Rzeźby się lepią. I błyszczą. A nie powinny. To, że się lepią można sprawdzić dotykając figur, błyszczenie widać z daleka.

Na skwerze stoją już od 51 lat. Są ważnym i cennym elementem miejskiej przestrzeni, świadkiem wielu istotnych wydarzeń, a wyszły spod ręki znakomitego i cenionego rzeźbiarza prof. Stanisława Słodowego, wykładowcy wydziału architektury Politechniki Śląskiej. Człowieka, który dbał o rzetelność artystycznej wypowiedzi. Jego kamienne rzeźby były więc naturalne, a ich starzenie się, jak mówił profesor, było częścią artystycznego zamierzenia. Podkreśla to także Wojciech Słodowy, syn artysty, wykładowca wydziału architektury Politechniki Śląskiej.

Podarunek dla miasta 

Jest rok 1971. Od debiutu Słodowego minęło dziesięć lat, był już po znaczącej wystawie we Francji, ale dopiero teraz organizuje w Gliwicach pierwszą wystawę plenerową. Wcześniej, z powodzeniem, wystawiał w Katowicach, Chorzowie, Bielsku-Białej, Bytomiu. Ale to gliwicka wystawa w pełni oddaje charakter jego twórczości: lapidarność formy oraz tworzenie czytelnych i sugestywnych znaków przedmiotowych, połączonych z dużą wrażliwością w posługiwaniu się bryłą. Tak określił ją Alfred Ligocki, znany i ceniony krytyk sztuki.
„Macierzyństwo” zamówiło ówczesne Towarzystwo Przyjaciół Gliwic, miało być podarunkiem dla miasta. To cykl składający się z dwóch rzeźb. Słodowy planował też trzecią, i kiedy rozmawiałam o tym z profesorem w 2006 roku, przyznał, że w jego pracowni wciąż spoczywa nietknięty kamień pińczowski. Miało z niego powstać ”Narzeczeństwo”. Ale stan wojenny dość brutalnie przerwał prace, a później nikt już o tę rzeźbę nie dopytywał. „Macierzyństwo” przyniosło mu nagrodę wydziału kultury i sztuki gliwickiego urzędu oraz Towarzystwa Przyjaciół Gliwic.

Recydywa z farbowaniem 

Trudno uchwycić moment, w którym rzeźby zmieniły wygląd. Błyszczą się … od marca 2022 r., bo wtedy pojawiły się pierwsze głosy o tym, że coś z „Macierzyństwem” nie tak. Być może jednak błyszczały już wcześniej, w 2015 roku, tuż po renowacji. Wtedy to jakoś umknęło. Także profesorowi, który wówczas jeszcze żył, ale przestał pracować i zaprzestawał wychodzenia z domu – był już po operacji i bardzo źle się czuł. Nie mógł więc sprawdzić czy przypadkiem ktoś rzeźb nie odnawia, nie odczyszcza, nie zmienia, choć w przypadku tego twórcy byłoby to uzasadnione, bo już raz jego „Macierzyństwo” wylądowało w składzie na obrzeżach miasta. Było to bodaj 15 lat temu – rzeźby ulokowano tam pod pretekstem renowacji, której faktycznie dokonano … malując je farbą. Słodowy na własną rękę rzeźb poszukiwał i za własne pieniądze czyścił z farby. Na szczęście wtedy je uratował. W 2015 roku już nie mógł, bo tak jak za pierwszym razem nic o takich działaniach nie wiedział.

Nie sensacja, zwykłe mycie 

Błyszczenie „Macierzyństwa” dostrzegli mieszkańcy. Dopiero niedawno. Pewnie przyczyniło się do tego czyszczenie rzeźb – zostały „umyte” przez pracowników MZUK. W sprawie interweniowała radna miejska Katarzyna Kuczyńska-Budka przygotowując interpelację, w której wystąpiła o pilne usunięcie farby z pomników i wskazanie jakie zostaną wyciągnięte konsekwencje w stosunku do osoby, która podjęła decyzje o pomalowaniu rzeźb. - Wbrew „sensacyjnym” doniesieniom jednej z gliwickich radnych informuję, że rzeźby nie zostały pomalowane farbą. A w każdym razie nie zostały pomalowane farbą w ostatnim czasie. W marcu tego roku pracownicy MZUK wykonali prace w zakresie oczyszczenia rzeźb z porostów glonów, kurzu i zabrudzeń myjką ciśnieniową, przywracając pierwotny wygląd. Czyszczenie wykonano bez użycia detergentów – wyjaśnia w oświadczeniu rzecznik prezydenta Łukasz Oryszczak. Dodaje, że ostatnie prace renowacyjne przeprowadzono jesienią 2015 roku na zlecenie MZUK, a robiła to pracownia „Detal” Joanny Jasek. Właścicielka jest dyplomowanym konserwatorem, i specjalizuje się w renowacji rzeźby kamiennej i drewnianej. Za tę usługę MZUK zapłacił 16,5 tys. zł.
W ramach prac w 2015 r. wykonano m.in. „zabezpieczenie powierzchni kamienia przed ponownym zabrudzeniem impregnatem Funcosil SL firmy Remmets” oraz „scalenie kolorystyczne starych i nowych uzupełnień z naturalnym kolorem kamienia przy pomocy bezbarwnej farby Siliconharzfarbe LA firmy Remmers podbarwionej pigmentami w proszku: umbrą naturalną, umbrą zielonkawą, bielą tytanową, ugrem jasnym i szarością skalną” . – Pozostawiam do oceny, czy powyższy opis można interpretować jako „pomalowanie farbą”, w każdym razie zostało to zrobione ponad 6 lat temu przez specjalistkę w zakresie konserwacji – dodaje Oryszczak.

Czyszczenie spowodowało, że poprzednia konserwacja stała się aż nadto widoczna. Pewne jest to, że farba, czy to, czym pociągnięto rzeźby lepi się, a według autorskiego założenia „Macierzyństwo” miało być matowe – dla takiego efektu Słodowy użył w 1971 roku kamienia pińczowskiego. Co więcej, z bliska widać niestaranność łatania ubytków. Pojawiają się też kolejne pytania m.in. o to, kto odbierał i zaakceptował ostatecznie prace konserwatorskie przy rzeźbach z 2015 roku? Czy ten sposób konserwacji konsultowano ze Stanisławem Słodowym? Czy w 2022 roku pytano spadkobierców Słodowego jak wyczyścić rzeźby?

Świecidełek nie cierpiał 

Rzeźby oglądaliśmy razem z Wojciechem Słodowym. Był na spotkaniu z urzędnikami i w MZUK. Chciał się dowiedzieć, jak rozwiązać problem i pozbyć się farby. - Widzi pani? To lakier, a wrażliwość mojego taty to maty. Blasków i ściecidełek nie cierpiał, to nie jego opcja. Te prace mają swoją fakturę - to forma organiczna, zamierzenie autora. Znam je bardzo dobrze – Słodowy ogląda rzeźby bardzo dokładnie i nie kryje, że coś poszło z renowacją nie tak. - Dla taty i dla mnie te rzeźby, oprócz wymowy artystycznej, mają emocjonalne znaczenie. Kobieta brzemienna to moja mama, druga rzeźba „Macierzyństwo” przedstawia także moją mamę, ze mną na rękach, obok stoi dziewczynka z psem – to moja siostra Viola, która zmarła 3 lata przed moimi urodzinami, i nasz pies Czumir – dodaje.

Pytam, co dalej z rzeźbami. - Sposób konserwacji zostanie teraz zweryfikowany przez biegłego. Prosiłem o to urzędników i liczę, że się do tej prośby przychylą – mówi Słodowy, który spotkał się także z dyrekcją MZUK. - Rozmowa była prowadzona w dobrej atmosferze. MZUK przekazał informacje o dotychczasowych pracach. Omówiono również w jaki sposób zadbać o rzeźby. Zarówno pan Wojciech Słodowy, jak MZUK (i szerzej miasto) są zgodni, że rzeźby „Macierzyństwo” są ważnym elementem przestrzeni Gliwic i należy się im odpowiednia troska – dodaje Oryszczak.

Małgorzata Lichecka
 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj