Nie chciały siedzieć w domach, gdy z powodu epidemii zamknięto gabinety stomatologiczne. Przecież nie po to kończyły medycynę, by z boku przyglądać się walce. Napisały więc maile do szpitali, że są gotowe, by pomóc. Pierwszy zareagował Knurów. 
25-letnia Aleksandra Kasprzak pochodzi z Lublina, a jej koleżanka ze studiów, Kinga Haponik-Masarczyk, to knurowianka, od dwóch lat mieszkająca w Gliwicach. Obie ukończyły kierunek lekarsko-dentystyczny na Śląskim Uniwersytecie Medycznym.

Dla Kingi wybór zawodu był w zasadzie oczywistością: córka stomatologów prowadzących w Knurowie gabinety chciała zostać lekarką dentystką. Miała zaledwie sześć lat, gdy powiedziała sobie: „będę stomatologiem”. Konsekwentnie dążyła, by cel osiągnąć. 

– Jako mała dziewczynka sporo czasu spędzałam w przychodniach i gabinetach, w których przyjmowali mama i tata. Lubiłam obserwować rodziców w trakcie pracy. Fascynowała mnie radość, jaką przynosiła im pomoc pacjentom. Imponowało mi to wtedy i imponuje do dziś. Rodzice są wspaniałymi lekarzami! Cieszę się, że mam od kogo brać przykład i do kogo zwrócić o radę w kwestiach zawodowych – opowiada Haponik-Masarczyk. – Mój mąż natomiast, na szczęście, podąża zupełnie inną drogą. Zajmuje się pracą naukową w dziedzinie sztucznej inteligencji, obecnie pracuje nad doktoratem.

Aleksandra lekarskich tradycji w rodzinie nie ma, a jej poznany na studiach partner nagle zmienił plany i przeniósł się na Politechnikę Śląską. Ale ona postanowiła pójść w kierunku medycznym. 

– Rodzice zawsze wspierali mnie w tym wyborze. Mama jest nauczycielką chemii, więc potrafiła też pod pewnymi względami pomóc.

Kasprzak powołanie poczuła wprawdzie trochę później, niż jej koleżanka, bo „dopiero” w gimnazjum, a wybór stomatologii nazywa czystym przypadkiem, jednak zapewnia: chce leczyć, zaś sens medycyny widzi w pomocy drugiemu człowiekowi. Niedawno odkryła u siebie predyspozycje do pracy z dziećmi, więc we wrześniu, już po zakończeniu stażu, planuje rozpocząć specjalizację z pedodoncji.

– W zawodzie lekarza dentysty pojawiają się różne wyzwania i trzeba im sprostać. To pasjonujące – mówi z kolei Haponik-Masarczyk. – Cieszy mnie fakt, że mogę poprawić jakość życia pacjentów. Wspaniale jest widzieć, jak opuszczają gabinet z uśmiechem. Wie pani, co jeszcze jest fantastyczne? Nigdy nie możemy uznać, że wiemy już wszystko. Ten charakter pracy wymaga ciągłego szkolenia i podnoszenia kwalifikacji.

Skoro o nauce mowa – medycyna jest niezwykle wymagająca, o czym obie stażystki nie raz boleśnie się przekonały. Kasprzak okres studiów wspomina jako bardzo trudny. Łączyła je z pracą, więc niewiele czasu pozostawało jej na inne aktywności czy pasje, jak ukochana archeologia.

– Najtrudniejsze były pierwsze lata, wtedy faktycznie niewiele spałam. Zapewne sporo osób słyszało o skandalu na ŚUM (oskarżenia o mobbing, przedmiotowe traktowanie studentów, molestowanie – red.). Przytaczane historie można uznać także za moje wspomnienia... Ale muszę też powiedzieć o wielu cudownych asystentach, chociażby z katedry pedodoncji, chirurgii stomatologicznej, periodontologii. Miałam również szczęście trafić do grupy ze wspaniałymi ludźmi – wspieraliśmy się nawzajem, co naprawdę ma ogromne znaczenie przy takim poziomie stałego stresu i zmęczenia. 

– Studia medyczne mają swoje plusy i minusy – potwierdza Haponik-Masarczyk. – Już na ich początku student rzucany jest na głęboką wodę. Do przyswojenia ma ogrom materiału, nauczyciele akademiccy są bardzo wymagający, zajęcia trwają często od rana do późnych godzin wieczornych, zaś po powrocie do domu czeka nauka do kilku zaliczeń i kolokwiów, i to już na następny dzień.

To chyba właśnie wymagające studia nauczyły młode lekarki pracowitości, z której zasłynęły w knurowskim szpitalu. Opinii, jakie krążą o nich w placówce, można tylko pogratulować: chętne do pracy i pomocy, zorganizowane, poważnie traktujące swój zawód oraz etos lekarza, pełne empatii, a przy tym sympatyczne i skromne. 

– Obie lubimy pomagać – zapewnia Kasprzak. – W dobie epidemii nie usiedziałabym w miejscu, wiedząc, że posiadam umiejętności tak bardzo teraz potrzebne.

Gdy z powodu koronawirusa gabinety stomatologiczne musiały ograniczyć działalność i przeorganizować pracę, okazało się, że dentyści mają więcej wolnego czasu. 

– Źle czułam się z myślą, że mając wykształcenie medyczne i tytuł lekarza, nic nie mogę zrobić, by pomóc w walce z pandemią. Media informowały o stale pogarszającej się sytuacji na świecie, potem w Polsce, zaczynało brakować personelu w szpitalach i DPS-ach – mówi Haponik-Masaryczk. Razem ze swoją koleżanką stwierdziła więc, że może, jako wolontariuszka, pomóc w jakimś szpitalu. Młode dentystki wysłały maile do okolicznych placówek, napisały, że jeśli będzie potrzeba, są do dyspozycji. Pierwszy odezwał się szpital w Knurowie i tam też trafiły.

Szybko wysłano je na pierwszą linię frontu, choć wcale tego nie czuły. Owszem, strach był, przecież nikt nie wiedział, co przyniesie kolejny dzień pandemii. Niemądrze byłoby lekceważyć zagrożenie. Szpital zapewnił im jednak wszystkie niezbędne środki ochrony, a obawy z czasem zniknęły.

Na początku lekarki skierowano do pomocy pielęgniarkom z oddziału chorób wewnętrznych. Mierzyły chorym ciśnienie, podawały leki, pobierały krew i zaprowadzały na badania. Potem – na izbę przyjęć oraz do specjalnego namiotu przed szpitalem, w którym przeprowadzały wywiady pod kątem zakażenia i mierzyły temperaturę. Gdy zaś przy szpitalu powstał punkt poboru wymazów drive-thru, trafiły do niego. Jako dentystki miały odpowiednie umiejętności do pobierania wymazów z jamy ustnej.

Z pracy wolontariuszek zadowolony jest prezes knurowskiej placówki: – Jako lekarz decyzję obu pań doktor o pomocy wolontariackiej dla naszego szpitala odbieram bardzo pozytywnie. Ich postawa to doskonały przykład postępowania zgodnego z najwyższymi standardami etyki lekarskiej. Z kolei jako dydaktyk, kształcący przyszłe pokolenia lekarzy, uważam, że ta postawa zasługuje na najwyższe uznanie i powinna być przykładem dla wszystkich młodych ludzi, którzy wkrótce będą adeptami w tym zawodzie – mówi dr n. med. Michał Ekkert.

Jego opinię, także o najwyższym uznaniu, podzielają inni – nawet na szczeblach najwyższych. W czwartek, 9 lipca, lekarki zostały wyróżnione przez ministra zdrowia odznakami „Za zasługi dla ochrony zdrowia”. Wręczył je poseł Jarosław Gonciarz z PiS. 

– Jako parlamentarzysta reprezentujący okręg wyborczy powiatu gliwickiego, w tym Knurowa, jestem zobowiązany, by doceniać między innymi bezinteresowną pracę, pomoc i zaangażowanie mieszkańców. A nie ma chyba lepszego przykładu czy wzoru wypełniania przysięgi Hipokratesa jak ten, którym wykazały się lekarki Kinga Haponik-Masarczyk oraz Aleksandra Kasprzak. Właśnie dzięki takim ludziom i tak przyjętym postawom jesteśmy jako społeczeństwo bogatsi o dobre przykłady i wzorce do naśladowania, szczególnie w najtrudniejszych chwilach, jak okres epidemii koronawirusa. Zważywszy na te aspekty, poczułem się w obowiązku do zainicjowania przyznania odznaczenia,, Za zasługi dla ochrony zdrowia”. Cieszę się, że minister, po zapoznaniu się z moim wnioskiem, podzielił argumentację i przyznał tak zaszczytne wyróżnienie – komentuje poseł. 

Wolontariuszki są odznaczeniem miło zaskoczone, a z powodu szumu medialnego, jaki teraz wokół nich powstał, wydają się nieco zdezorientowane. 

– Nie spodziewałam się, że w ten sposób zostanie doceniona nasza praca. Jeśli chodzi o szum medialny, to już wcześniej, ku naszemu zaskoczeniu, zrobiło się o nas głośno. Na początku trudno było się w tym wszystkim odnaleźć, teraz traktujemy to jako ciekawą przygodę – mówi Haponik-Masarczyk. A Kasprzak dodaje: – Byłyśmy w ogromnym szoku, gdy dowiedziałyśmy się o odznaczeniu. Jest to naprawdę miłe wyróżnienie.

Nam zaś pozostaje lekarkom pogratulować i, w imieniu pacjentów knurowskiego szpitala, podziękować – za odwagę i poświęcenie w czasie epidemii. 

Marysia Sławańska

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj