Jak poinformowali nas świadkowie, w sobotę, 4 kwietnia po godzinie 14.00 doszło do interwencji policji na jednej ze stacji paliw w Gliwicach. Z relacji wynika, że do znajdującego się tam sklepu wszedł mężczyzna ze szmatką zakrywającą nos i usta, krzyczał, że ma objawy koronawirusa. 
- Człowiek w średnim wieku wpadł na stację, był wściekły, pluł, krzyczał, że choruje już od dwóch tygodni, ale nikt nie chce mu pomóc, nie wie, gdzie ma się zgłosić, a do sanepidu nie może się dodzwonić - relacjonuje nasz świadek. - Na stacji był akurat patrol, nie wiem, co tam robił, może miał przerwę w pracy. Policjanci zajęli się tym mężczyzną, a potem przyjechali ludzie w białych kiltach i go zabrali, z pewnością do szpitala. Stację zamknięto, ale z tego, co widzę, jest już czynna. 

Informację sprawdziliśmy u oficera prasowego gliwickiej policji. 

-  Potwierdzam incydent na stacji paliw. Mężczyzna był bardzo pobudzony emocjonalnie, potem stał się agresywny. Twierdził, że choruje na COVID-19 - mówi podinsp. Marek Słomski. 

W interwencji z policją brało udział wojsko - na czas pandemii wprowadzono wspólne służby także w Gliwicach. 

Biorący udział w interwencji policjant i żołnierz trafili na kwarantannę. Mimo że nie znano jeszcze wyniku testu mężczyzny, kwarantanną objęto także pracowników stacji. Sama stacja do końca dnia była już zamknięta. Po odpowiedniej dezynfekcji otwarto ją nazajutrz. 







wstecz

Komentarze (0) Skomentuj