Opisana poniżej historia jest jedną z tych, które budzą u czytelników wiele emocji. Bo jak to możliwe, że pewnego dnia bez śladu znika dwójka młodych ludzi, którzy pozostawiają za sobą cały swój dotychczasowy świat, a ich rodziny przez następne 14 lat żyją w niepewności, czekając na rozwiązanie tej tajemnicy? Tak właśnie wygląda sprawa zaginięcia i brutalnego zabójstwa małżeństwa Sobańskich z Gliwic, o których pierwsza wzmianka pojawiła się w „Nowinach Gliwickich” na początku października 2001 roku.
Ostatni rysopis
W naszej gazecie, w rubryce zatytułowanej „Komunikaty Policji” pojawił się wpis, który informował, że na terenie Gliwic zaginęli: Sobańska Dorota, córka Zygmunta i Danuty, urodzona 2.02.1966 roku w Bystrzycy Kłodzkiej, zamieszkała w Gliwicach. Poniżej znajdował się opis poszukiwanego mężczyzny, który brzmiał: Sobański Zbigniew, syn Leona i Ireny, urodzony 25.01.1965 roku w Rudzińcu, zamieszkały w Gliwicach. We wpisie z 2001 roku pojawił się również opis wyglądu małżeństwa w dniu ich zaginięcia. Opis Doroty informował: wiek z wyglądu 35 lat, wzrost 168 cm, krępa budowa ciała, włosy blond sięgające do ramion, najczęściej spinane w kok, twarz pociągła, cera jasna, czoło średnie, oczy niebieskie, nos średni, wąski, prosty, uszy małe, przylegające, uzębienie pełne. Przypuszczalny ubiór Doroty S. w dniu zaginięcia wyglądał następująco: jasnobeżowa letnia kurtka z ciemnymi pasami na rękawach, niebieskie spodnie dżinsowe. Natomiast rysopis Zbigniewa S. informował: wiek z wyglądu 35 lat, wzrost około 190 cm, szczupła budowa ciała, włosy blond, krótkie, proste, twarz pociągła, cera jasna, czoło niskie, niebieskie oczy, nos gruby, prosty, uszy małe, przylegające, uzębienie pełne. Przypuszczalny ubiór Zbigniewa wyglądał następująco: jasnobeżowa letnia kurtka z ciemnymi pasami na rękawach, niebieskie spodnie dżinsowe, ewentualnie ciemne spodnie dresowe, bluza dresowa o kombinacji kolorów czerwony / czarny, obuwie sportowe typu „Adidas” lub trampki.
Kartka na stole
Dorota i Zbigniew Sobańscy byli młodym małżeństwem przedsiębiorców, zamieszkałym przy ul. Okrzei w Gliwicach. Na co dzień prowadzili razem bar na stadionie Piasta Gliwice. Ich zaginięcie odnotowano 13 września 2001 roku, kiedy małżeństwo po raz ostatni było widziane przez znajome im osoby. Zaniepokojeni brakiem kontaktu bliscy zawiadomili policję. Wcześniej, odwiedzając mieszkanie małżeństwa nie zastali ich w domu, natrafili jedynie na martwego owczarka niemieckiego - psa Sobańskich i pozostawioną na stole kartkę informującą, że małżeństwo udało się na wieś, w rodzinne strony Doroty. To odkrycie stanowiło już bardzo niepokojący sygnał, tym bardziej, że ani Dorota ani Zbigniew nie poinformowali nikogo z rodziny, że zamierzają wyjechać. Bliscy odnotowali wtedy, że zniknął również samochód małżeństwa - Opel Vectra. Po małżonkach natomiast nie było śladu, a w ciągu najbliższych dni po ich zniknięciu, Dorota i Zbigniew nie skontaktowali z żadnym ze swoich bliskich. Rozpoczęto śledztwo, ale na tamten moment żaden ze śledczych nie przypuszczał, że na rozwiązanie tej sprawy trzeba będzie poczekać następne kilkanaście lat.
Ucieczka czy uprowadzenie?
Początkowo w śledztwie prowadzonym przez Komendę Miejską Policji w Gliwicach nie udawało się odszukać nic, co pomogłoby w ustaleniu aktualnego miejsca pobytu małżeństwa Sobańskich. Jedynym tropem, który mógłby dostarczyć śledczym jakichkolwiek wskazówek, był bar prowadzony przez małżeństwo na stadionie Piasta Gliwice. To tam Zbigniew i Dorota spędzali większość czasu, a ich działalność znana była lokalnej społeczności. W toku dalszych czynności ustalono, że małżeństwo miało znaczne, jak na tamte czasy zadłużenie, sięgające ok. 80 tysięcy złotych. Z relacji znajomych wynikało, że Sobańscy pożyczali pieniądze od wielu osób, a grono wierzycieli było wyjątkowo liczne. Ta informacja pozwoliła śledczym wysunąć pierwszy możliwy motyw ich zniknięcia. Podejrzewano, że brak możliwości spłaty zobowiązań mógł skłonić Dorotę i Zbigniewa do nagłego opuszczenia domu w obawie przed konsekwencjami, bądź, że to właśnie niezaspokojeni wierzyciele postanowili sami wymierzyć sprawiedliwość. Pojawiały się domysły, że być może Sobańscy dobrowolnie podjęli decyzję o ucieczce, z drugiej jednak strony obawiano się, że mogli zostać uprowadzeni i tym samym stać się ofiarami ludzi, od których pożyczali pieniądze.
Niepokojące odkrycie
Śledztwo jednak nie ustawało. 16 września, trzy dni po tym, jak małżeństwo po raz ostatni było widziane, odnaleziono zaginiony samochód Sobańskich - Opla Vectrę - na ulicy Żabińskiego. Auto miało wybite szyby, co już na pierwszy rzut oka wskazywało, że mogło stać się celem włamania lub celowego działania sprawców. Zainteresowanie funkcjonariuszy wzbudziła jednak przede wszystkim zawartość bagażnika. Znaleziono w nim kominiarki i łopatę - przedmioty, które w kontekście zaginięcia małżeństwa wydawały się wyjątkowo niepokojące i mogły sugerować, że doszło do zbrodni. Śledczy zabezpieczyli pojazd, aby przeprowadzić szczegółowe oględziny. Zarówno wnętrze samochodu jak i bagażnik ze znalezionymi w nim przedmiotami poddano szczegółowej analizie kryminalistycznej, szukając przy tym śladów biologicznych i odcisków palców. Badania potwierdziły obecność materiału genetycznego, jednak na tamten moment nie udało się jednoznacznie określić, do kogo należały zabezpieczone ślady. Pomimo intensywnych działań, prowadzone postępowanie nie przybliżyło śledczych do rozwiązania tej sprawy. Śledztwo utknęło w martwym punkcie na kolejne 14 lat.
Przełom po latach
Upragniony przełom nastąpił dopiero w 2015 roku. Wtedy też w naszej gazecie, w czerwcu ukazał się artykuł zatytułowany „Związane ciała w leśnej mogile”. Do śledztwa powrócono i w toku postępowań udało się określić do kogo należał znaleziony na przedmiotach z bagażnika samochodu Sobańskich materiał DNA. Zatrzymano wtedy Bogdana G., który przyznał się do udziału w uprowadzeniu, a następnie zamordowaniu małżonków. Jego zeznania sprawiły, że udało się zatrzymać wszystkich podejrzanych w sprawie. Należeli do nich, oprócz Bogdana G. również: Piotr S., Roman C., Tobiasz W. i Vladimirs A. pseudonim „Rusek”. Śledztwo nabrało tempa, gdy po zeznaniach jednego ze sprawców - Piotra S. udało się ustalić miejsce ukrycia zwłok. Śledczy z Wydziału Kryminalnego KWP w Katowicach, w rzeczyckim lesie, niedaleko jeziora Dzierżno Duże odnaleźli prowizoryczny grób ze szczątkami dwóch osób. Przeprowadzona sekcja wykazała, że szczątki należały do zaginionego 14 lat wcześniej małżeństwa Sobańskich. Zeszkieletowane ciała leżały w płytkim grobie, przykryte piaskiem i eternitem. W toku śledztwa ustalono, że małżeństwo zostało porwane z własnego mieszkania, ich oczy zostały zaklejone, a ręce i nogi skrępowane sznurem. Sprawcy przez kilka dni po uprowadzeniu przetrzymywali małżeństwo w studzience kanalizacyjnej, gdzie poili ich herbatą zmieszaną z narkotykami, tak aby uprowadzeni nie mieli sił na ucieczkę, a następnie przewieźli ich do lasu w Rzeczycach i tam brutalnie zamordowali. Ustalono, że Dorota S. zginęła od gwałtownego uduszenia, wcześniej zaklejono jej nos, a do gardła wepchnięto rękawiczkę. Natomiast Zbigniew S. bity po głowie stracił życie w wyniku odniesionych obrażeń czaszki i mózgu.
Brutalna zemsta
Wszyscy sprawcy porwania i brutalnego mordu zostali postawieni w stan oskarżenia. Początkowo kluczyli w zeznaniach, nie przyznając się do winy. Prawdopodobnym motywem, jak udało się ustalić śledczym, była chęć wyegzekwowania należytego długu od małżeństwa, które nie miało wystarczających środków by go spłacić. Brak możliwości uregulowania zobowiązań sprawił, że Dorota i Zbigniew Sobańscy stali się celem brutalnej zemsty. W mieszkaniu sprawcy zmusili małżeństwo do podpisania dokumentów związanych z nieruchomością i samochodem, następnie ich skrępowali i uprowadzili. Piotr S., który wskazał miejsce ukrycia zwłok, współpracował z wymiarem sprawiedliwości, przyznał się do udziału w zabójstwie i złożył szczegółowe wyjaśnienia. Romana C., Vladimirisa A. i Piotra S. oskarżono o zabójstwo, natomiast Tobiasza W. i Bogdana G. o uprowadzenie ze szczególnym udręczeniem. Roman C. i Tobiasz W. już wcześniej dopuścili się zbrodni zabójstwa na innym, młodym małżeństwie z Łabęd.
Sprawiedliwość po 17 latach
W 2017 roku, Vladimirisa A. i Romana C. Sąd Okręgowy w Gliwicach skazał na dożywocie za zabójstwo. Piotr S. usłyszał wyrok 12 lat pozbawienia wolności za zabójstwo, natomiast Bogdan G. i Tobiasz W. otrzymali 3 lata i 6 miesięcy pozbawienia wolności za uprowadzenie. Wyroki były jednak nieprawomocne, a sprawcom przysługiwało prawo wniesienia apelacji. Rok później w 2018, Sąd Apelacyjny w Katowicach utrzymał wyroki dożywotniego pozbawienia wolności dla Romana C. i Vladimirisa A. Obrońca tego drugiego zwrócił się do Ambasady Republiki Łotewskiej o wydanie mężczyźnie właściwego paszportu, który miałby potwierdzać, że oskarżony w chwili zabójstwa nie przebywał na terenie Polski. Sąd Apelacyjny jednak odrzucił ten wniosek. Obrońcy zarówno Piotra S. jak i Bogdana G. wnioskowali o nadzwyczajne złagodzenie kary, jednak wyroki dla wszystkich sprawców zbrodni, zasądzone przez gliwicki wymiar sprawiedliwości zostały utrzymane w mocy - tym samym Piotr S. otrzymał 12 lat pozbawienia wolności, natomiast Bogdan G. i Tobiasz W. po 3 lata i 6 miesięcy. Wszystkie wyroki stały się prawomocne.
Milena Miller


Komentarze (0) Skomentuj