Jak poinformował śląski NFZ, 18 marca Piotr Nowak, zastępca dyrektora ds. medycznych podpisał dokumenty, na mocy których szpital miejski nr 4 uzyskuje praktycznie „od zaraz” finansowanie świadczeń kompleksowej opieki kardiologicznej. To oznacza spory zastrzyk dla zadłużonej placówki. 
- Potwierdzamy, że oferta szpitala została przez fundusz przyjęta i pieniądze będą - mówi Marek Jarzębowski, rzecznik prezydenta Gliwic.

KOS-zawał jest świadczeniem nielimitowanym, co oznacza nieograniczone możliwości przyjęć. To koordynowana opieka specjalistyczna dla pacjenta po zawale mięśnia sercowego, obejmująca również program opieki i rehabilitacji kardiologicznej. Chory otrzymuje w niej m.in. indywidualny plan leczenia, komplet badań kontrolnych, rehabilitację kardiologiczną, edukację i możliwość 24-godzinnej konsultacji w ramach oddziału kardiologicznego. 

Miasto od wielu miesięcy żądało od funduszu kontraktu na kardiologię inwazyjną, powołując się na ustną deklarację prezesa śląskiego NFZ. Ten z kolei dowodził, że taka sytuacja nie miała miejsca, gdyż od początku funkcjonowania pracowni kardiologii inwazyjnej w Gliwicach było wiadomo, że podpisanie kontraktu będzie bardzo trudne -  na Śląsku jest już 17 takich pracowni.  Gliwice uznały, że ten mu się należy, bo pracowania pracuje dobrze, ratuje życie i serca gliwiczan. Skarżono się nawet ministrowi zdrowia. 

Apogeum konfliktu  przypadło na początek 2019 roku, kiedy rozpętała się wojna na akcje (organizowane z poparciem i na zlecenie urzędu) oraz oświadczenia (strony wysyłały sprzeczne w treści  komunikaty). Czy miasto dalej będzie starać się o kontrakt na kardiologię inwazyjną? - Nie ma ostatecznej decyzji w tej sprawie - komentuje rzecznik prezydenta. 

To nie koniec "nowości" -  miasto, jako jedyny udziałowiec szpitalnej spółki, powołało nową radę nadzorczą, w której znaleźli się: Adam Ciekański, Marek Kopała, były gliwicki radny PiS, specjalista kardiolog oraz Grzegorz Mańka. - W trudnej, a nawet dramatycznej sytuacji  zmiana rady była koniecznością. W  nowej zasiadają osoby, które są bardziej wyczulone na niuanse związane z kontraktowaniem i sytuacją placówek medycznych -  wyjaśnia Jarzębowski. 

Nie wiadomo też, dlaczego szpital bronił się przed kontraktem na KOS-zawał, skoro każde pieniądze ratują jego bardzo trudną sytuację finansową - dług sięga już prawie 40 mln zł i coraz głośniej mówi się o ogłoszeniu upadłości. Zdaniem zarządu, poprawie sytuacji mają służyć zmiany w strukturze szpitala, m.in. połączenie niektórych oddziałów chirurgii i ortopedii, na co nie zgadza się duża część personelu, w tym ordynatorzy.

Małgorzata Lichecka   
 

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj