Dwaj mężczyźni twierdzili, że przyjechali do Gliwic do lasu, na grzyby. Zamiast grzybów mieli jednak narkotyki. A wpadli, bo wcześniej postanowili uszkodzić kilka aut. 

- Słowa uznania należą się mężczyźnie, który zainteresował się dobiegającym nocą z ulicy hałasem i natychmiast zawiadomił policję – nadkomisarz Marek Słomski, rzecznik KMP Gliwice, mówi o świadku, który być może uratował przed dewastacją kolejne zaparkowane przy Styczyńskiego auta. Gliwiczanin wezwał stróżów prawa, gdy wyjrzał przez okno i zauważył, co dzieje się na ulicy. 

A działo się sporo. Dwaj pijani mężczyźni niszczyli samochody, jakie napotkali na trasie swojego przemarszu. Łamali i wykrzywiali wycieraczki, kopali, uderzali w lusterka. W sumie uszkodzili osiem pojazdów marek Mazda, Citroen, Renault, Volkswagen, Kia, Fiat. 

Patrol z „jedynki” szybko zjawił się na miejscu i wandali zatrzymał. Sprawcami okazali się mieszkańcy innych województw. Pierwszy to 40-latek z Wrocławia, a drugi, 35-latek, mieszka w Żarach, w województwie lubelskim. Policjantom powiedzieli, że przyjechali do Gliwic na... grzyby. Nie mieli ich jednak ze sobą. 

Kiedy sprawcy trzeźwieli w policyjnym areszcie i oczekiwali na postawienie zarzutów, śledczy dowiedzieli się, że młodszy z nich wynajmuje mieszkanie na jednym z katowickich osiedli. Przeszukano je. Wtedy na jaw wyszło, że mieszkaniec Żar ma na sumieniu znacznie więcej niż dewastacja aut. Otóż w lokalu znaleziono instalację do uprawy konopi oraz  dwa kilogramy marihuany. 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj