Czytelnicy, ci zmotoryzowani i piesi, zwracają się do redakcji z pytaniem: po co na początku ulicy Wieczorka/Siemińskiego, od strony skrzyżowania zwanego pajączkiem, pasy. Po co, skoro Siemińskiego jest woonerfem, a strefa zamieszkania, jaką tu wprowadzono, pozwala pieszemu poruszać się całą szerokością jezdni, zaś kierowca, jadący z prędkością nie większą niż 20 kilometrów na godzinę, nie ma prawa go poganiać.    
                                        
Kierowcy twierdzą, że oznakowane przejście w tym miejscu wprowadza w błąd, szczególnie osoby, które Gliwic dobrze nie znają. Bo jeśli w którymś miejscu jezdni pojawiają się pasy, oznaczają: tylko i wyłącznie tu można przejść na drugą stronę ulicy. Niektórzy kierujący, ci niedoinformowani, widząc potem osoby przechodzące „gdzie bądź”, irytują się. 

Jednym słowem: pasy na początku woonerfu wprowadzają w błąd, a każdy błąd na drodze jest niebezpieczny.  

Owszem, zarządca drogi ustawił odpowiednie znaki. Od wjazdu z „pajączka” nie od razu zaczyna się woonerf. Najpierw są informacje, poziome i pionowe, oznajmujące przejście, a zaraz potem znak zapowiadający strefę zamieszkania (zdjęcie). 

Jeżeli kierowca nie zauważy drugiego znaku, bo skupi się wyłącznie na „zebrze”, nie wie, że dalej powinien jechać 20/h i uważać na pieszych, którzy mogą pojawić się wszędzie. Dobrym pomysłem wydaje się więc likwidacja pasów i przesunięcie znaku „strefa”.

Nasi czytelnicy o absurdalną sytuację obwiniają policję i Zarząd Dróg Miejskich w Gliwicach. Poprosiliśmy więc te dwie instytucje o komentarz.

Sierżant sztabowy Krzysztof Pochwatka z biura prasowego komendy miejskiej policji mówi, że sprawa jest funkcjonariuszom znana, bowiem do wydziału ruchu drogowego od jakiegoś czasu wpływają liczne sygnały dotyczące utrudnień na Siemińskiego. Na pytanie, co policja z tymi sygnałami robi, dowiadujemy się, że poinformowała o problemie zarządcę dróg, śląc odpowiednie pismo. 

W ramach dostępu do informacji publicznej, zwróciliśmy się do obydwu instytucji z prośbą o udostępnienie korespondencji. Z ZDM jej nie otrzymaliśmy – rzeczniczka, Jadwiga Stiborska, nie mogła się jej doszukać. Na szczęście większy porządek panuje w wydziale ruchu drogowego KMP, dzięki czemu mamy do owej korespondencji wgląd. 

W piśmie wysłanym do ZDM przez WRD w maju br. czytamy, że policja prosi o rozważenie możliwości likwidacji przejścia dla pieszych na wlocie ulicy Siemińskiego, od strony Jasnogórskiej, oraz przesunięcie znaku D-40 (strefa) w miejsce istniejącego D-6 (przejście). Mundurowi uważają, że to rozwiązanie poprawi bezpieczeństwa pieszych.   

ZDM odpowiedział negatywnie: że nie przewiduje się likwidacji rzeczonego przejścia. I, co ciekawe, również wytłumaczył to… bezpieczeństwem pieszych. 
Otóż, zdaniem ZDM, ruch w obrębie skrzyżowania trzeba skumulować w jednym miejscu, zaś wprowadzenie rozwiązania policji generuje możliwość rozproszenia pieszych. To, jak czytamy, wymusi na kierowcach obserwację otoczenia drogi w szerszym zakresie. 

Ostatnie zdanie wydaje się być kuriozalne. Przecież właśnie o to chodzi, by kierowcy byli ostrożniejsi, a są, jeśli bacznie obserwują otoczenie. Tylko wówczas nie dochodzi do wypadków. Tymczasem ze słów urzędników ZDM można wywnioskować, że baczna obserwacja obniży poziom bezpieczeństwa. Czyli bezpiecznie jest wtedy, gdy kierowca nie skupia się na drodze?

Odpowiedź ZDM dziwi tym bardziej, że zaraz za znakiem D-6 znajduje się kolejny, D-40, a kierowców rozprasza właśnie wielość znaków w bliskiej odległości. 
Wystarczyłoby, jak sugeruje drogówka, zastąpić „przejście” - „strefą”.

Samochody, wjeżdżając w Siemińskiego, zwalniają na łuku drogi. Kierowcy zdążą więc zauważyć jeden znak, strefę zamieszkania, i będą wiedzieć, że od tego momentu poruszać muszą się wolno, a pieszy może być wszędzie. To wydaje się proste i logiczne. Dlaczego ZDM stwarza problemy? 

- Oznakowane przejście powoduje, że ruch pieszych skupia się w jednym miejscu. Wówczas kierowca ma świadomość, gdzie może spodziewać się ich pojawienia – upiera się przy stanowisku ZDM rzecznik Stiborska. I powtarza to, co wiemy już z pisma. - Ponadto – dodaje - przejście znajduje się poza wyznaczonym obszarem strefy zamieszkania. Jest to zabieg celowy, uwzględniający wspomniane uwarunkowania.

Rozumiemy – kierowcy muszą zwolnić, bo jest przejście. Ale gdyby go nie było, też musieliby zwolnić, gdyż to nakazywałby im znak „strefa”. 

Przejście, zdaniem Stiborskiej, powoduje, że kierowca wie, gdzie spodziewać się pieszego. Strefa też to powoduje – kierowca spodziewa się pieszego wszędzie.  

Teraz zaś, czego ZDM jakoś nie może przyjąć do wiadomości, kierowcy zostają wprowadzeni w błąd. Jeśli nie zauważą drugiego znaku (zbyt wiele bodźców działa na nich na tym małym odcinku drogi), po pasach dodają gazu, nie spodziewając się, że na ulicę może wyskoczyć, za piłką, dziecko. 

No cóż, nie pierwszy raz praktyka kierowców mija się z teorią ZDM i jego rzeczniczki. 

(sława)    

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj