Zapalił się tir przewożący bydło. Część zwierząt spłonęła lub zaczadziła się, część trzeba było uśpić. By uratować resztę, strażacy przez kilka godzin cięli naczepę. Jak się później okazało, kierowca miał coś na sumieniu... 
Do pożaru ciężarówki na gliwickim odcinku autostrady A4 doszło po północy we wtorek, 24 stycznia. Samochód ciężarowy jechał od strony Wrocławia w kierunku Katowic. 

Znane są przyczyny zdarzenia. Jak poinformował Wojewódzki Inspektorat Transportu Drogowego w Katowicach, w naczepie ciężarówki przegrzało się łożysko, od niego zapaliła opona, od niej zaś – olej hydrauliczny. Ogień szybko rozprzestrzenił się na całą naczepę, w której przewożono 31 byków. W wyniku spalenia lub zaczadzenia padło osiem z nich.  

Kierowca, zorientowawszy się, co zaszło, zatrzymał pojazd i zaczął go gasić. Po chwili dołączył do niego kolega z innego tira. Dopiero gdy mężczyźni doszli do wniosku, że sami z płomieniami nie wygrają, wezwali straż pożarną. Na miejsce przyjechała także policja oraz służby weterynaryjne. 
Lekarz zadecydował o uśpieniu dwóch byków, których stan był już agonalny. Ocalałe (21 sztuk) przeładowano do innego pojazdu.  

Po zabezpieczeniu bydła inspektorzy przystąpili do kontroli legalności transportu. Jak się okazało, nie wszystko odbywało się zgodnie z prawem. Otóż tir miał sfałszowany tachograf, zaś sam kierowca nie posiadał dokumentu przewozowego z informacją o miejscu załadunku. Mężczyzna tłumaczył, dość mętnie zresztą, że byki załadował w okolicy Wrocławia, gdzie też rozpoczął rejestrację czasu pracy tachografem. Inspektorzy WITD szybko ustalili jednak, że prowadzący mija się z prawdą: zwierzęta załadowano w Sapieżynie na południu Wielkopolski w poniedziałek wieczorem. 

Przyparty do muru kierowca przyznał wreszcie, że sfałszował tachograf za pomocą magnesu. Chciał w ten sposób ukryć fakt zbyt długiej podróży, wynikający z planowanego „doładunku” kolejnych zwierząt. Teraz otrzymał nauczkę – dwa tysiące złotych mandatu. 

Konsekwencje nie miną i jego szefa. Inspektorat wszczął wobec polskiego przedsiębiorcy postępowanie administracyjne. Mężczyźnie grozi kara finansowa w wysokości 6,5 tys. zł.

- Ustalenia naszych inspektorów wskazują, że wielu kierowców całkowicie lekceważy ograniczenia czasowe oraz inne zasady przewozu żywych zwierząt – mówi Łukasz Majchrzak z Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego. I przy okazji ostrzega, że będą teraz prowadzone jeszcze intensywniejsze kontrole tego rodzaju transportu.  


Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj