Bardzo zła wiadomość: wieża ciśnień przy ul. Sobieskiego na sprzedaż. Po raz siódmy zmieni właściciela. Cyprian Krzysztof Lutoborski, przedsiębiorca z Warszawy, kupił ją w 2013 roku i obiecał rewitalizację. Przez trzy lata udało mu się jedynie zabezpieczyć dach, wejście i uporządkować teren. Zabytkiem się nie zajmował. Nie od dziś wiadomo, że to atrakcyjna działka w centrum miasta. Obecny właściciel wystawił ją za ok 64 tys. zł. Przedstawiamy zawiłą historię unikatowego na skalę europejską gliwickiego zabytku.  
Dręczy mnie jedna stara fotografia. Za Boga nie mogę sobie przypomnieć, z którego roku. Przed czy po wybudowaniu wieży. Już kiedyś ustaliliśmy to z  Bogusławem Małuseckim, szefem gliwickiego archiwum. Nawet zapisałam tę datę na jakieś samoprzylepnej karteczce. I pamiętałam, żeby zaraz ją wkleić do teczki z wszystkimi materiałami dotyczącymi Sprawy. Wiedziałam, że do niej wrócę, gromadziłam więc skrzętnie każdą informację. Ale gdy przed w końcu zajrzałam do teczki, ta cholerna karteczka zniknęła. Musiała się gdzieś zgubić. Dlatego jestem zła. 

Amazonka na tle

Stara fotografia przedstawia amazonkę podczas pokazu na placu ćwiczebnym, należącym do koszar ułanów i piechoty. Zrobiono ją prawdopodobnie w 1905 roku. Dziś w tym miejscu jest park Grunwaldzki. Jeśli to faktycznie był  rok 1905, wieża już stała. Więc byłaby widoczna na tej fotografii. Nie wiem, czy istnieją przedwojenne zdjęcia wieży, ale obiecuję sobie już teraz, że zacznę ich poszukiwać.

Wywołuję ducha wieży 

Dręczy mnie nie tylko ta stara fotografia. Od siedmiu lat wieża zaprząta moją uwagę tak bardzo, że czasami łapię się na pytaniu, czy to już nie obsesja. I zaraz racjonalizuję ten stan: przecież chęć uratowania najwspanialszej śląskiej wieży wodnej nie może być obsesją. Tylko obowiązkiem. I tak traktuję moje posłannictwo. 

Od października 2013 roku, czyli od trzech lat, przy wieży nic się nie wydarzyło. Oprócz tego, że nowy właściciel Cyprian Krzysztof Lutoborski, biznesmen spod Warszawy, wynajął firmę, która zabezpieczyła zabytek i uporządkowała teren wokół niego. Zapisałam w notatkach datę i wykonane wówczas prace. Wyliczę po kolei: na dachu zamocowano (trzeba przyznać, dość solidnie) folię. Czerwoną. Dzięki niej wieżę widać bardzo dobrze z różnych punktów w mieście. W okiennicach uzupełniono płyty paździerzowe. Wycięto rosnące na elewacji samosiejki, głównie brzozy. Zdemontowano stare zadaszenie. Wstawiono bardzo solidne drzwi. I taką samą bramę wjazdową. Zawieszono na niej dwie tabliczki z zakazami wstępu. Splantowano ziemię, usuwając krzaki i pomniejsze drzewka. Wywieziono walający się  wszędzie gruz. Tyle.

Zapamiętajcie datę: 9 lipca 1904 r.

Wieżę wzniesiono w początkach XX wieku, na niezagospodarowanych peryferiach Gleiwitz. A konkretnie na terenach rozciągających się między Daszyńskiego a Kościuszki. Dr Marek Rawecki, architekt z Politechniki Śląskiej, wziął wieżę na warsztat i przygotował opracowanie historyczno-urbanistyczne. Przeglądając przedwojenne plany urbanistyczne miasta, dotarł do tych z 1904 roku. Zaznaczono tam nie tylko wieżę ciśnień, ale też lokalizację przyszłego szpitala miejskiego i  placu ćwiczeń dla żołnierzy z pobliskich koszar. Budowlę oddano uroczyście do użytku 9 lipca 1904 roku. I tu na chwilę się zatrzymamy. Po pierwsze, muszę sprawdzić, czy odnotowano ten fakt w „Oberschlesiche Wanderer”. Wydaje się, że  tak ważny, jak budowa jednej z większych wież, powinien zostać  opisany właśnie tam.  Po drugie, zdałam sobie sprawę, że w 2014 roku wieża skończyła sto lat. Po trzecie, do niedawna funkcjonowały dwie daty wybudowania wieży: 1904 i 1918. Ustalenia Raweckiego obalają pewną historyczną nieścisłość.

Landmark Gleiwitz

Zdaniem architekta wieża była zwiastunem późniejszej urbanizacji opisywanego obszaru. Czyli realizacji planu radcy budowlanego Carla Schabika i jego współpracowników. W latach 1922 – 1936 w okolicach wieży rozlokowało się osiedle domków jednorodzinnych towarzystwa GAGFAH, zaś w 1927 roku wybudowano kościół pw. św. Antoniego. Razem  z wieżą  były  nie tylko landmarkami Gliwic, ale też istotnymi elementami koncepcji miasta-ogrodu, wprowadzanej skrupulatnie w życie przez Schabika. Świadczy o tym rekreacyjna funkcja terenów z dużą ilością zieleni, jak i wybudowane nieopodal korty Gliwickiego Klubu Tenisowego Gelb – Weis (działające jeszcze w okresie powojennym).  
 
Sygnowano Otto Intze z Aachen

Wnętrze wieży robi imponujące wrażenie. Kto nie był, musi mi zaufać. Z drugiej strony, nie jestem wcale wyjątkiem, bo do niedawna można było zabytek zwiedzać bez przeszkód, choć na własne ryzyko. Sama skorzystałam z okazji i zrobiłam sobie prywatne oprowadzanie. Poznałam każdy zakamarek, łącznie z górną kondygnacją. Stres zjadł mnie dopiero wtedy, gdy miałam podejść na samą górę. Dziś żałuję tego żałosnego odwrotu, bo nie zobaczyłam kapitalnej panoramy miasta.

W moich notatkach znalazłam zapis o nowoczesnej technologii zastosowanej przy budowie wieży ciśnień. Zgodnie z przepisami sprzed wieku budowle miejskie musiały mieć charakter monumentalny, świadczący o dobrobycie miasta. Stąd neogotycki wystrój. W środku wieży  – hit technologiczny z początków XX wieku – zbiornik wody o pojemności 3 tysięcy metrów sześciennych, z nitowanych blach stalowych walcowanych o grubości od 6 do 10 milimetrów. To cudo zaprojektował znany niemiecki prof. Otto Intze. Inżynier budownictwa na uniwersytecie w Aachen.  Prekursor  w dziedzinie budowy zbiorników dla wież wodnych, a także wybitny budowniczy tam – w Niemczech i Austrii do dziś funkcjonuje ich ponad 40.

Na czym polegał nowatorski pomysł Intzego? Chodziło  o zastosowanie wypukłego dna zbiornika i stożkowatego zwężenia u podstawy, dla wyeliminowania sił działających na konstrukcję go podpierającą. No i  jak to u dokładnych i zapobiegliwych Niemców bywało – o oszczędności materiałów budowlanych. Zasady Intzego zastosowano  przy  budowie   około 500 wież ciśnień, w Niemczech i innych krajach europejskich. W Polsce zachowała się prawdopodobnie tylko ta z Gliwic.

Gut gemacht

Cud-mechanizm Intzego działał przez 70 lat – do 1984 r. Wieżę wyłączono z eksploatacji w roku 1985 roku – zbiornik  przeciekał i obawiano się katastrofy. Wówczas  właścicielem  wieży były miejskie wodociągi.  Specjaliści wykonali pomiary stalowego płaszcza, stwierdzając, że remont nie wchodzi w grę. Płaszcz należało wymienić. W 1986 roku zlecono ekspertyzę techniczną konstrukcji i inwentaryzację architektoniczno-budowlaną. Wypadły dobrze, wykonano więc  projekt nowego zbiornika, uwzględniający techniczne szczegóły montażu. Zlecono także prace przy elewacji, dachu (przeciekał), zaplanowano również wykorzystanie dwóch żelbetowych wieńców, ściągających budynek.

Czynnik społeczny wpisuje  wieżę do rejestru zabytków

Zleceń nigdy jednak nie wykonano. Zbiornik i budynek zamknięto. I przez dwadzieścia lat nie interesowano się jego stanem. Dopiero dzięki działaniom Bożeny Fedas- Frączek, w grudniu 1998 roku, wieżę wpisano do rejestru zabytków.  Przytoczę uzasadnienie,  gdyż  jest w tej sprawie niezwykle istotne: „(…) wieża  jest cennym przykładem monumentalnej architektury przemysłowej z początków XX wieku, stanowiąc świadectwo rozwoju sztuki budowlanej i inżynierskiej. A poprzez usytuowanie w najwyższym punkcie jest istotnym elementem krajobrazowym sylwety miasta”. Fedas-Frączek uratowała wieżę. Bo gdyby nie została zabytkiem rejestrowym, pewnie dzisiaj niewiele by po niej zostało.

Śledztwo niedokończone 

Najnowsza historia zabytku wciąż się pisze. Zapewniam, że trzyma w napięciu jak dobra powieść kryminalna. Mamy policyjne śledztwo w sprawie pożaru/ podpalenia, tajemnicze spółki i przejęcia, wielkie pieniądze i równie wielkie pomyłki. Są bezradni i bezczynni urzędnicy, bezczelni i bezkarni właściciele, zatroskani miłośnicy  historii, wreszcie politycy koniunkturaliści. Dużo pytań, niewiele odpowiedzi. Dla zobrazowania, jak wiele podmiotów i osób jest w sprawę wieży zamieszanych,  zrobiłam kiedyś odręczny rysunek. Przedstawia schemat powiązań zabytku z instytucjami i firmami odpowiedzialnymi za jego los.

Wieżowy kalejdoskop 

Uporządkowanie faktów związanych z najnowszą historią obiektu zajęło mi wiele godzin żmudnej pracy. Zadałam sobie ten trud, by mieć pewność, że dobrze odrobiłam zadanie. Także dlatego, żeby zdobyć argumenty w dyskusji z urzędnikami i  decydentami. Których los wieży, jak mniemam, obchodzi niewiele.  

- 2004 r. –  do tego roku wieża pozostawała własnością Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji; nie wiadomo, na jakich zasadach sprzedano ją prywatnej firmie, nieznana jest także  data  sprzedaży;

- 2004 – 2006 –   w 2004 roku gliwicka firma Remistal kupiła ją od wodociągów, wieża służyła za skład maszyn budowlanych;

- 2006 r. – zabytek stał się obiektem zainteresowania architekta i fotografa Wojciecha Eksnera. To on zachęcił Tomasza Gudzowatego, słynnego fotografa i właściciela warszawskiej spółki Yours Gallery do kupna zabytku. Po to, by zaczęła w nim działać „Plantacja sztuki”.

- 2006 – 2008 – właścicielem wieży była spółka Yours Gallery (Gudzowaty), ale opiekowali się nią ludzie z „Plantacji sztuki” (partnera spółki). Mieli mnóstwo pomysłów na zagospodarowanie obiektu: restauracja, galerie sztuki, pracownie, artystyczny squot. Zdobyli potrzebne zezwolenia, zamówili też, w pracowni Medusa Group, projekt architektoniczny; imponujący – zachwycali się plantatorzy i media; wstępny koszt renowacji oszacowano na 15 mln zł;

- 2007 r. – stan prawny nie uległ zmianie. Fundacja „Plantacja sztuki” dbała o wieżę (zabezpieczała główne wejście, regularnie porządkowała teren);

- sierpień  2008 r. – pożar  wieży – spłonął  dach. Policja wszczęła  postępowanie. W toku  śledztwa nie potwierdzono wersji o celowym podpaleniu,  więc  w 2009 roku  sprawę umorzono. Gudzowaty wciąż pozostawał właścicielem wieży, ale powoli wycofywał  się z kontaktów z fundacją. Która od nowego zarządu spółki dowiedziała się, że nie jest  zainteresowany inwestycją, ponieważ przestała być rentowna; warto zwrócić uwagę na fakt, że spółka Gudzowatego nie zabezpieczyła należycie wieży po pożarze;         

-  styczeń 2009 r. – spółka Yours Gallery zmieniła zapis w KRS, dodając do niego ustęp o handlu nieruchomościami;  w marcu rozpoczęła rozmowy ze szwajcarską firmą Insel Holding;

-  marzec 2009 r. – Insel Holding kupiła wieżę (kwota transakcji pozostaje nieznana, ale nieoficjalnie mówiło się o 4 mln zł); ustanowiła też spółkę Water Tower, z siedzibą w Gliwicach przy ul. Sobieskiego 20; co zakrawało na żart – to adres wieży, nie ma tam żadnych biur. Rzeczywiste biuro spółki mieściło się w Katowicach, tam pracowała prezeska Water Tower;  dawcą pieniędzy dla spółki był prawdopodobnie szwajcarski Insel Holding;

- maj 2009 r. – prezes zarządu Water Tower Anna Grabowska-Kostka zorganizowała spotkanie z mieszkańcami, na którym opowiadała  o wizji przyszłego obiektu. Gliwiczanie dowiedzieli się, że będą tam: galeria, restauracja i biurowiec pod wynajem powierzchni; 

- maj 2009 r. – Water Tower wystąpiła o nowe pozwolenia budowlane i konserwatorskie; przedstawiła także drugi projekt (ponownie przygotowany przez pracownię Medusa Group); w posiadaniu spółki  były wówczas dwa projekty;

- lipiec 2009 r. – Water Tower zabezpieczyła dach folią, wycięła krzaki i zamontowała zamknięcie drzwi; przedstawiła wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków program działania; nieoficjalnie podawano, że renowacja wieży i nowy biurowiec to dla spółki wydatek ok. 30 mln zł; 

- maj 2011 r. –  po pismach redakcji „Nowin Gliwickich”, apelach gliwiczan i nacisku ze strony miejskiego konserwatora zabytków wojewódzki nadzór konserwatorski zafundował właścicielowi dwie, szybko po sobie następujące, wizje lokalne; zapytaliśmy wówczas Magdalenę Lachowską, wojewódzkiego konserwatora zabytków o to, jak ukarano Water Tower za niedotrzymanie zobowiązań i uporczywe uchylanie się od działań. Usłyszeliśmy: nowy właściciel – nowy kredyt zaufania;

- maj 2011 r. – spółka ponownie starała  się o pozwolenie konserwatorskie, ale z trzecim (sic!) projektem – zakładającym budowę biurowca i renowację zabytku bez lokowania tam jakiejkolwiek działalności; pod publiczkę wycięto trochę krzaków, ale dalej nie prowadzono żadnych prac, choć się do tego zobowiązano. Terminu, wyznaczonego przez WKZ na czerwiec 2011 r., też nie dotrzymano; zapowiadane na grudzień 2012 roku zakończenie inwestycji  było fikcją;

- styczeń 2012 r. – pojawił się nowy szef Water Tower – Zdzisław Policht. Ciekawa persona, zawodowy prezes obstawiający fotele w sześciu spółkach,  m.in. Jupiterze (Warszawa) i Prorybie (Rumia); nigdy nie udało mi się skontaktować z prezesem Polichtem, zazwyczaj docierałam tylko do jego sekretarki;

-  marzec – kwiecień 2012 r. – udało się ustalić dane dotyczące Insel Holdingu; szwajcarskiego podmiotu będącego partnerem skarbu państwa (chodziło o transakcję sprzedaży firmy Neptun, Insel kupił ją za symboliczne 14 tysięcy zł); wyśledzenie spółki było dziecinnie proste – okazała się typowym krzakiem. Posiadała jedynie adres internetowy (bez telefonu, maila i polskiego przedstawicielstwa lub pełnomocnika); a zarejestrowana była na niemiecką prawniczkę;   
 
- maj – grudzień 2012 r. – wokół wieży nic się nie działo, urząd miejski i konserwatorski  były regularnie powiadamiane przez „Nowiny Gliwickie” o sytuacji; słyszeliśmy, że konserwator jest w kontakcie z  prezesem Polichtem i rozmawiają o wieży;

- październik 2012 r. – miasto zmieniło kwalifikację działki (powierzchnia 6 tysięcy metrów kwadratowych);  jej cena automatycznie wzrosła;

- grudzień 2012 r. – zmienił się właściciel wieży; nie wiadomo, w jaki sposób  zbyto nieruchomość z zabytkiem (przez kupno? darowiznę? dzierżawę? rozliczenie?); nowym został Stefan Franaszczyk i Zakład Badawczo-Rozwojowy Mostostal Warszawa;

- grudzień 2012 – luty 2013 – mimo monitów WKZ nadal nikt niczego przy wieży nie zabezpieczył; jednak w styczniu 2013 roku  straciło  ważność pozwolenie konserwatorskie, bez którego nie można rozpocząć żadnych prac;   

- luty 2013 r. – WKZ postawił ultimatum: dopóki Franaszczyk nie zabezpieczy zabytku, nie dostanie pozwolenia;  prowadzący sprawę Adam Szewczyk, historyk z biura  śląskiego konserwatora zabytków, ustalił datę wizji na 7 lutego;  właściciel zignorował  zaproszenie; Szewczyk  wyznaczył drugą – na  22 lutego; 

- 22 lutego 2013 r.  – „Nowiny Gliwickie” zorganizowały akcję obywatelską przy wieży; chcieliśmy pokazać, że wieloletnie zaniedbania zabytku są katastrofalne w skutkach, a taka sytuacja powinna zdopingować  WKZ do radykalniejszych działań; Franaszczyk przed kamerami telewizyjnymi deklarował poprawę: zalecenia wykona. Po czym słowa nie dotrzymał, na dodatek kłamał w raportach sporządzonych dla WKZ; kolejna wizja potwierdziła kłamstwa Franaszczyka;

- marzec 2013 r.  – w sprawę  włączyła się radna sejmiku śląskiego Małgorzata Tkacz-Janik, zorganizowała  grupę obywatelską, wysłano także pismo do wojewody śląskiego Piotra Spyry z prośbą o interwencję i spotkanie;  zabytkiem zainteresował  się Kongres Ochrony Zabytków, chcąc wciągnąć go na trasę turystyczną;  

- kwiecień 2013 r. –  po spotkaniu i dyskusji Magdalena Lachowska i Piotr Spyra zadeklarowali nacisk na właściciela;

- czerwiec 2013 r. – zmienił  się właściciel wieży; Franaszczyk znikł, pojawił się Cyprian Krzysztof Lutoborski, prywatny przedsiębiorca spod Warszawy;

- czerwiec   2013 r. – Magdalena Lachowska wniosła do prokuratury  sprawę przeciwko Franaszczykowi; chciała go pociągnąć do odpowiedzialności za niezabezpieczenie wieży;

- sierpień 2013 r. – prokuratura umorzyła postępowanie. Powód: WKZ powinien był wystąpić jako oskarżyciel publiczny; jednak WKZ nie miał prawnika, który by się tego podjął; sprawa powędrowała na półkę;

- wrzesień 2013 r. – WKZ monitował Lutoborskiego o działania przy wieży, wskazując, jakie prace musi wykonać, żeby uzyskać pozwolenie konserwatorskie (przypominam, że  jego wydanie wstrzymano  w styczniu 2013 r.);

- listopad 2013 r. – Lutoborski słowa dotrzymał –  dach zakrył folią, ogrodził teren, splantował ziemię, zamontował bramę wjazdową i drzwi  wejściowe;      

- luty 2015 r. – co miesiąc przeprowadzam inspekcję wieży, monitoruję też działania WKZ i właściciela – z najnowszych doniesień: na stronie www.kompasinwestycji.pl pojawił się wpis dotyczący zabytku. Nowy pomysł nowego właściciela to dobudowanie  prostopadłościennej bryły z czarną elewacją i nieregularnymi oknami. Na dachu wieży (po renowacji) mieściłby się taras widokowy. Rozpoczęcie prac: drugi kwartał  2015  – zakończenie III kwartał 2016 r.  

- listopad 2016 r. -  przez rok nic się nie wydarzyło, krzaki rosły, dykta w okna rozpadała się, aż w październiku ponownie splantowano teren. Okazuje się, że to pod sprzedaż działki, którą zgłoszono na ogólnopolskiej stronie  zajmującej się handlem nieruchomościami. 

Małgorzata Lichecka                 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj