Miasto Gerarda Drozda, gliwickiego kompozytora, którego utwory grają gitarzyści z całego świata

Zameczek Piastowski. Niewiele miast na świecie wchodzi do świata muzyki. Gliwice mają to szczęście. Drozd w swoim „Concierto de Gliwice” zamknął w dźwiękach rodzinne miasto. Kompozycja na pewno jest rodzajem hołdu – dla miejsc i ludzi. Jednym z takich miejsc jest Zameczek Piastowski, który Drozd mija czasem kilka razy dziennie.
Muzyka to dla niego cały świat. A świat zachwyca się jego kompozycjami. Prezentowanymi w najróżniejszych wykonaniach, w prestiżowych salach koncertowych sześciu kontynentów. Gliwice są jego domem, miejscem, w którym tworzy. I z którego jest niezmiernie dumny. Komponuje nieustannie. Siedząc nad filiżanką kawy w rozedrganej atmosferze gliwickiej kawiarni, spacerując niespiesznie parkiem czy w ciszy własnego mieszkania. 
więcej

Bronisław Wołkowicz: słynny judoka i jego Gliwice

Ulica Pszczyńska. Tutaj dorastał. – Twarda szkoła życia. Małe mieszkanie, toaleta na zewnątrz – wraca pamięcią. – Z sentymentem jednak wspominam tamten czas. Z kolegami uganialiśmy się za piłką albo skakaliśmy po garażach. Pamiętam też wyprawy na cegielnię, pływanie, wędkowanie. Z Pszczyńskiej miałem blisko na treningi na OSiR.
O klasie gliwickiego judoki świadczą jego sportowe osiągnięcia. Medali i pucharów ma bez liku. Dość wspomnieć, że zdobył aż 16 krążków mistrzostw Polski, w tym pięć złotych. Wygrywał zawody Pucharu Świata, dwukrotnie był akademickim wicemistrzem globu. Wystąpił na najważniejszej imprezie dla każdego sportowca – igrzyskach olimpijskich. Obecnie szkoli swoich następców i także na tym polu ma liczne sukcesy.
więcej

Był najmłodszym kandydatem na prezydenta miasta. Kajetan Gornig oprowadza nas po swoich Gliwicach

Osiedle Sikornik. – Moje dzieciństwo i młodość, cudowne wspomnienia. Zabawy na tzw. Wilczych Dołach, kopanie piłki na trawnikach albo... wyścig pokoju. Ścigaliśmy się pomiędzy blokami przy ul. Mewy i Bekasa. Z przykrością  muszę przyznać, że koledzy byli lepsi, ale na usprawiedliwienie dodam: jeździli na rowerach, a ja na dziadkowej hulajnodze, pamiętającej jeszcze czasy wojenne. (śmiech)
Ślązak i gliwiczanin z dziada pradziada, filozof z wykształcenia, menadżer ochrony zdrowia w jednym ze szpitali naszego regionu, wieloletni samorządowiec, społecznik i... strażak ochotnik. Mówi o sobie, że jest kontaktowy i otwarty na ludzi. – Nie potrafię usiedzieć na miejscu. Lubię poznawać nowe – zapewnia.
więcej

Marek Widuch - człowiek gliwickiej lewicy

Młodzieżowy Dom Kultury przy ul. Rybnickiej. Dziś to siedziba Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Przez dziesięciolecia willa była miejscem Stacji Młodego Technika, przekształconej później w Młodzieżowy Dom Kultury. To tutaj mały Marek dojeżdżał na zajęcia z malarstwa. – Powiem nieskromnie, że miałem talent. (śmiech) Do dziś mam schowanych kilka prac oraz farby i pędzle. Pewnie wrócę kiedyś do malowania. Cieszę się, że mój syn odziedziczył po mnie te umiejętności. Ma bardzo dobrą kreskę.
Zodiakalny Bliźniak. Komunikatywny, lubiący ludzi. W młodości lekkoatleta, niespełniony malarz. Na przełomie wieku jeden z najmłodszych rajców w gliwickiej radzie miasta, a potem najmłodszy poseł czwartej kadencji sejmu. O sobie mówi, że jest człowiekiem lewicy.
więcej