W piątek, 31 stycznia około godziny 12.00 ujawniono zwłoki 70-letniego mężczyzny. Zmarły leżał na „skwerku" za kamienicami przy ulicach Kochanowskiego - Rybnickiej. Kiedy poinformowali nas o tym świadkowie, policyjny radiowóz stał przy denacie już od trzech godzin.
Ponieważ nie było możliwości ustalenia lekarza pierwszego kontaktu, a trzeba było wydać akt zgonu (przypominamy - pogotowie do osób zmarłych jeździć nie może), policjanci obdzwaniali przychodnie i szpitale - jak zwykle w takich sytuacjach. Wszyscy lekarze, z którymi się kontaktowali, odmawiali przyjazdu, ponieważ mieli akurat pacjentów.
Dopiero przed godziną 18.00 udało się znaleźć medyka, który zgodził się przyjechać... aż z Łazisk Górnych.
W efekcie mundurowi, zamiast pilnować naszych ulic i jeździć na interwencje, około sześciu godzin pilnowali zwłok.
I znów powraca problem braku w Gliwicach tzw. koronera. Taki specjalny lekarz od dwóch działa w powiecie gliwickim i przyjeżdża na wezwanie policji, za co płaci mu starostwo.
Miejmy tylko nadzieję, że problemowi przyjrzą się nowe władze miasta. Takie zdarzenia jak to z piątku to brak szacunku i dla osoby zmarłej, i dla jej rodziny.
Dość wspomnieć, że podczas weekendu podobna sytuacja miała miejsce w Łabędach. Tam z kolei ciało starszego mężczyzny ujawniono w mieszkaniu. Tym razem na lekarza czekali krewni - aż dziewięć godzin.
Komentarze (0) Skomentuj