Policjantka z Gliwic laureatką 9. edycji ogólnopolskiego konkursu „Policjant, który mi pomógł”. Młodszej aspirant Michalinie Labusek, dzielnicowej z III komisariatu, gratulowali prezydent Rzeczpospolitej, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji oraz komendant główny policji. 

„Okazała mi duże wsparcie, kiedy inni traktowali mnie jak osobę psychicznie chorą. Przekonała, że warto żyć i trzeba walczyć o swoje. Zawdzięczam jej to, że zaczęłam żyć normalnie, bez strachu przed mężem i ludźmi. Jest bardzo życzliwą i bezinteresowną osobą. Zawdzięczam jej, że żyję. Nie wiem, co by się stało ze mną, gdyby nie jej pomoc. Jestem szczęśliwa, że stanęła na drodze mojego życia.”

Tak o młodszej aspirant Michalinie Labusek z „trójki” napisała gliwiczanka, która zgłosiła jej kandydaturę do ogólnopolskiego konkursu „Policjant, który mi pomógł”. Spośród 83 funkcjonariuszy z całego kraju wybrano tylko pięcioro laureatów. Wśród nich znalazła się także, po raz pierwszy w 9-letniej historii plebiscytu, policjantka z Gliwic.  

- Bardzo się cieszę z tego wyróżnienia – mówi dzielnicowa. - Motywacja do jeszcze lepszej pracy jest teraz większa, bo docenili mnie ludzie, którym na co dzień służę jako funkcjonariuszka policji.

Jestem szczęśliwa, że stanęła na mojej drodze
Michalina Labusek na drodze gliwiczanki, która przez wiele lat była ofiarą własnego męża, stanęła w znaczeniu dosłownym. Szukała akurat kogoś w swojej dzielnicy, a kobieta przechodziła obok. Dzielnicowa zaczepiła ją więc „przy okazji”, by się przedstawić i dać wizytówkę. Tak na wszelki wypadek, gdyby kiedyś potrzebna była pomoc. Labusek nie miała wtedy oczywiście pojęcia, co dzieje się w domu przypadkowo spotkanej mieszkanki. Sama kobieta też ze swoich kłopotów jej się nie zwierzyła. Wzięła po prostu wizytówkę, schowała i każda z pań ruszyła w swoją stronę. 

Minął jakiś czas i nieznajoma z wizytówki skorzystała. Dzielnicowa odebrała telefon i usłyszała historię, która postawiło ją na nogi. Kobieta wyznała, co nie było dla niej łatwe, że od 30 lat jest ofiarą przemocy domowej. Jej mąż znęcał się nad nią fizycznie, psychicznie, poniżał i ograniczał swobodę. Ofiara była już tak zastraszona, zrezygnowana i nieszczęśliwa, że nie widziała nadziei na normalne życie. Tę w jej serce wlała dopiero policjantka. 

- To naprawdę nie było łatwe, bo kobieta nie wierzyła, że ktokolwiek może jej pomóc. Zadzwoniła wprawdzie do mnie, ale bez większej nadziei na zmianę – opowiada Labusek. - Najpierw, zanim wdrożyłam odpowiednie kroki prawne, dużo z nią rozmawiałam. Musiałam stać się psychologiem, by umieć odpowiednio poradzić, pokierować w tej jakże delikatnej sprawie. Przekonanie kobiety, która tak długo znosiła upokorzenia i ciosy ze strony najbliższej osoby, że jest nadzieja na normalność, to niełatwa sprawa.

Przede wszystkim ofiara musiała dać sobie pomóc. I rolą dzielnicowej było przekonanie jej, że pomoc ma sens. W końcu kobieta uwierzyła policjantce, zaufała na tyle, że można było zacząć działać. W efekcie mąż gliwiczanki został zatrzymany, prokurator nakazał mu opuszczenie mieszkania oraz zakazał z żoną wszelkich kontaktów. Po tej prokuratorskiej decyzji, dzięki zaangażowaniu naszej dzielnicowej, gliwiczanka odzyskała wiarę w pomoc i ludzi. Nagle uświadomiła sobie, że może żyć inaczej.

- Ta kobieta uwierzyła, że prawo stoi jednak po stronie ofiary i to dodało jej skrzydeł. Odżyła. Dziś sprawa jest już zakończona, mężczyzna usłyszał prawomocny wyrok skazujący w zawieszeniu, musi też płacić żonie alimenty. Nadal mam z nią kontakt. Cieszy mnie, kiedy widzę, że całkowicie wróciła do normalności – opowiada Labusek.

Gliwiczanka wielokrotnie dziękowała policjantce za pomoc, wytrwałość, zaangażowanie w jej sprawę. A ukoronowaniem tej wdzięczności było zgłoszenie do konkursu, w którym funkcjonariuszka została wyróżniona. Sama bohaterka bohaterką się jednak nie czuje, ba - w swojej skromności wydaje się nawet sukcesem nieco zawstydzona. 

- Myślę, że nie zrobiłam nic nadzwyczajnego. Pomogłam, owszem, ale to normalne, to moja praca przecież – mówi dzielnicowa.

Michalina: prawdziwy gospodarz dzielnicy 
Michalina Labusek w mundurze służy osiem lat. Zawsze marzyło jej się bycie przewodnikiem policyjnego psa (bo lubi zwierzęta) lub dzielnicową (bo chciała pomagać ludziom). Ale najpierw, na cztery lata, trafiła do służby patrolowej. Świetnie się wtedy uzupełniali z partnerem, z którym jeździła po mieście. Mężczyzna uosabiał siłę, ona łagodziła konflikty w inny sposób. Nawet kolega zauważył, że miejscowe rzezimieszki inaczej, jakoś grzeczniej reagują, kiedy przyjeżdża się na interwencję z policjantem kobietą. 

Potem, gdy okazało się, że w gliwickim garnizonie nie ma już policyjnych psów, Labusek wybrała drugą z zaplanowanych dróg. Piotr Górecki, kierownik rewiru dzielnicowych w trzecim komisariacie pamięta, że Michalina sama przyszła do niego i powiedziała, iż chce zostać dzielnicową. Zgodził się i nie pożałował. Dziś jest jego prawą ręką. Pracowita, oddana służbie. 

- Najlepsze w Michalinie jest to, że potrafi rozmawiać z ludźmi delikatnie, po kobiecemu, ale kiedy trzeba, potrafi też doprowadzić do porządku niejednego krewkiego mężczyznę ze swojej dzielnicy. Jest stanowcza, a to ważna cecha w tym zawodzie – mówi aspirant sztabowy Górecki.

Pochwał nie szczędzi podwładnej także sam komendant komisariatu przy Pszczyńskiej. Młodszy inspektor Jarosław Milczyński jest ze swojej policjantki dumny i zaznacza, że wyróżnienie w plebiscycie bardzo jej się należało. 
- Młodsza aspirant Labusek czuje się prawdziwym gospodarzem swojej dzielnicy. Chce we wszystkim uczestniczyć, musi wiedzieć, co się dzieje. Pamiętam, jak dwa lata temu, gdy była jeszcze dzielnicową w Bojkowie, doszło do napadu. Osobiście pojechałem na miejsce, a ona zjawiła się piętnaście minut po mnie, choć miała akurat wolne. Kiedy spytałem, dlaczego przyjechała, bo przecież nie musiała, odpowiedziała: to moja dzielnica.

Teraz dzielnica mł. asp. Labusek to ulice Dojazdowa, Gwarków, Jasna, Kopalniana, Okrężna, Ratowników Górniczych, Sobótki, część Pszczyńskiej, Kochanowskiego i Pocztowej. Tu się angażuje, sprawdza i, zdaniem przełożonych, coraz bardziej zbliża do ideału dzielnicowego. Ludzie ją szanują. Nawet miejscowe „trudne charaktery”. Wszyscy poznali już, że, choć kobieta, nie ma z nią żartów. 

- Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy mnie lubią, ale też nie o to chodzi – mówi. - Trudno przecież, by darzyły mnie sympatią osoby, które zostały przeze mnie ukarane mandatami, czy odwożę je na izbę wytrzeźwień. Ale myślę sobie tak: dobry dzielnicowy to taki, którego lubią porządni ludzie, zaś nie lubią ci, którzy są na bakier z prawem.

Zdaniem młodszej aspirant, dzielnicowy powinien umieć zamienić się w psychologa, wychowawcę, sędziego i negocjatora. To dzięki tym umiejętnościom ona, kobieta, radzi sobie w tym niełatwym, jeszcze do niedawna - typowo męskim, zawodzie. To dzięki nim nawet mąż gliwiczanki, której pomogła, choć jest na nią wściekły, na ulicy grzecznie się kłania. 

Policjantka, która uratowała życie
Nagrodę Michalina Labusek odebrała 16 lipca na placu Piłsudskiego w Warszawie, podczas centralnych obchodów święta policji. Gratulacje otrzymała osobiście od prezydenta Andrzeja Dudy, ministra spraw wewnętrznych Mariusza Błaszczaka oraz generała Jarosława Szymczyka, szefa polskiej policji. 

- To była dla mnie bardzo ważna chwila – opowiada. -  Znajdowałam się jednak w takich emocjach, że niewiele pamiętam – żartuje. Pamięta za to, jak się wzruszyła, kiedy minister powiedział o niej przy zgromadzonych na placu tłumach, że uratowała komuś życie. Uratowała życie: takie słowa są lepsze niż wszelkie statuetki.

W ciepłych słowach wypowiedział się także o naszej policjantce generał Szymczyk, komendant główny i gliwiczanin, podczas obchodów wojewódzkiego święta policji w naszym mieście. Mówiąc o służebnej roli, chwalił wszystkich laureatów, ale nie ukrywał, że najbardziej dumny jest z funkcjonariuszki z Gliwic, z jednostki, z której sam się wywodzi. 


Policjant, który mi pomógł
Konkurs organizowany jest przez Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”. Pozwala na wyróżnienie policjantów, którzy nie zostawiają ludzi w potrzebie, ale pomagają, gdy dzieje im się krzywda, a w ich rodzinach panuje przemoc. Kandydatów zgłasza społeczeństwo, chcąc im w ten sposób podziękować za okazane serce i pomoc.  

Marysia Sławańska 






 



Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj