało mu już na aktywność, a choroba postępowała szybko.  Zmarł 20 stycznia 1917 roku. Nabożeństwo odprawiono w synagodze, a pogrzeb odbył się z wielką pompą na cmentarzu przy Poniatowskiego. Wśród gości znaleźli się: burmistrz Gliwic, przedstawiciele innych wyznań, szkół, stowarzyszeń.

Na nagrobku Wilhelma Munza, zwanego przez wiernych „rabinem o szerokim spojrzeniu",  przeczytamy hebrajskie epitafium, które jeszcze za życia osobiście ułożył. Przetłumaczył  je Dariusz Walerjański, historyk, muzealnik, znany i ceniony w środowisku badacz i dokumentalista dziejów Żydów górnośląskich. 

Epitafium brzmi tak:

1.Tu spoczywa
2.Pan nasz nauczyciel, mistrz, rabin wspaniały Benjamin Munz.
3.Wierny pasterz swej społeczności proszący o dobro dla swojego narodu.
4. Syn uczonego Rabina Gaona, sprawiedliwego Elezera.
5. Zmarł i odszedł w dniu świętego szabatu 26 tewet i pochowany we wtorek,
6. W przeddzień miesiąca Szwat roku 677 według skróconej rachuby.
7. Pokój, Pokój bliskim i dalekim.
8. Niech jego dusza będzie włączona w wieniec nieśmiertelności.


Korzystałam z opracowania Serii Monograficznej Muzeum w Gliwicach – „Żydzi Gliwiccy”, 2006 rok. 
     
opr. Małgorzata Lichecka     

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj