"Nie chcemy hali, chcemy dobrze zarządzanych szpitali" - to jedno z haseł marszu w obronie zawieszonego oddziału chirurgii dzieci gliwickiego szpitala miejskiego. 29 czerwca ulicami miasta przeszło ponad sto osób, przeważnie mam z dziećmi, beneficjentów decyzji prezesa Mariana Jarosza.
- Jesteśmy wkurzone, że lekceważy się małych pacjentów, odsyłając nas do innych placówek. Martwi nas także brak reakcji miasta. Czyżby nie zależało im na zdrowiu mieszkańców – mówi pani Marta, która przyszła na marsz z malutkim dzieckiem.

Oddział z ponad 40-letnią tradycją, zatrudniający oddanych i profesjonalnych lekarzy, zawieszono w grudniu 2016 r. Była to decyzja  prezesa ówczesnego Gliwickiego Centrum Medycznego, a stało się tak dlatego, że lekarze, zniechęceni złą polityką zarządu szpitala i ustawicznym łamaniem prawa pracy, złożyli wypowiedzenia. Prezes Jarosz nie widział problemu, wiedząc, że „znajdą się inni”. Ale tak się stało, więc oddział nie wznowi pracy, a miasto zostało bez opieki chirurgicznej dla najmłodszych.

W kwietniu 2017 roku Beata Kaniowska, po swoich doświadczeniach ze zranionym synem, przygotowała petycję do władz miasta, apelując o przywrócenie oddziału. Podpisy zbierano do końca czerwca, można to było zrobić także w czasie marszu. Organizatorki, Martyna Gorlin Wasyłenko i Beata Kaniowska, wierzą w ruch obywatelskiego nieposłuszeństwa i twierdzą, że  akcje takie jak „Marsz dla chirurgii dzieci” są ważnym sygnałem dla władz miasta i szpitala.

 Uczestnicy marszu przeszli ulicami śródmieścia pod urząd miejski -tam organizatorki chciały przekazać petycję urzędnikom, ale nikt się nie pojawił. Złożyły ją więc w biurze podawczym. - Jestem zadowolona, że gliwiczanie zdecydowali się z nami pójść. Nie było nas aż tak dużo, na co liczyłam, ale każda osoba więcej to już krok do przodu. Mam nadzieję, że władze miasta, które są głuche na głos obywateli, opamiętają się. Jeśli będzie trzeba pójdziemy znowu. Takie inicjatywy społeczne są bardzo ważne. Dziś część gliwiczan pokazała, że chce walczyć o godną opiekę zdrowotną i myślę, że będzie nas więcej. Jestem pewna, że osoby, które podpisały petycję wcześniej były z nami duchem na marszu, lecz po prostu z różnych przyczyn nie mogły się zjawić. Bardzo przykry jest stosunek władz do mieszkańców Gliwic. Nie ma między nami żadnego dialogu, a tylko w ten sposób dojdziemy do porozumienia – tak podsumowała marsz Gorlin - Wasyłenko. Beata Kaniowska dodała, że liczy się to, że złożono petycję i otwarcie mówi się o problemie gliwickiej służby zdrowia.

Małgorzata Lichecka

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj