Z Ryszardem Nakoniecznym, adiunktem w Katedrze Teorii Projektowania i Historii Architektury Wydziału Architektury Politechniki Śląskiej, kuratorem XIX Gliwickich Dni Dziedzictwa Kulturowego, rozmawia Małgorzata Lichecka. 
Głównym bohaterem tegorocznej edycji Gliwickich Dni Dziedzictwa Kulturowego, przygotowanych przez Muzeum w Gliwicach 17, 18 i 19 września, będzie modernizm. 

Prześledzimy go w dwóch odsłonach: od modernizmu niemieckiego (1900 – 1939), po modernizm polski (od 1945 do dziś).  

Czy Gliwice były w awangardzie jeśli chodzi o ten kierunek w architekturze i urbanistyce, a może raczej miastem o umiarkowanym eksponowaniu tego stylu?   

Patrząc na całość dziedzictwa modernistycznego należy stwierdzić, że w Gliwicach miały miejsce epizodyczne fakty, będące jednak bardzo istotnym elementem dziedzictwa światowego. Już industrializacja pruska wprowadziła bardzo nowoczesną technologię, umożliwiającą w czasie, kiedy modernizm dochodził do głosu jako nowa doktryna, wykorzystanie technologii w służbie architektury. Ten okres nazywamy premodernizmem. Myślę tu o Pruskiej Królewskiej Odlewni Żeliwa założonej pod koniec XVIII wieku, ciekawym przykładzie funkcjonalnego przyporządkowywania poszczególnym elementom procesu produkcyjnego ich własnych, indywidualnych i odrębnych form architektonicznych w strukturze przestrzennej zakładu, czytelnych dla odbiorcy. W Odlewni produkowano żelazo - istotny składnik budownictwa przemysłowego, mostowego, kolejowego. 

W końcu zaczęto je stosować w obiektach publicznych i mieszkalnych, co jest widoczne do dziś na ulicy Zwycięstwa - gdy przechodzimy wzdłuż tego najważniejszego rozwiązania urbanistycznego XIX wieku, czyli połączenia dworca kolejowego ze starym miastem, dostrzeżemy wykorzystanie odlewów nie tylko gliwickiej, ale i innych górnośląskich hut. 

Myślę modernizm, mówię Dom tekstylny Erwina Weichmanna. Dla mnie, pod względem architektonicznym i estetycznym, bardzo ważny budynek w Gliwicach, światowa ikona, z której powinniśmy być dumni.

Erwin Weichmann zdecydował się otworzyć swój biznes w Gliwicach i powierzył projekt architektowi berlińskiemu Erichowi Mendelsohnowi. Oddano go do użytku 22 stycznia 1922 roku. Ta data jest kluczowa. Nasz dom tekstylny był bowiem w tamtym czasie jednym z nielicznych tak awangardowych obiektów na świecie. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że wyprzedził Bauhaus, ponieważ w 1922 roku ta niemiecka szkoła nie realizowała jeszcze takich budynków. 

Rok później, w 1923 roku, znalazł się on na słynnej wystawie w Weimarze, podsumowującej pierwszy okres Bauhausu i to jako jeden z nielicznych, już wybudowanych. Także w Warszawie w 1926 roku, kiedy zorganizowano wystawę architektury nowoczesnej to właśnie pokazano ten budynek. Tylko nigdzie podczas tych pokazów nie padła nazwa Gleiwitz, wszędzie figurował on jako Seidenhaus Weichmann, Mendelsohn Berlin. Więc niewiele osób zdawało sobie sprawę, że dom jedwabny nie znajduje się w Berlinie. Znak firmowy gliwickiego domu tekstylnego oraz sposób prezentowania konfekcji spotkał się z aplauzem podczas odbywającego się w 1924 roku Oberschlesische Werbe-Woche (Górnośląskiego Tygodnia Promocji). Jednym z elementów tygodnia był konkurs na najlepsze witryny sklepowe, wizerunek firmy, w tym logo. Weichmann otrzymał  pierwszą nagrodę honorową Miasta Gliwice. 

A jak Gliwice w tamtym czasie odnosiły się do awangardowych nurtów - Bauhausu i moderny?

Wiele zależało od samych mieszkańców. Na Śląsku, dzięki Seidenhaus Weichmann, modernizm zaistniał najwcześniej, bo w 1922 roku i nawet Wrocław nie miał wtedy tak awangardowego budynku. Peryferyjne miasto republiki Weimarskiej otrzymało dar z nieba. Można powiedzieć, że był tu pępek świata - Gliwice zaliczano wówczas do najważniejszych miejsc, w których w praktyce, a nie na deskach projektantów, zaistniała nowoczesna architektura. Położenie Gliwic w rejonie przygranicznym determinowało wybór architektury - nie mogła być neutralna, kosmopolityczna, serwująca bardzo oszczędną, ekonomiczną, higieniczną, wygodną funkcję. 

Niemcy chcieli umacniać germańskość i promować tę o rodowodzie narodowym. Stąd też ekspresjonizm, wywodzący się z architektury przetwarzającej gotyk do form nowocześniejszych. Nie jest to więc biały modernizm, a jeśli pojawiają się płaskie dachy to z ceramiką na elewacjach będących ekwiwalentem średniowiecznych zamków teutońskich. I ten modernizm, mniej awangardowy, jest w Gliwicach widoczny, a wszystko dzięki radcy budowlanemu Karlowi Schabikowi. 

No dobrze, początek modernizmu to … industrializacja, ale przecież mamy w mieście wiele przykładów różnych nurtów wchodzących w bardzo pojemną definicję modernizmu.  

Premodernizm w architekturze Gliwic miał preludium wcześniej niż w innych częściach Europy. Tendencja ta rozpoczyna się od pruskiej industrializacji o brytyjskiej proweniencji, przechodząc potem przez trzy kolejne etapy. Wczesny - Art Nouveau,  ekspresjonizm – rozwijany przez Schabika, czy też reedycja stylu około 1800 roku –  reprezentantem tego nurtu jest dworzec kolejowy w Gliwicach. Drugim, dojrzałym, jest Neues Bauen, czyli styl międzynarodowy, zaś trzecim, późnym, już po 1945 roku – socmodernizm. Polscy architekci, którzy przyjechali do Gliwic stworzyli bardzo silne środowisko i znane biura projektów -  słynny Miastoprojekt czy Inwestprojekt. Po wojnie bardzo często i chętnie nawiązywano w realizacjach do modernizmu przedwojennego, lecz nie o orientacji niemieckiej, tylko lwowsko – warszawsko - krakowskiej. Głównym reprezentantem tego właśnie nurtu w Gliwicach będzie Tadeusz Teodorowicz - Todorowski. 

Prestiżowy przedwojenny Haus Oberschlesien spalony doszczętnie przez Rosjan w 1945 roku interesował go jako architektoniczne wyzwanie. Jednak nim nowa władza zleciła odbudowę, chciała wiedzieć czy to się opłaca. Todorowski przygotował drobiazgową inwentaryzację tego gmachu i była to jedna z jego ważniejszych pierwszych prac w Gliwicach. 

Często budynek ówczesnego Centralnego Zarządu Przemysłu Chemicznego, czyli dzisiejszy urząd miejski, uważany jest za przykład socrealizmu. Nic podobnego, obiekt został zaprojektowany jeszcze przed ogłoszeniem tej doktryny (czerwiec 1949 roku) w kwietniu 1948 roku. Taka data widnieje na dokumentach przechowywanych we wrocławskim Muzeum Architektury. TTT nadał budynkowi nie socrealistyczną formę, a tę w tzw. stylu 1937 roku, tworząc melanż awangardy i klasyki. Był to  początek powojennego modernizmu, który przerwany został przez socrealizm. Potem już późny modernizm rozwinął się w Gliwicach w formie wielkich skomasowanych jednostek mieszkaniowych czy biurowych, o brutalistycznej formie. 

Biurowiec Biprohutu, bo o nim mowa. Mijają go tysiące ludzi, ale pewnie garstka wie, że to jedna z ważniejszych powojennych modernistycznych budowli w mieście.     

Niestety, niefortunnie przebudowana. Budynek, zaprojektowany przez Ryszarda Moszanta w 1965 roku, zasługuje na rozpropagowanie. To nie tylko dwa człony widoczne od strony Zwycięstwa i placu przed dworcem, również wewnętrzna struktura w formie mostu na kolumnach oraz hala, dziś pełniąca funkcje handlowe. Ryszard Moszant tą realizacją udowodnił przynależność do awangardy ponieważ zastosował wszystkie elementy późnomodernistycznego stylu rzeźbiarskiego: podpory gmachu są zbliżone do zaprojektowanych przez Oscara Niemeyera w Berlinie. Mamy tu lewitujący dzięki nim korpus biurowy ze ścianą kurtynową. Niestety, żyletki i heksagonalna witryna na dachu zniknęły po modernizacji. Doskonale radził sobie w Gliwicach duet architektoniczny Zygmunt Majerski – Julian Duchowicz, obaj związani z Politechniką Śląską, a dobrym przykładem ich realizacji jest osiedle Stawowa między ulicami Dunikowskiego, Dworcowa, Wrocławska. 

Na szlaku modernistycznym podczas tegorocznej edycji GDDK w ciągu dwóch dni zwiedzimy 35 obiektów - 20 niemieckich i 15 polskich. 

Pierwszy spacer częściowo pokrywać się będzie z trasą oprowadzania zorganizowanego przez grupę Gliwice dla Schabika w 2019 roku. W sobotę, 18 września rozpoczniemy od kamienicy mieszczańskiej z 1904 roku, z motywami dekoracyjnym charakterystycznymi dla Art Nouveau, przy Gorzołki. W sąsiedztwie - także inne ciekawe obiekty, w których ten styl przeplata się z brytyjskim Arts and Crafts Movement rozpropagowanym w Niemczech przez Hermanna Muthesiusa, współzałożyciela Werkbundu. 

Potem przejdziemy na ul. Królowej Bony, gdzie  rozpoznamy ceglany ekspresjonizm dawnego liceum maryjnego, przekształconego dziś na biura i mieszkania. W sąsiedztwie - dawna Miejska Kasa Chorych przy Ziemowita zaprojektowana w 1930 roku przez Petera Birkmanna, współpracownika Schabika. Oczywiście w naszym sobotnim spacerze nie możemy pominąć takich kluczowych obiektów, jak Landes- Frauen Klinik Oskara Goltza przy Wybrzeżu Armii Krajowej (stary budynek onkologii) – to znakomity przykład awangardowego rozwiązania budynku szpitalnego z wykorzystaniem nowoczesnych technologii. Spacer zakończymy na Zatorzu, przed kościołem Chrystusa Króla. Gdyby Dominikus Boehm zrealizował swój projekt o centralnym układzie na elipsie, mielibyśmy tu lepszy niż w Kolonii jego obiekt. W okolicy, przy Czarneckiego, znajdziemy awangardową zabudowę mieszkaniową – galeriowce zaprojektowane przez wrocławskich architektów Hugo Lepizigera i Albrechta Jaegera, z dobrze rozwiązaną przestrzenią publiczną i zielenią. 

Modernizm powojenny to drugi dzień zwiedzania, a na początek, przywołany już w naszej rozmowie, dawny HO. 

Tam, 19 września, zaczynamy spacer. Przejdziemy potem pod Palmiarnię, którą przebudował Andrzej Musialik, a uzupełnili w partii wejściowej Jan Pallado i Aleksander Skupin. Korpus główny podzielony został na segmenty o kształcie trójkątnych graniastosłupów ze ściętym dachem na podobieństwo strukturalizmu Aldo van Eycka, popularnej w całym świecie tendencji w późnym modernizmie. Widać tu również inspiracje spod znaku architektury high-tech, którą propagowali wówczas Renzo Piano i Richard Rogers, po zwycięstwie w 1971 roku w międzynarodowym konkursie na Centre Pompidou w Paryżu. 

Na trasie Biprohut, osiedle Stawowa, kontynuacja osi widokowej Schabika, czyli dzisiejszy kampus Politechniki Śląskiej, a zakończymy na Wydziale Nowych Technologii. Autorzy projektu: profesorowie Jerzy Witeczek i Tomasz Wagner podjęli dialog z sąsiednim ekspresjonistycznym budynkiem dawnego Liceum Josepha von Eichendorffa dodając swój głos w przestrzeni. Ich gmach reprezentuje już nowe wcielenie stylu  meta- , neo- lub trans-modernizm. Tak więc modernizm niemiecki koegzystuje w harmonii z polskim, przenosząc jego pryncypia w przyszłość.  

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj