Architekci z Trynku zachęcili dzieci do spędzania czasu z książką. Zaczęło się w wakacje. Krótko przed 15.00 pod drzwiami niewielkiego biurowca przy ul. Jasińskiego gromadziła się grupka dzieciaków. Punktualnie o umówionej porze z wnętrz biura wychodziła Joanna Drobczyk i zaczynała czytać. 

Biblioteka z „Bajkami na schodach” wystartowała z początkiem wakacji. Pomysłodawcy pierwotnie zakładali, że spotkania z książką w plenerze zakończą się wraz z powrotem dzieci do szkół. Ale pomysł nadspodziewanie chwycił. 

- Codziennie w południe ustawiał się sznurek młodych ludzi. Przeciętnie z zaproszenia korzystało około 10 dzieci, kilkoro regularnie. Wśród najwierniejszych słuchaczy jest trójka rodzeństwa. Raz, zamiast usiąść od razu na schodach, dzieci zaczęły szukać czegoś pod nimi. Okazało się, że cienia, by schować siatki z zakupami. Nie chciały opuścić spotkania i przyszły wprost ze sklepu, nie zaglądając do domu. Zapał małych czytelników został nagrodzony filmową adaptacją powieści – opowiada Joanna  Drobczyk, która wymyśliła lektury na świeżym powietrzu.

Do odkurzenia baśni Andersena, bajek braci Perrault i innych klasycznych lektur z dzieciństwa zachęciły ją własne, już dorosłe dzieci, i sentyment za czasami, kiedy były jeszcze małe, a ona usypiała je czytaniem do snu. 
- Przypisywały mi dar ożywiania postaci z powieści, taki sam, jaki posiada główny bohater „Atramentowego serca”. Może coś w tym jest, bo opowieść o przygodach zaklinaczy fikcji w moim wykonaniu była przebojem wakacji z książką – żartuje Drobczyk.   

Schody, które służą maluchom za fotele, prowadzą do siedziby biura projektów, a pracownię prowadzi mąż pani Joanny, Rafał, razem ze wspólniczką Anną Jackowicz. Pomysł biblioteki otwartej powstał w ścisłym związku z działalnością firmy. 
- Jesteśmy tutaj dopiero od roku i wciąż czujemy się jak ciało obce. Zajęliśmy na siedzibę zrujnowany budynek dawnej wymiennikowni ciepła. Wcześniej nic się tutaj nie działo. A tu nagle, pośrodku osiedla, ruch, budowa, zamieszanie. Rezerwa sąsiadów jest więc zrozumiała. Przełamaniu lodów służą akcje, z którymi wychodzimy na zewnątrz, do mieszkańców.

Popołudnia z książką nie są bowiem jedynym przykładem, którym małżeństwo Drobczyków udowadnia, że biznes to coś więcej niż zarabianie pieniędzy. Na początek, z okazji Dnia Dziecka, zorganizowano dzień otwarty firmy. Były warsztaty z kreślenia, były cukierki i rozmowy o pracy projektantów. Prezentem dla starszych mieszkańców osiedla są miejsca parkingowe, które biuro udostępnia poza godzinami pracy.

Najświeższy z pomysłów to wędrujące książki. Przy wejściu do firmy umieszczono trzy budki, które przypominają karmniki. Ale zamiast pożywienia dla ptaków leżą w nich książki. Dzieci mogą skorzystać na miejscu, mogą zabrać do domu i oddać po przeczytaniu, mogą też powiększyć księgozbiór o pozycje z własnych półek. 

-  Chodzi o to, by biblioteka żyła. Bliska jest nam idea dzielenia się własnością. Nieważne, czy mowa o książce, czy nieruchomości. Na własnym przykładzie chcemy pokazać, że przedsiębiorcy mają do wykonania misję społeczną. Celem jest przełamanie stereotypu krwiożerczego, samolubnego kapitalisty. Działalność firmy nie musi zamykać się w ścianach biur, ale wpływać, pozytywnie, na otoczenie. Wakacyjne akcje to nie nasze ostatnie słowo w tym temacie  – zapowiada Rafał Drobczyk.

(pik)
            
  

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj