Rok temu ówczesny prezydent Gliwic Zygmunt Frankiewicz wprowadził zarządzenie regulujące nowe ceny na trzech miejskich basenach: Mewa, Neptun i Olimpijczyk. Podwyżki wahały się od dwudziestu kilku do nawet pięciuset procent. 
Najbardziej uderzyły w osoby niepełnosprawne. Wcześniej oni i ich opiekunowie za pierwszą godzinę kąpieli płacili po złotówce. Od zeszłego roku wejściówki kosztują 5 zł. 

Inni miłośnicy pływania też musieli zapłacić więcej. O 75 proc. wzrosły ceny biletów dla dzieci od trzech do 16 lat, a o 55 proc. wejściówki dla uczniów i studentów. O 53 proc. zdrożały bilety dla dorosłych. Najmniej, bo o 27 proc., wzrosły ceny dla emerytów i rencistów. Podniesiono również kwoty za bilety rodzinne. Zmiany dotknęły też karnetowiczów. 

Mamy dobrą wiadomość dla niepełnosprawnych: ceny wejściówek zostaną najpewniej obniżone. 

Ubiegłoroczne podwyżki zbiegły się z przekazaniem kompetencji w tym zakresie prezydentowi miasta. Do 2011 roku miał on upoważnienie od rady do ustalania opłat za korzystanie z miejskich obiektów oraz urządzeń użyteczności publicznej. Ceny na basenach oscylowały wtedy, dla osoby dorosłej, między 9 a 12 zł. I to było niemało, a prezydent, zdaniem części radnych, pozostawał głuchy na ich wnioski, by kwoty obniżyć, bo wpływają na niską frekwencję. 
Ostatecznie w listopadzie 2011 r., z inicjatywy byłego radnego Platformy Obywatelskiej Dominika Dragona i obecnego wojewody, a wówczas radnego klubu PiS Jarosława Wieczorka, rada zdecydowała o wyłączeniu z prezydenckiego upoważnienia basenów i sama wprowadziła w tych obiektach atrakcyjny cennik. Inicjatorzy rozwiązania uważali, że skoro miasto wydało miliony na baseny i infrastrukturę, to muszą być one dostępne cenowo dla mieszkańców. 
Pomysł okazał się trafiony. Frekwencja po obniżkach mocno urosła, choć mówiło się, że w części poprawili ją mieszkańcy ościennych gmin naszej aglomeracji – opłaty za korzystanie z miejskich basenów w Gliwicach należały do najniższych w okolicy. Cennik przetrwał do maja 2019 roku. Wtedy wprowadzony nowy, znacznie droższy. – Wzrosły koszty utrzymania obiektów, w tym ceny energii elektrycznej czy wywozu odpadów. I stąd te korekty – tłumaczyli rok temu urzędnicy.

Sprawa kompetencji do ustalania wysokości cen i opłat za korzystanie z miejskich obiektów oraz urządzeń użyteczności publicznej, w tym kształtowania cen na basenach, wróciła pod koniec ubiegłego roku. Stało się to po tym, jak start w wyborach parlamentarnych zadeklarował prezydent Frankiewicz. Rada odwołała mu upoważnienie. Radny Łukasz Chmielewski z PiS przekonuje, że zrobiono to, by w przypadku wygranej Frankiewicza osoba pełniąca obowiązki prezydenta (tzw. komisarz) nie posiadała prawa do ustalania cen i opłat w miejskich obiektach. 

– W bieżącym roku Adam Neumann postanowił wspomnianą kompetencję odzyskać – mówi Chmielewski. – Pomimo wstępnych rozmów, mających na celu „podzielenie” obiektów między radę i prezydenta, na sesji zgłoszono projekt uchwały upoważniającej prezydenta do ustalania wysokości cen i opłat we wszystkich miejskich obiektach oraz urządzeniach użyteczności publicznej. Jako radni chcieliśmy zachować dla siebie jurysdykcję w kwestii cen na basenach. W innych obszarach oddalibyśmy je. Niestety, projekt przegłosowano. Smutne, bo radni nie są ubezwłasnowolnieni. Jesteśmy w stanie podejmować decyzje o wysokości opłat. Mamy codzienny kontakt z mieszkańcami, znamy ich potrzeby oraz oczekiwania. Tego typu działania bez wątpienia mają na celu unikanie dyskusji o ewentualnych podwyżkach. Zdecydowanie łatwiej będzie kierownictwu miasta ustalać ceny w zaciszu gabinetów. To marginalizuje rolę rady jako organu stanowiącego. Szkoda tylko, że osoby głosujące za projektem nie są tego świadome. 

Przeciwna oddaniu w ręce prezydenta wszystkich kompetencji w kwestii ustalania cen była też radna klubu Koalicji Obywatelskiej Agnieszka Filipkowska. 

– Byłam zwolennikiem podziału w zależności od obiektów – mówi. – Pracę nad tym projektem zaczęliśmy 13 marca. Wtedy wybuchła pandemia i wprowadzono narodową kwarantannę. Nie było dalszych kroków w tym kierunku, a szkoda. W marcu 2019 roku, za rządów Zygmunta Frankiewicza, zagłosowałam za oddaniem prezydentowi wszystkich uprawnień w kreowaniu cen biletów do obiektów miejskich i wówczas się rozczarowałam. Kilka tygodni później mocno poszybowały one w górę, a wejściówki na basen dla osób z niepełnosprawnością wzrosty aż o 500 procent. Rozumiem, że ceny muszą rosnąć, ale nie tak drastycznie. Jestem świadoma również tego, że były osoby, które traktowały basen jak miejską łaźnię i mając lekki stopień niepełnosprawności (a będąc w pełni samodzielnymi), chodziły się tam kąpać i nawet golić za złotówkę. Takim nadużyciom jestem przeciwna. 

Filipkowska dodaje, że wspólnie z wiceprezydentem Mariuszem Śpiewokiem wypracowała rozwiązanie kompromisowe. 

– Według naszych ustaleń, osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności będą płaciły za bilet 3 zł, a ich opiekunowie wejdą z nimi na basen za darmo. Mam nadzieję, że to rozwiązanie, zgodnie z deklaracją gliwickich władz, lada moment wejdzie w życie. Wierzę, że wszystkim nam zdrowie gliwiczanek i gliwiczan leży na sercu.

(san)
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj