Gliwiczanie z Lubelskiej w Brzezince (ci, którzy nie byli akurat w pracy), policjanci z wydziału ruchu drogowego gliwickiej komendy oraz przedstawiciel ZDM spotkali się na posesji jednego z mieszkańców. O przybycie poproszono także przedstawicieli redakcji „Nowin Gliwickich”, bowiem problem Lubelskiej poruszaliśmy już na naszych łamach. 
Spotkanie zorganizowali mieszkańcy, by ostatecznie rozwiązać problem, z jakim walczą na swojej ulicy. Zaproszono na nie także zastępcę dyrektora ZDM. Ten nie pojawił się, wysyłając niedecyzyjnego pracownika, który wyjaśnił, że przecież dyrektor nie obiecywał, iż będzie i akurat w tym momencie ma „inne, bardzo ważne, spotkanie”. 

Nie wiemy, jak było naprawdę, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że usłyszeliśmy tradycyjne tłumaczenie urzędników, unikających konfrontacji ze społeczeństwem. Data spotkania była wszak wyznaczona na tyle wcześniej, że każdy mógł wpisać je sobie w terminarz lub poprosić o inny termin. Tymczasem dyrekcja wolała wysłać pracownika, który mógł jedynie przekazać stanowisko zarządu.

Oby nie było takiej tragedii, jak na Bielanach
Spotkanie zbiegło się w czasie z tragedią, do jakiej doszło na warszawskich Bielanach (ojciec, chroniąc dziecko i żonę, został potrącony przez rozpędzony samochód, zginął). Głośno zrobiło się w ogólnopolskich mediach o tym, że tamtejszy zarząd dróg od lat nie słucha mieszkańców, proszących o zapewnienie im bezpieczeństwa na ulicy, na której wszyscy kierowcy przekraczają prędkość.

Podobnie w Brzezince. Od dwóch lat mieszkańcy Lubelskiej proszą gliwicki zarząd dróg o zamontowanie na ich ulicy progów spowalniających. 

Ciężarówki, ciężki sprzęt rolniczy i… bawiące się dzieci
Lubelska to ulica dość wąska, osiedlowa, po obydwu jej stronach stoją domy jednorodzinne. Nie ma chodników czy oznakowanych przejść dla pieszych, bowiem utworzono tu strefę zamieszkania. Mieszkańcy mogą więc chodzić całą szerokością, dzieci bawić się, jeździć na rowerach, grać w piłkę. Samochody są tu zaś intruzami i jeśli w ogóle się pojawią, muszą, zgodnie z przepisami, jechać 20 kilometrów na godzinę, nie więcej. 

Wydawać by się mogło, że osiedlowa ulica jest jedynie dojazdową do posesji. Nie. W godzinach porannego oraz popołudniowego szczytu równym, nowym asfaltem pędzą (tak, to dobre słowo) kierowcy do i z zakładów na terenie strefy ekonomicznej. Lubelską robią sobie po prostu skrót do Kozłowa. Jak się okazuje, nie tylko oni.     

- Do widoków dnia codziennego należą rozpędzone półciężarówki dostawcze oraz samochody klientów baru położonego przy autostradzie w Kozłowie. Wieczorem zaś potężne ciągniki rolnicze i kombajny spieszą do bazy w Łanach Wielkich – mówi pan Krzysztof, jeden z mieszkańców. - Pierwszą ofiarą nieskutecznych rozwiązań drogowych na Lubelskiej był pies sąsiadów, rozjechany przez niewiadomego sprawcę. Drugą… mój syn.

Pan Krzysztof jest ojcem dziecka, o którego wypadku pisaliśmy przed wakacjami. Mikołaja potrącił samochód osobowy, kierowany przez 28-letniego zabrzanina. Mężczyzna przekroczył wtedy prędkość i nie zdążył wyhamować, gdy na jezdni pojawił się siedmiolatek. Gdyby jednak jechał przepisowe 20 km/h, zdążyłby z pewnością.   

- Wskutek potrącenia Mikołaj doznał poważnego urazu głowy, obrażeń wewnętrznych i skomplikowanego złamania nogi. Wciąż znajduje się w szpitalu – mówił nam pod koniec sierpnia ojciec.

Chłopiec wyszedł ze szpitala po dwóch miesiącach, wrócił do szkoły, ale wciąż potrzebuje rehabilitacji. Ten wypadek tylko zdopingował mieszkańców do walki. 

Mieszańcy obalają argumenty ZDM 
Okazuje się, że  kierowcy nie zwracają uwagi na znak „strefa zamieszkania”, a wielu z nich, co potwierdza policja, nie wie, z jaką prędkością można w takiej strefie się poruszać (znak o tym nie informuje). Najlepszym rozwiązaniem wydają się więc progi spowalniające, co potwierdza wydział ruchu drogowego gliwickiej komendy. 

Zarząd dróg progom jednak jest przeciwny, co raz jeszcze, dobitnie, powiedział pracownik ZDM podczas spotkania. Poniżej argumenty. 

Pierwszy: brak możliwości technicznych. Zarząd twierdzi, że ulica nie nadaje się na takie rozwiązanie ze względu na zakręty i odległości. Mundurowi z drogówki argument obalili, wykonując odpowiednie pomiary – wskazali aż siedem lokalizacji, w których spowalniacze można zamontować. 

Argument drugi: hałas. Zarząd twierdzi, że pojazdy wywołują go, uderzając o progi. Jak się jednak okazuje, nie przeszkadza to samym zainteresowanym, czyli mieszkańcom. 

- Wolimy hałas niż wypadki. Zależy nam na bezpieczeństwie – mówił podczas zebrania pan Michał, przekazując przedstawicielowi ZDM petycję z 80 podpisami. 

Poparł go głośno ojciec Mikołaja: - Wciąż słyszę inny hałas: krzyk mojego syna, potrąconego przez pędzącego kierowcę.

Argument trzeci: ekologia, bo zwalniające przed progami i potem przyspieszające auta wydzielają więcej spalin. Argument obalony: gdy na ulicy znajdzie się aż siedem progów, żaden kierowca się nie rozpędzi. Poza tym progi skutecznie zniechęcą do przejazdu Lubelską – w efekcie samochodów będzie tu mniej, a powietrze czystsze. 

Mieszkańców w ich argumentacji popiera gliwicka drogówka – policjanci nie mają wątpliwości, że na ulicy Lubelskiej, będącej strefą zamieszkania, nieposiadającej chodników, progi spowalniające są konieczne. Funkcjonariusze potwierdzili też, że kierowcy przekraczają tu prędkość, co wykazały pomiary. 

ZDM się ustosunkuje
Pracownik ZDM wszystkich zaś wysłuchał, powiedział, że zarząd zdania nie zmienił, ale mieszkańcy mogą złożyć swoją petycję, zaś urzędnicy się do niej „ustosunkują”. 

Oby nie tak, jak do tej pory. Mieszkańcy są zdeterminowani. Skoro pojedyncze osoby pozywają państwo z powodu zatrucia smogiem, oni mogą przecież pozwać ZDM. 

- Poczekamy na państwa odpowiedź na naszą petycję z podpisami 80 osób. Jeśli nic się nie zmieni, rozważymy pozew zbiorowy, bowiem ZDM naraża nasze bezpieczeństwo – mówi pan Michał, który przy okazji przypomniał zarządowi - Jaka jest misja ZDM? Bezpieczeństwo. A wy tego nie wykonujecie. Dlatego sprawa nadaje się do sądu. Nie zostawimy tego.

Ludzie z Lubelskiej są zniesmaczeni stanowiskiem ZDM. Sądzili, że po dwóch latach walki, po wysłanych pismach i odmowach, ktoś z dyrekcji spotka się z nimi. Tymczasem przyjechał pracownik, tylko po ty, by powiedzieć, że nic się nie zmieniło. I ewentualnie zaprosić na spotkanie do siedziby zarządu. To, zdaniem gliwiczan, nie ma jednak sensu. Sens ma rozmowa w ruchliwej strefie zamieszkania. 

Po spotkaniu pojechaliśmy na Płowiecką, gdzie siedzibę ma ZDM. Tam progi spowalniające zamontowano, mimo że ulicą nie odbywa się taki „tranzyt” jak na Lubelskiej, zaś po obu stronach są chodniki (jeden nawet, dodatkowo, oddzielony pasem zieleni).  ZOBACZ GALERIĘ

Do sprawy będziemy wracać. 

Marysia Sławańska
 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj