Jako nastolatka uległa ciężkiemu wypadkowi samochodowemu, a mimo to jej największe hobby to… auta. A od kilku miesięcy również sztuka. Poznajcie pyskowiczankę Agatę Drożdżowską. 
– W głębi duszy od zawsze czułam, że jestem artystką. Jednak życiowe losy potoczyły się tak, że na sztukę nigdy nie miałam czasu. Najpierw się kształciłam, potem podjęłam pracę, szybko zostałam matką. Na początku roku, gdy choroba zmusiła mnie do pozostania w domu, znalazłam wreszcie chwilę dla siebie. Wyciągnęłam zza szafy kupione niegdyś płótna i zaczęłam tworzyć – opowiada Drożdżowska.

Ładna, wysoka brunetka. Mówi, że żadnej pracy się nie boi. Nie straszne jej remonty w mieszkaniu, drobne naprawy czy wymiana kół w aucie. Urodziła się w Gliwicach. 

– Mieszkałam na literackim osiedlu – śmieje się. – Mam na myśli blokowisko Kopernik, bo tam osadził akcję jednej ze swoich książek Wojciech Chmielarz. Do Pyskowic przeprowadziłam się kilka lat temu. I nie żałuję, bo żyje się tu wolniej, ciszej, spokojniej. 
W szkole podstawowej zaliczała się do uczniów ambitnych. Celujące miała m.in. z techniki i plastyki.

 – Uwielbiałam te przedmioty. Rysowanie i malowanie było moim hobby, chciałam iść w tym kierunku, doskonalić się, rozwijać. W pewnym momencie kupiłam nawet płótna i farby akrylowe, ale z powodu innych obowiązków odłożyłam te rzeczy w głęboki kąt – opowiada. 

Kiedy miała 12 lat, uległa wypadkowi. Auto, którym jechała, „skasowała” ciężarówka. Leczyła się długo, przechodziła żmudną rehabilitację. A dziś… nadzoruje kierowców samochodów ciężarowych. 

– Pracuję jako dyspozytorka transportu krajowego w jednym z przedsiębiorstw o globalnym zasięgu. W firmie moi stali towarzysze to napięcie i stres. Plus telefon i komputer. Muszę tak planować przewóz towarów, by w jak największym stopniu odciążyć magazyny i ominąć terminale. Przesyłki mają jak najszybciej trafić do klienta. Sprawia mi to sporo satysfakcji, naprawdę lubię swoją pracę – zapewnia Agata. 

Pewnie dlatego, że cały czas ma kontakt z motoryzacją. A to – obok muzyki i zwierząt – jej największa pasja. 

– Zaliczyłam w życiu wiele samochodowych zlotów, byłam na niejednym wyścigu. Obserwowałam nawet takie nielegalne nocne ustawki kierowców – opowiada pyskowiczanka. – Szczególnie miło wspominam udział w Summer Cars Party w Katowicach. To największa impreza motoryzacyjna w Polsce. Ma miejsce na lotnisku Muchowiec w Katowicach. Przez dwa dni, non stop, słychać ryk silników, czuć zapach benzyny i spalonej gumy. O, wtedy jestem w swoim żywiole – opowiada z wypiekami na twarzy. A kiedy pytam o auto jej marzeń, po dłuższym zastanowieniu odpowiada: jeep grand cherokee. Nim dojechałaby w każdą „dziurę”. 

Podziwia Roberta Kubicę: – To fajter, wzór do naśladowania. Wypadł z wyścigów F1, ale nie poddał się, wrócił do stawki najlepszych kierowców świata – podkreśla Agata. 

Podróżując po świecie, deptała trochę polskiemu kierowcy po piętach: – Byłam na dwóch torach, na których ścigają się bolidy – Silverstone w Wielkiej Brytanii i Circuit w Monako. Ten drugi to tor uliczny. Ogląda się go bez biletu wstępu. Powstaje jakieś dwa tygodnie przed wyścigiem. Bariery są wtedy wkładane w specjalne otwory, rozmieszczone wzdłuż ulic Monte Carlo, a budynki boksów powstają w błyskawicznym tempie z gotowych już elementów – tłumaczy. 

Jedynego polskiego kierowcę w F1 szanuje również za to, że wygrał z własnymi słabościami i przeciwnościami losu. A ona wciąż walczy. Jej przeciwnik nazywa się depresja. Kiedy atakuje, odcina chęci do życia. Bywają dni, że nie potrafi wstać z łóżka. Wtedy pomaga sztuka: – Dzięki niej się wyciszam, odcinam od problemów i trosk, skupiam tylko na niej – podkreśla.

Specjalizuje się w tzw. pouringu. To słowo, z angielskiego, oznacza zsyp lub oblanie. 

– Ta technika jest dobra dla każdego. Polega na wylewaniu farb akrylowych na podobrazie i to na wiele różnych sposobów – tłumaczy. 

Pierwszym etapem tworzenia jest przygotowanie farb akrylowych. Są one gęste, więc wymagają rozcieńczenia ze specjalnym medium. Potem wystarczy już do ręki wziąć cokolwiek i dać się ponieść wyobraźni. 

– Przypomina mi się piosenka zespołu Fasolki: „Bo fantazja, fantazja, bo fantazja jest od tego, aby bawić się, aby bawić, aby bawić na całego”. Tak też podchodzę do swojej przygody z farbami. Używam wszystkiego, co tylko mi się nawinie: obciętego kubeczka, sitka, wyciskarki do cytrusów, suszarki. Przy pomocy sznurka maluję na przykład pióra. 

Dotychczas stworzyła 50 obrazów. Kolorowa abstrakcja cieszy już niejedno oko – kilka prac artystka podarowała, na inne znaleźli się kupcy. Zresztą, jej twórczości można przyjrzeć się na Facebooku. 

Oczko w głowie malarki to nastoletnia córka, Wiktoria: – Jest w wieku dojrzewania, więc ma swój świat. Woli ołówek, do farb jej nie ciągnie – kończy Drożdżowska. 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj