Walka o Wilcze Doły wkroczyła w kolejną fazę. Społecznicy są zorganizowani i zdeterminowani. Miasto także nie odpuszcza.
Po blisko pół roku zmagań z miejskimi urzędnikami, zdobyciu ponad 8 tys. głosów pod petycją domagającą się odstąpienia od budowy gigantycznego zbiornika na potoku Wójtowianka, liderzy grupy inicjatywnej uczynili następny krok: w ramach obywatelskiego audytu przedstawili kolejne ekspertyzy, w tym hydrologiczną. 

– Dokument ten umożliwia nam merytoryczną ocenę aspektów technicznych zbiornika, najistotniejszych dla jego parametrów i realizacji. Ocena ta jest miażdżąca i dowodzi, że realizacja inwestycji będzie stanowić rażące marnotrawstwo środków publicznych – mówił podczas konferencji prasowej Dawid Pasieka, przedstawiciel wspólnoty osiedla Wiśniowe Wzgórza, reprezentujący stronę społeczną.

Projekt do kosza

Dr hab. Wojciech Kostowski, mieszkaniec Wójtowej Wsi, profesor Politechniki Śląskiej tłumaczył, co zawiera ekspertyza i dlaczego jest tak istotna. Została przygotowana przez prof. Beniamina Więzika, prezesa honorowego Stowarzyszenia Hydrologów Polskich (SHP), a także prof. Andrzeja Wałęgę, aktualnego prezesa SHP. Naukowcy ci należą do największych w kraju autorytetów w dziedzinie hydrologii, wykładają na uczelniach wyższych i zasiadają w komisjach nadających hydrologom uprawnienia zawodowe. Dokument, jaki przygotowali po wizji terenowej w Wilczych Dołach, stwierdza popełnienie przez projektantów zbiornika wielu błędów. 

– I to w prostych działaniach matematycznych, w tym w mnożeniu (sic!). Popełniła je jeszcze firma EnEko, która jako pierwsza dokonywała obliczeń hydrologicznych dotyczących budowy. Mimo że wykorzystała je potem firma Biprowodmel (aktualny projektant), a oparty o nie projekt był rzekomo weryfikowany w ramach koreferatu, nie zostały nigdy zweryfikowane, a prowadzą do maksymalizacji parametrów wpływających na pojemność zbiornika – w tym zwłaszcza tzw. przepływu maksymalnego. Tylko te szkolne błędy wpływają na zawyżenie pojemności o ok. 20 proc. – tłumaczy Kostowski.

Inne niedociągnięcia projektu miejskiego, wyłuskane i potwierdzone przez specjalistów, to: niewzięcie pod uwagę istniejących na tym terenie historycznych zbiorników, które można wyremontować i wykorzystać. – A także zaprojektowanie anachronicznego, suchego zbiornika w dobie nasilających się zmian klimatu, kiedy powszechnie odchodzi się od tego typu budowli na rzecz zbiorników z trwałym lustrem wody, umożliwiających jej retencjonowanie. Dlatego projekt nadaje się tylko do kosza, a jego realizacja będzie wiązała się z gigantycznym marnotrawstwem publicznych funduszy – dodają Kostowski i Pasieka.

Projektant zapewnia, że dobrze policzył

Miasto twierdzi, że do dokumentów przekazanych przez osoby protestujące przeciwko budowie zbiornika odniósł się projektant. – Podkreśla on, że kwestionowane wyliczenia przepływów zawarte były w opracowaniu EnEko z 2009 r., a nie w projekcie budowlanym, na potrzeby którego projektant wykonał własne obliczenia oraz opierał się o normy określone w stosownych rozporządzeniach. Zapewnia także o poprawności przyjętych przez siebie założeń oraz parametrów zbiornika – mówi Łukasz Oryszczak, rzecznik prasowy prezydenta Gliwic. 

Społecznicy przedstawili także drugą już ekspertyzę przyrodniczą. Potwierdza ona występowanie chronionych gatunków nietoperzy. A to kolejny dowód na dużą wartość ekologiczną, jak i konieczność uzyskania dalszych zezwoleń przez miasto przed przystąpieniem do jakichkolwiek prac.
 
Zawiadomią NIK i prokuraturę

Społecznicy chcą wystąpić do NIK, by ta zbadała prawidłowości wydatkowania środków budżetowych. Szykują też doniesienie do prokuratury. 

– Chodzi o marnotrawienie publicznych pieniędzy Nie zgadzamy się, aby tak przestarzały, katastrofalny dla przyrody projekt pochłonął całkowicie bez sensu miliony złotych z publicznych funduszy -– mówi Pasieka.

Rzecznik prezydenta wyjaśnia, że procedura wyłonienia projektanta, przyjęcia projektu oraz zamówienia na jego realizację została przeprowadzona zgodnie z prawem i procedurami. A kontrola NIK? 

– Działalność miasta podlega wielu procesom kontrolnym i nadzorczym, są to całkowicie zwyczajne sprawy. Tylko w tym roku była przedmiotem kilkunastu kontroli różnych instytucji. W tym kontroli NIK, dotyczącej „Zagospodarowania wód opadowych i roztopowych na terenach zurbanizowanych”. Kontrolerzy stwierdzili, że miasto prawidłowo wywiązuje się ze swoich zadań w tej dziedzinie. Jeśli NIK zdecyduje się przeprowadzić kolejną kontrolę, dotyczącą zbiornika, to będziemy, jak zawsze, w pełni współpracować z izbą i w pełni realizować zalecenia pokontrolne – dodaje Oryszczak. 

Rado miasta, powiedz basta

Społecznicy twierdzą, że nie są przeciwnikami zabezpieczenia przeciwpowodziowego, jak często usiłuje się ich przedstawić. Przekonują, że chodzi im o to, aby nie następowało to w najgorszy z możliwych sposobów. – Przy destrukcji cennej przyrodniczo doliny, dewastacji terenów rekreacyjnych dla dużego osiedla oraz błędach dyskredytujących projekt zbiornika od strony technicznej. Władze prą do nikomu niepotrzebnego gigantycznego marnotrawstwa pieniędzy, na co nie ma naszej zgody – mówią. I proponują alternatywne rozwiązanie: rewizję projektu oraz zmniejszenie rozmiarów zbiornika przynajmniej do tych zgodnych z rzeczywistymi potrzebami.

Chcieliby też poznać stanowisko rady miasta. Dotąd, poza aktywnością kilku radnych, milczącą. – Minęło niemal pół roku od chwili ujawnienia sprawy zbiornika, a nie była ona przedmiotem realnej debaty na sesji, co uważamy za próbę zamiecenia jej pod dywan – stwierdzają Kostowski i Pasieka.

Miasto nie jest od chcenia

Czy urzędnicy nie chcą dopuścić strony społecznej do dyskusji nad projektem, by wspólnie, dla dobra miasta, zastanowić się nad najkorzystniejszym rozwiązaniem? 

– Jak już wielokrotnie informowałem, problem nie polega na tym, że miasto „nie chce dopuścić strony społecznej do dyskusji nad projektem”. To nie jest kwestia „chcenia”. Miasto działa w granicach i na podstawie prawa. Dysponujemy projektem opracowanym zgodnie z prawem, koreferatem (oceną) tego projektu, opracowanym przez inny podmiot, dofinansowaniem unijnym oraz podpisaliśmy umowę na wykonanie inwestycji. Nawet gdybyśmy „chcieli”, nie mamy możliwości anulowania wszystkich tych dokumentów i decyzji oraz powrotu do debaty nad podstawowymi założeniami zbiornika. Gdyby taka, hipotetyczna, możliwość była, opóźniłoby to budowę o wiele lat, a zbiornik jest jak najszybciej potrzebny dla bezpieczeństwa powodziowego miasta – ocenia rzecznik prezydenta. 

Małgorzata Lichecka

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj