Z Adamem Neumannem, prezydentem Gliwic, rozmawia Andrzej Sługocki      

Zgodnie z projektem, 70 procent zbiornika stanowić będzie zieleń. Nie chcąc tracić walorów krajobrazowych tego terenu, postanowiliśmy wzbogacić go o część przyrodniczą albo rekreacyjną. 
   
Słyszał pan o akcji w mediach społecznościowych: #gdziejestadam? Są tacy, którzy uważają, że ukrywa się pan przed mieszkańcami Gliwic.
Najważniejsza dla mnie jest skuteczna praca dla Gliwic. Skupiam się właśnie na niej, a nie na „gwiazdorzeniu” przed kamerą czy w internecie. Epidemia i wszystko, co z nią związane, od ograniczeń po kłopoty gospodarcze, sprawia, że tej pracy i wyzwań dla samorządu jest naprawdę dużo. Ostatnie miesiące były bardzo trudne dla wszystkich. Negatywne emocje i potrzeba ich odreagowania są więc zupełnie zrozumiałe. Jednak poziom nienawiści i hejtu, widoczny szczególnie w internecie, jest zatrważający i budzi mój głęboki sprzeciw. 

Temat wzbudzający w ostatnim czasie największe emocje w naszym mieście to Wilcze Doły na os. Sikornik i plany wybudowania tam ogromnego zbiornika retencyjnego.  
Ten obiekt jest elementem całościowego planu – zabezpieczenia miasta przed powodziami, a inwestycja jest wpisana do ogólnopolskiego programu przeciwdziałania skutkom zmian klimatu. Jesteśmy kontrolowani z przebiegu jej wykonania. Emocje? Procedura uzyskania pozwolenia na budowę wraz ze wszelkimi koniecznymi decyzjami środowiskowymi i związanymi z prawem wodnym to nie kwestia miesięcy, ale lat. Głosy niezadowolenia pojawiły się dopiero niedawno. Protesty, jak przy każdej dużej inwestycji, są, niestety, dodatkowo podsycane zmanipulowanymi i nieprawdziwymi informacjami.

Ostatnie lata charakteryzują się wysokimi temperaturami i niskimi stanami wód. W Polsce częściej mówi się o suszach, niż o powodziach. 
Coraz częściej zagrażają nam nieprzewidywalne zjawiska pogodowe. Po tygodniach czy miesiącach suszy występują burze z bardzo gwałtownymi opadami, jak chociażby latem tego roku. Gliwice zawsze były narażone na powodzie. To, co dzieje się w ostatnich latach z klimatem, sprawia, że wybudowane jeszcze przed wojną rozwiązania przestają wystarczać. Dotyczy to chociażby rejonu Sikornika i Wójtowej Wsi. Wody dwóch potoków, Wójtowianki i Ostropki, kumulują się w okolicy teatru i podziemnym kolektorem spływają do Kłodnicy. Jego wylot jest w okolicy kościoła św. Barbary. Kiedy poziom rzeki się podnosi, wylot kanału znajduje się poniżej poziomu Kłodnicy i staje niewydolny, co prowadzi do zalewania szpitala wielospecjalistycznego i okolicznych budynków. Stąd konieczność wybudowania zbiorników retencyjnych na Wilczych Dołach i przy ul. Słowackiego. W razie gwałtownych opadów mają one zatrzymywać nadmiar wody i zapobiegać powodziom.

Czy obiekt o wielkości 11 boisk piłkarskich nie jest zbyt duży?
Jego wielkość została wyliczona przez fachowców, później projekt sprawdziła  niezależna firma w ramach koreferatu. Projektowanie takich zbiorników odbywa się na podstawie pewnych przyjętych założeń, m.in. prawdopodobieństwa wystąpienia deszczu w określonym czasie i intensywności. Wykazały one, że obiekt o wielkości ok. 130 tysięcy metrów sześciennych jest zabezpieczeniem przed powodziami na kilkadziesiąt lat. Trzeba też pamiętać, że teren w sąsiedztwie Wilczych Dołów jest bardzo rozwojowy. W planach zagospodarowania przestrzennego są tam grunty przeznaczone pod budownictwo mieszkaniowe, a nieco dalej – pod inwestycje. Przybywać będzie więc powierzchni szczelnych: dachów, parkingów, dróg. Ilość odprowadzanej wody zwiększy się.

Pojawiają się głosy, że tym zbiornikiem miasto zabezpiecza interesy biznesu, a nie mieszkańców.
Wydając pozwolenia na budowę, zobowiązujemy inwestorów do wykonania odpowiedniej retencji na swoich nieruchomościach. Przy tak nieprzewidywalnych zjawiskach pogodowych jest to jednak niewystarczające zabezpieczenie i stąd potrzeba budowy zbiornika.

Strona społeczna, ustami swojego eksperta, prof. Beniamina Więzika, przekonuje, że ta jego wielkość jest przeszacowana. Jej zdaniem, pojawiły się błędy w obliczeniach.
Problem w tym, że profesor Więzik nie przedstawił wyliczeń potwierdzających ten zarzut. Wskazał dwie inne metody, którymi należałoby przeliczyć wielkość zbiornika. Jeśliby wziąć je pod uwagę, powinien on być jeszcze większy!

Rok temu gliwiccy radni podjęli uchwałę akceptującą plan adaptacji do zmian klimatu dla Gliwic. Zakładano wówczas, że zbiornik retencyjny będzie miał niespełna 80 tys. metrów sześciennych. Teraz pojawiła się wielkość 130 tysięcy. 
Skąd ta różnica?
Gliwiccy radni w ostatnich latach podjęli wiele uchwał akceptujących budowę zbiornika. Znalazła się wśród nich również ta zatwierdzająca plany adaptacji do zmian klimatu. Plany te, dla poszczególnych polskich miast, tworzone były centralnie przez firmę wybraną przez Ministerstwo Środowiska. Znalazł się tam szacunek wielkości zbiornika. Przyznaję, że przed podjęciem uchwały przez radnych nie zwróciliśmy na to uwagi, chociaż już od 2017 r. mieliśmy projekt, który zakładał budowę większego zbiornika. Takie dokumenty strategiczne wyznaczają kierunki działań i nie powinny zawierać konkretnych parametrów, więc nie powinna się w nim znaleźć ta liczba.

Mówi się, że na Wilczych Dołach powstanie betonowy kolos, tylko od czasu do czasu wypełniający się wodą. 
Elementy betonowe stanowić będą tylko 1,3 proc. zbiornika. Zgodnie z projektem, ponad 70 procent jego powierzchni będzie zielona. Nie chcąc tracić walorów krajobrazowych tego terenu, postanowiliśmy wzbogacić go o zagospodarowanie przyrodnicze albo rekreacyjne. Oba warianty prezentujemy mieszkańcom w konsultacjach społecznych i poprosimy ich, aby w ankiecie internetowej, na stronie konsultacje.gliwice.eu, wybrali jedną z koncepcji. Przygotowaliśmy szeroką kampanię informacyjną. Chcemy, aby zbiornik na Wilczych Dołach był przyjazną przestrzenią, wyspą zieleni z rozmaitymi atrakcjami: ścieżkami rowerowo-spacerowymi, miejscami piknikowymi, łąkami kwietnymi. 
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj