Na handlujących przy ul. Toruńskiej, Żwirki i Wigury oraz Pod Murami spadła nowa opłata – targowa. Kupcy biją na alarm: „miasto puści nas z torbami”. Urzędnicy nie zamierzają jednak odpuścić.
Pani Karina handluje hurtowo produktami spożywczymi. Magazyn otwiera nocą, zamyka rano. Odbiorcami są inni przedsiębiorcy – sklepy, restauracje, bary. - Nie sprzedaję w detalu, podobnie jak wszyscy tutaj. Jednak mamy płacić jak straganiarze – żali się współwłaścicielka hurtowni.

Od marca handlowcom przy ul. Toruńskiej do opłat za najem, media, wynagrodzeń, ochrony doszła kolejna – targowa. To rodzaj podatku, którą miasto może pobierać za dokonywanie sprzedaży niezależnie od tego, czyją własnością jest targowisko. Tak jak w przypadku terenu giełdy towarowej przy Toruńskiej, który w częściach należy do firmy Stary Hangar, Aeroklubu Gliwice oraz osoby fizycznej.

- Płacimy więc podwójnie, wynajmującemu i miastu. Tyle, że opłata targowa przewyższa dzierżawną. Miasto chce kasować ode mnie blisko 1,3 tys. zł za miesiąc. Dodatkowy wydatek doprowadzi nas do ruiny – twierdzi pani Karina.

W Gliwicach opłata targowa obowiązuje od dawna. Skąd więc problem? Bo wobec handlujących przy ul. Toruńskiej zastosowano ją dopiero w tym roku. Nie są w tej sytuacji wyjątkiem. Po raz pierwszy opłata dotknęła również najemców lokali w pasażu „Jasna”. Nowe przyszło wraz ze zmianą inkasenta opłaty. Śrubę przykręcił występujący w tej roli od jesieni ubiegłego roku Miejski Zarząd Usług Komunalnych w Gliwicach. 

- MZUK obowiązują takie same przepisy, co poprzednika. Różnica leży w rzetelności wypełniania obowiązków - wyjaśnia tło sprawy Alicja Knyps. - W opinii urzędu teren przy ul. Toruńskiej ma charakter targowiska. W świetle przepisów jest nim każde miejsce, na którym prowadzony jest handel. Z opłaty wyłączone są budynki, ale większość obiektów przy Toruńskiej nie mieści się w tej kategorii. Jako takie nie widnieją również w ewidencji.

Inaczej uważają kupcy. W petycji do prezydenta Gliwic zwracają uwagę, że działalność giełdy niczym nie różni się od działalności innych hurtowni. Pobieranie opłat w kwotach tak wysokich, nawet do 60 zł za dzień, „powoduje coraz szybszą degradację tzw. hurtowników, a promuje sklepy wielkopowierzchniowe, w szczególności z kapitałem zagranicznym - prowadząc tym samym do problemów rodzimych, polskich przedsiębiorców”, piszą do prezydenta handlowcy.

Kupców z Toruńskiej do działań obrony zachęcił przykład właścicieli butików z pasażu przy ul. Żwirki i Wigury, należącego do firmy Kar-Tel. Pod wpływem petycji oraz udzielonego kupcom wsparcia radnych, miasto złagodziło opłaty. Stawki zostały obniżone, w zależności od zajmowanej powierzchni nawet o połowę, a naliczanie należności ograniczono do stanowisk dodatkowych, utworzonych na zewnątrz boksów. Wcześniej próbowano obciążyć opłatami całość powierzchni zajętej pod handel.

W ocenie kupców kompromis to ruch idący w dobrym kierunku, ale poniżej oczekiwań. 

- Minimalna stawka 5 zł na dzień za zajęcie terenu do 2 metrów kwadratowych to nadal dużo. Trzeba pamiętać o bardzo wysokich innych kosztach związanych z prowadzeniem tutaj działalności gospodarczej. Ponadto za sprawą opłaty już ponieśliśmy znaczne szkody. Obawy przed drakońskimi rachunkami spowodowały, że sprzed sklepów zniknęły ekspozycje. To z kolei wpłynęło na spadek zainteresowania klientów. W ostatnich miesiącach zbankrutowało dwóch kolegów – mówi właściciel jednego z butików.

Handlowcy oczekują całkowitego zniesienia płatności. Jak twierdzą, utrzymanie opłaty zmusi wielu z nich do likwidacji działalności. Przestrzegają, że zagrożone są dziesiątki miejsc pracy. Przy Toruńskiej działa ponad 30 firm, na terenie przy ul. Żwirki i Wigury – kilkanaście. Każda z nich to źródło utrzymania nie tylko dla właściciela, ale również rzeszy pracowników i ich rodzin.

Szansa na zmianę stanowiska ratusza jest jednak niewielka. W przekonaniu o  własnej słuszności utwierdziła go przegrana handlowców w Samorządowym Kolegium Odwoławczym. SKO, organ kontrolujący działalność samorządów, utrzymał w mocy decyzje w sprawie opłat.

Niektóre duże miasta postanowiły zrezygnować z pobierania opłat handlowych. Lżej z tego powodu mają kupcy i straganiarze z Warszawy, Wrocławia, Łodzi, a z bliższej nam okolicy – Katowic, Zabrza, Bytomia. Dla władz Gliwic liczy się głównie stan miejskiej kasy. W ubiegłym roku na opłacie targowej budżet zarobił milion złotych. A  wpływy powinny rosnąć w związku z większą skutecznością poboru i likwidacją prowizji dla inkasenta.  

Adam Pikul
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj